W nie lada konsternację wprawił Mateusz Morawiecki premiera Mołdawii Dorina Receana. Odwiedzając Kiszyniów szef polskiego rządu zaatakował… Niemcy. gwałtownie się poprawił, ale niefortunne wrażenie pozostało.
– Aby Europa była bezpieczna, musimy zapewnić, by Ukraina wygrała wojnę. My Polacy, podobnie jak mieszkańcy Mołdawii, doskonale rozumiemy, czym jest gorący oddech niemieckiego niedźwiedzia – wypalił polityk PiS. Czym wywołał zrozumiałe poruszenie wśród gospodarzy.
Najwyraźniej jednak Morawiecki przypomniał sobie, w jakim kraju się znajduje. I dalej (na szczęście!) obeszło się już bez wpadek.
– Moskwa straszy rząd w Kiszyniowie na najróżniejsze sposoby. Narusza mołdawską przestrzeń powietrzną i próbuje zastraszyć naród. My to w Polsce rozumiemy – przekonywał.
Możemy odetchnąć z ulgą, iż już nic więcej o Niemczech nasz premier nie opowiadał.