Wystąpienia prezydenta Karola Nawrockiego w Telewizji Republika są świadectwem głębokiego kryzysu intelektualnego i politycznego, który przenika najwyższe szczeble polskiej władzy. Analiza jego wypowiedzi nie pozostawia wątpliwości: mamy do czynienia nie z głową państwa, która kształtuje politykę opartą na faktach i racjonalnych kalkulacjach, ale z politykiem, który operuje uproszczonymi tezami, odwołuje się do emocji zbiorowych i celowo antagonizuje relacje międzynarodowe.
Prezydent Nawrocki z uporem powiela tezy o rzekomym „szantażu finansowym” ze strony Unii Europejskiej w sprawie środków z Krajowego Planu Odbudowy. Pomija przy tym fakt, iż wypłata tych funduszy została wstrzymana nie z przyczyn politycznych, ale z powodu systemowego łamania zasad praworządności przez poprzedni rząd. Wypaczenia w systemie sądowniczym, podporządkowanie Trybunału Konstytucyjnego władzy wykonawczej, a także marginalizacja Krajowej Rady Sądownictwa zostały jednoznacznie skrytykowane przez instytucje unijne.
Ignorując te argumenty, Nawrocki buduje narrację oblężonej twierdzy, w której Polska staje się ofiarą międzynarodowego spisku. Jest to podejście nie tylko anachroniczne, ale też politycznie szkodliwe. Zamiast wyjaśniać obywatelom mechanizmy działania UE, prezydent decyduje się na utrwalanie mitów.
Nawrocki krytykuje sposób rozdysponowania środków z KPO, podając przykłady absurdalnych wydatków: jachty, solaria, meble, a choćby klub dla swingersów. Trudno kwestionować oburzenie opinii publicznej wobec takich doniesień, jednak w tej samej wypowiedzi prezydent twierdzi, iż nigdy nie popierał samego mechanizmu KPO, ponieważ oznaczał on „szantaż”. Jest to stanowisko niespójne. jeżeli Nawrocki uważa, iż środki były rozdzielone w sposób karygodny, to należałoby domagać się reformy systemu nadzoru, a nie odrzucać całą ideę wsparcia unijnego.
Zamiast konstruktywnej krytyki prezydent prezentuje postawę całkowitego odrzucenia mechanizmów europejskiej solidarności finansowej. To nie tylko świadczy o niezrozumieniu zasad funkcjonowania UE, ale również uderza w interesy polskich obywateli, którzy realnie korzystają z inwestycji infrastrukturalnych, edukacyjnych i środowiskowych finansowanych z KPO.
Szczególne zaniepokojenie budzi wypowiedź Nawrockiego dotycząca relacji z Niemcami. W jego słowach trudno doszukać się dyplomatycznego wyczucia, choć pełni on funkcję najwyższego przedstawiciela państwa polskiego. Odwoływanie się do emocji i retoryki „gospodarstwa pomocniczego” oraz „junior partnera” to kalkulowane igranie z resentymentami historycznymi, które nie powinny stanowić podstawy współczesnej polityki zagranicznej.
Zamiast rzeczowego dialogu z Berlinem, Nawrocki promuje wizję Polski jako kraju krzywdzonego, upokarzanego i marginalizowanego. Pomija przy tym, iż Niemcy pozostają kluczowym partnerem handlowym Polski, jednym z największych inwestorów w naszym kraju oraz strategicznym sojusznikiem w ramach NATO i UE. Wydobywanie z przeszłości problemu reparacji wojennych, który ma charakter zamknięty prawnie i politycznie, jest nie tylko nieefektywne, ale także eskaluje napięcia w regionie.
W wypowiedziach prezydenta raz po raz pojawia się mechanizm przerzucania winy. Winni są inni: Unia, Niemcy, opozycja, beneficjenci KPO, Bruksela, zagraniczne media. Ani razu Nawrocki nie zajął się refleksją nad odpowiedzialnością instytucji państwowych – obecnych lub byłych – które dopuściły do nieprawidłowości. Zamiast systemowego podejścia, otrzymujemy publiczne oskarżenia bez wskazania rozwiązań.
Równocześnie, prezentując się jako rzecznik „polskich rodzin”, prezydent wpisuje się w populistyczny schemat instrumentalnego wykorzystywania wartości rodzinnych do uzasadniania własnych decyzji politycznych. Trudno jednak uznać jego deklaracje o zwolnieniach z podatku za poważną politykę fiskalną, skoro brak za tym konkretnych planów budżetowych.
Wystąpienia prezydenta Karola Nawrockiego wskazują na niebezpieczną tendencję: odejście od racjonalnego zarządzania państwem na rzecz populistycznej narracji opartej na emocjach, urazach historycznych i antagonistycznym stosunku do Zachodu. Takie podejście nie tylko szkodzi pozycji Polski w Europie, ale także utrwala wewnętrzne podziały społeczne.
Prezydent powinien być stabilizatorem, a nie akceleratorem konfliktów. Niestety, Nawrocki zdaje się świadomie wybierać strategię konfrontacji – z zagranicą, z instytucjami unijnymi, a choćby z częścią społeczeństwa. Jego retoryka nie służy budowie silnego, racjonalnie zarządzanego państwa, ale osłabia jego instytucje poprzez prymitywne uproszczenia i emocjonalne deklaracje.
Polska potrzebuje dziś przywództwa opartego na faktach, kompetencjach i zrozumieniu współczesnych wyzwań. Tego, niestety, obecny prezydent nie oferuje.