USA mogą podnieść cła importowe na towary z Chin do 104 procent, jeżeli Pekin nie wycofa się z planów nałożenia nowych ceł na towary amerykańskie.
Stany Zjednoczone mogą nałożyć cła importowe na chińskie towary sięgające aż 104 proc., jeżeli Pekin nie zrezygnuje z planowanego wprowadzenia nowych taryf na amerykańskie produkty. Według informacji agencji AFP, powołującej się na źródła z Białego Domu, groźba ta miałaby się ziścić, jeżeli prezydent Donald Trump zdecyduje się na dodatkowe 50-procentowe cła, które dołączyłyby do już obowiązujących 54 proc.
Handlowa wojna między USA a Chinami nabiera tempa
Wojna celna pomiędzy Waszyngtonem a Pekinem trwa od początku roku. 4 marca amerykańskie taryfy wobec Chin osiągnęły poziom 20 proc. Donald Trump tłumaczył ich wprowadzenie niewystarczającymi działaniami Chin – ale także Kanady i Meksyku – w walce z nielegalnym handlem fentanylem, który w zeszłym roku doprowadził do śmierci ponad 100 tysięcy Amerykanów.
2 kwietnia Trump ogłosił nowe cła na towary z 185 państw świata, a wobec Chin podniósł je o kolejne 34 punkty procentowe – do łącznej stawki 54 proc. W odpowiedzi Pekin nałożył analogiczne 34-procentowe taryfy na cały import z USA. W reakcji Trump zapowiedział kolejne podwyżki – tym razem o 50 proc.

Xi Jinping, przywódca Chin
„Jeśli Chiny nie wycofają się ze swoich 34-procentowych ceł do 8 kwietnia 2025 roku, Stany Zjednoczone wprowadzą dodatkowe taryfy w wysokości 50 proc., które zaczną obowiązywać od 9 kwietnia” – napisał Trump na platformie Truth Social. Zapowiedział również zerwanie rozmów z Chinami i podjęcie natychmiastowych negocjacji z innymi państwami.
Realizacja tej groźby oznaczałaby w praktyce niemal całkowite zamknięcie rynku USA na chiński import.
UE spuszcza z tonu
W obliczu eskalacji polityki protekcjonistycznej Trumpa, Unia Europejska zaproponowała Stanom Zjednoczonym zniesienie ceł na towary przemysłowe. – Europa jest zawsze gotowa na dobrą umowę. Na stole leży propozycja zniesienia ceł, podobnie jak miało to miejsce z innymi partnerami handlowymi – powiedziała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.
Podkreśliła przy tym, iż Bruksela przygotowuje środki zaradcze na wypadek, gdyby nie udało się osiągnąć porozumienia z Waszyngtonem.

Ursula von der Leyen
Unia musi się przygotować na możliwość wprowadzenia przez USA 25-procentowych ceł na stal, aluminium i samochody, a także – od najbliższej środy – 20-procentowych taryf na niemal wszystkie pozostałe produkty.
Według agencji Reutersa, w kontekście wojny handlowej UE ma mniej środków nacisku niż USA – w 2024 roku import z USA do Europy wyniósł 334 miliardy euro, natomiast eksport z UE do USA – aż 532 miliardy.
Narada ministrów i rozmowy z USA
W poniedziałek w Luksemburgu odbyło się spotkanie unijnych ministrów odpowiedzialnych za handel. Unijny komisarz ds. handlu Maroš Šefčovič poinformował po rozmowach, iż negocjacje z USA są na wczesnym etapie, a jedną z głównych propozycji jest zniesienie taryf na samochody i inne towary przemysłowe.
Większość ministrów podkreśliła, iż celem powinno być rozpoczęcie rozmów z USA i uniknięcie bezpośredniego starcia celnego.
„To dopiero początek większych zmian” – ocenia ekspert
Dr Krzysztof Winkler z Warsaw Enterprise Institute uważa, iż działania Trumpa to początek globalnych zmian w podejściu do relacji gospodarczych.
– Obserwujemy powrót do protekcjonizmu, który dominował w polityce USA aż do końca II wojny światowej. Późniejsze ułatwienia handlowe były podyktowane koniecznością odbudowy sojuszników. Dziś Trump chce odwrócić tę nierównowagę i przywrócić miejsca pracy w przemyśle – tłumaczy ekspert.

Dr Krzysztof Winkler z Warsaw Enterprise Institute
W jego ocenie, pierwsze skutki wojny celnej odczujemy już w ciągu kilku tygodni, ale pełny wpływ tego procesu ujawni się dopiero w perspektywie miesięcy i lat.
– Państwa będą dążyć do ochrony swoich rynków i utrzymania minimalnego poziomu produkcji przemysłowej. Pandemia czy konflikty zbrojne pokazały, jak łatwo można przerwać globalne łańcuchy dostaw. Teraz każde państwo chce być bardziej samowystarczalne – podsumowuje dr Winkler.
Na podst. PAP, Reuters i Do Rzeczy