Wóz polityczny Polski: kto jest na, a kto pod?

3 dni temu
Zdjęcie: 54782388221_80493516c7_o


Wielkimi krokami zbliżamy się do półmetka obecnej kadencji Sejmu. To były burzliwe dwa lata. Z politycznego punktu widzenia, bez wskazania wyraźnego zwycięzcy trwającej już dwie dekady wojny między Kaczyńskim a Tuskiem.

Szabelkowców krzyczących „na Moskwę” mamy aż nadto. I to zarówno w KO i jej przystawkach, jak i w PiS. Po drugiej stronie są zaś Konfederacja i Korona Brauna – i ten nowy podział może się utrwalić. A jeżeli tak, to znowu musimy przygotować się na zamieszanie na wozie. Jedni będą na, drudzy pod. Tylko czy po tych roszadach, które już za nami i które przed nami, ten wóz – co najważniejsze – pozostanie wciąż polski?
Pierwszy rok po wyborach 2023 r., a precyzyjniej do lata 2024 r., to okres mocnego wejścia ekipy Donalda Tuska – rugowania z urzędów i instytucji PiS-owskich poprzedników, przy użyciu metod, jak przystało na – jak to określił sam premier rządzącego centrolewu – demokrację walczącą. Widzieliśmy to choćby po sposobie wejścia do TVP, Polskiego Radia i PAP. To był też okres mocnego zagubienia formacji Jarosława Kaczyńskiego. Można by rzec – stanu oszołomienia. Partia obrała strategię oblężonej twierdzy. Najlepiej widać to było to po intensywnej obronie aresztowanych Kamińskiego i Wąsika. Strategia błędna, bo zrozumiała wyłącznie dla najtwardszego jądra partii Jarosława Kaczyńskiego. Co zresztą gwałtownie znalazło potwierdzenie w spadających sondażach.

Zresztą, nie tylko PiS miał trudny początek 2024 r. Nie radziła sobie też Konfederacja, która nie mogła zrozumieć, jak to się stało, iż jeszcze ponad pół roku wcześniej była na kursie i na ścieżce, by wbić klin w duopol, a w ciągu dwóch miesięcy cała nadwyżka zbudowana w kampanii 2023 r. wyparowała. No ale skoro nie radziła sobie opozycyjna prawica, to znaczy, iż dni triumfu musiały należeć do tych, którzy znajdowali się drugiej stronie politycznej barykady. A tym triumfującym, choć bardzo by tego sobie życzył, nie był sam premier Tusk. Mimo potężnego wsparcia medialnego, które miało zbudować, tak jak po 2007 r., wizerunek skutecznego, wsłuchanego w głosy Polek i Polaków męża opatrznościowego, to był czas marszałka Sejmu Szymona Hołowni. gwałtownie znalazł się na szczycie rankingów, wciągając na poziom około 20 proc. Trzecią Drogę. Przez chwilę na horyzoncie pojawiła się wyczekiwana przez wielu alternatywa dla PO-PIS-u. Co tenże PO-PIS musiało mocno zaniepokoić.

Dyżurni Prawnicy Kraju: Szymon Chmielewski i Kacper K. Krawczyk – Własność intelektualna

Zamiast jednak obudowywać się na centroprawicy, gdzie Trzecia Droga miała spory potencjał, Szymon Hołownia wszedł w rolę rozpisaną mu przez Donalda Tuska, czyli twarzy starcia z opozycją, w tym przede wszystkim tę PiS-owską. Powolna gra Donalda Tuska „na wyniszczenie” Szymona Hołowni przyspieszyła przed eurowyborami 2024 r. W mediach liberalnych pojawiły się też ataki na drugiego lidera Trzeciej Drogi, Władysława Kosiniaka-Kamysza. Jak to się skończyło? Donald Tusk pozbył się konkurencji w liberalnym centrum, a przy okazji przejęcia część wyborców, zrealizował po wielu latach marzenie wygrania wyborów z PiS. Jak to jednak na wojnie, różnie z odłamkami bywa. Przygaszenie Trzeciej Drogi dało też efekty uboczne w postaci wciągnięcia sporej części jej wyborców przez Konfederację. Pewne zapoczątkowane wówczas rzeczy mają swoją kontynuację dziś.
Podsumujmy pierwsze miesiące po wyborach 2023 r. Pozycja PiS po początkowym spadku ustabilizowała się na 30 proc. poparcia. Wynik nie wrócił do tego sprzed wyborów, ponieważ część wyborców partii Jarosława Kaczyńskiego przeszła do Konfederacji. Koalicja Obywatelska urosła kosztem Trzeciej Drogi, a w mniejszym stopniu Lewicy. Szymon Hołownia i Trzecia Droga w ciągu pół roku przebyli drogę z nieba do piekła. Słaba po wyborach Konfederacja złapała spory oddech dzięki kłopotom Trzeciej Drogi i PiS. Lewica oddała część poparcia, na czym skorzystała Koalicja Obywatelska.
Rządzącej centrolewicy udało się dotrwać do wakacji 2024 r. Wypalenie dopiero nabierało tempa. „Zużycie” premiera i rządu oraz rosnące zmęczenie rządzącymi nie wyglądały jeszcze dramatycznie. Wtedy zapadła decyzja: skoro nie jest najgorzej, należy na tym paliwie dojechać do wyborów prezydenckich, w których – jak w 2015 r. w przypadku Komorowskiego – faworyt wydaje się oczywisty. To była decyzja Donalda Tuska i jego polityczno-medialnego zaplecza, podjęta bez refleksji nad tym, jak podobna strategia skończyła się dla obozu liberalnego w 2015 r., a później także w 2020 r. Skoro PiS był zduszony – bez TVP, bez subwencji, pogrążony w przeszłości – to, jak pisały tuzy socjologii walczącej, Sierakowski i Sadura, ‘Trzaskowski jedzie autostradą do zwycięstwa’. W ciągu kilku następnych miesięcy znów jednak nastąpiła zamiana miejsc na wozie: ci, którzy byli pod, znaleźli się na górze, a ci, którzy byli na górze – spadli pod.

Wybory prezydenckie miały zabetonować system na co najmniej dekadę. I rzeczywiście – przez dwie godziny tak to wyglądało: od ogłoszenia wstępnych wyników II tury do chwili podania danych z komisji. Przyszła godzina 23:00 i wszystko się odwróciło. Zwyciężył Karol Nawrocki – kandydat wspierany przez PiS, ale, co istotne, także z poparciem większości wyborców Konfederacji i Korony Brauna, a choćby części sympatyków Szymona Hołowni, Adriana Zandberga czy Magdaleny Biejat. O ile eurowybory 2024 r. przetrąciły Trzecią Drogę i przycisnęły Lewicę do progu, o tyle wybory prezydenckie, z wielką porażką Hołowni, słabym wynikiem Biejat i przegraną Trzaskowskiego, mocno uderzyły w centrolewicę. Za to druga strona wyraźnie odżyła.

Po pierwsze – PiS, któremu brakowało głębszego oddechu. Partia znów ustabilizowała się na poziomie 30 proc. – vide wynik Karola Nawrockiego z pierwszej tury. Po drugie – wszystko to, co na prawo od PiS. Sławomir Mentzen i Grzegorz Braun zdobyli łącznie ponad 21 proc., co potwierdziło wyraźne przesunięcie sympatii politycznych w Polsce na prawo.

Tymczasem od wyborów rządzący centrolew nie potrafił się pozbierać. To rozdanie z maja i czerwca znajduje dziś swoje potwierdzenie w sondażach. Owszem, Koalicja Obywatelska notuje wyższe poparcie niż w 2023 r. i choćby prowadzi w rywalizacji z PiS-em. Ale jakim kosztem? Trzecia Droga się rozpadła – Polska 2050 balansuje na poziomie 1 proc., a PSL rzadko przekracza 3 proc. Obie formacje nie mają perspektyw na pokonanie progu wyborczego. Do tego Lewica, z której wyodrębniła się Partia Razem, utrzymuje się nieco nad progiem, ale bez pewności, iż go faktycznie przekroczy. Razem, która po wyborczym wyczynie Adriana Zandberga na chwilę zyskała, w ostatnich miesiącach mocno obniżyła loty.

A przecież na początku 2024 r. cała centrolewica mogła liczyć – po przeliczeniu sondaży na mandaty – na ponad 270 miejsc w Sejmie. A potem? Miesiąc po miesiącu coraz niżej. Rozpad Trzeciej Drogi i słabość jej partii składowych sprawiły, iż dziś Koalicja Obywatelska z Lewicą nie miałyby choćby 200 mandatów. Kto więc miałby większość? Teoretycznie PiS i Konfederacja – od miesięcy utrzymują się w widełkach 250–280 mandatów. Ale to tylko teoria. To, co znajduje się na prawo od centrum, zaczęło zyskiwać po eurowyborach 2024 r., a potem w kampanii prezydenckiej 2025 z jej szczęśliwym dla konserwatystów finałem, wcale nie musi przekładać się na wynik w następnym rozdaniu.
Skoro centroprawica poczuła się mocna – a są ku temu powody – zaczęło się przeciąganie liny. Jedni i drudzy są przekonani, iż mogą wygrać pojedynek o pełną kontrolę nad prawą stroną sceny. Ale wiemy, iż nic z tego. Dopóki Jarosław Kaczyński jest w pełni zdrów, PiS się nie rozpadnie na kilka partyjek. To oznacza, iż w obecnym stanie partia może utrzymać okolice 30 proc.

KATASTROFA BUDŻETOWA?! Prof. Modzelewski: Polska na skraju bankructwa

Konfederacja, która już w eurowyborach 2024 r. weszła na kilkanaście procent, ten poziom zachowała – co potwierdził wynik Sławomira Mentzena w pierwszej turze prezydenckiej – mimo rozwodu z Koroną Grzegorza Brauna, balansującą dziś w okolicach pięciu procent. Donald Tusk niemal całkowicie pozbył się konkurencji na centrolewicy – zyskując dla swojego obozu, ale ryzykując przejście do opozycji po 2027 r. Jarosław Kaczyński podjął właśnie próbę wykoszenia rywali. Ale w odróżnieniu od Tuska, ma znacznie trudniejsze zadanie. Twarda prawica, ta od Konfederacji i Korony, ma bowiem mocniejsze korzenie niż PL2050, PSL, Lewica czy Razem. Nie tylko dlatego, iż nastroje społeczne przesunęły się na prawo, ale także dlatego, iż dotąd nie rządziła – a to w polskich warunkach ogromny bonus.
Jeśli w ciągu dwóch lat, o czym mówię, tyle się w polskiej polityce zmieniło – z tymi, co raz pod wozem, raz na wozie – to tylko wyobraźcie sobie, jak może wyglądać przyszłość. A czasy wcale nie będą spokojniejsze. Mam na myśli sprawy międzynarodowe i ich wpływ na krajową scenę. Dziś, formalnie rzecz biorąc, mamy podział na rządzący centrolew i prawicową opozycję. Ale za kilka miesięcy wcale tak być nie musi. jeżeli coraz bardziej zdesperowane stronnictwo wojny w Polsce dociśnie pedał, układ sił może się zupełnie zmienić.

GRZESIAK: MĘŻCZYZNA SWÓJ ŻYCIOWY PRIME OSIĄGA PO 45 ROKU ŻYCIA

Bo mówiąc o stronnictwie wojny, mam świadomość – i Państwo też – iż szabelkowców krzyczących „na Moskwę” mamy aż nadto. I to zarówno w KO i jej przystawkach, jak i w PiS. Po drugiej stronie są zaś Konfederacja i Korona Brauna – i ten nowy podział może się utrwalić. A jeżeli tak, to znowu musimy przygotować się na zamieszanie na wozie. Jedni będą na, drudzy pod. Tylko czy po tych roszadach, które już za nami i które przed nami, ten wóz – co najważniejsze – pozostanie wciąż polski?

Idź do oryginalnego materiału