"To także sukces rządu"
Amerykańscy żołnierze pozostaną w Polsce, a ich liczebność może się jeszcze zwiększyć - to kluczowa deklaracja, która padła w środę podczas wspólnej konferencji obydwu prezydentów w Gabinecie Owalnym. Podczas zamkniętej części obrad w Białym Domu – jak przekazał później Karol Nawrocki - była mowa także o stworzeniu stałej bazy USA na naszym terytorium. Wypracowaniem ewentualnych konkretów w tej sprawie mają się zająć sekretarz obrony USA Pete Hegseth i szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego Sławomir Cenckiewicz. Polski prezydent otrzymał ponadto zaproszenie na przyszłoroczny szczyt grupy G20 do Miami.
REKLAMA
- Oczywiście, można mówić o sukcesie wizyty prezydenta, z tym iż to też sukces rządu, bo przecież na temat możliwości przystąpienia do G20 wcześniej z sekretarzem stanu Marco Rubio rozmawiał wicepremier Radosław Sikorski. Nad pozostaniem amerykańskich żołnierzy pracował z kolei od miesięcy wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz – przypomina polityk Koalicji Obywatelskiej. - Nawrocki zrealizował w Stanach naszą agendę – dodaje inny z przedstawicieli partii Donalda Tuska.
"Bardziej liczyłbym na Amerykanów"
Nasi rozmówcy z obozu rządowego przyznają jednak, iż nie wiedzą, co działo się za zamkniętymi drzwiami rozmów w Białym Domu, bo nie uczestniczył w nich ani przedstawiciel MSZ, ani nikt z ambasady RP w Waszyngtonie. Niektórzy wątpią więc, czy prezydent trzymał się wytycznych, które przed wizytą dostał z MSZ. W dokumencie, który ujawnił w zeszłym tygodniu Kanał Zero, mowa była m.in. o tym, by "unikać podejmowania zobowiązań dot. przyszłych zakupów amerykańskiego uzbrojenia z uwagi na trwające analizy potrzeb Sił Zbrojnych RP" oraz wstrzymaniu się "z deklarowaniem poparcia dla podmiotu amerykańskiego jako wykonawcy elektrowni jądrowej w drugiej lokalizacji, gdyż stanowiłoby to ingerowanie w procedurę konkursową" (rząd jako inwestora dla elektrowni, która miałaby stanąć w Koninie lub Bełchatowie bierze pod uwagę także firmy z Kanady i Francji).
Na przyszły tydzień, jak dowiedzieliśmy się w czwartek w MSZ, planowane jest spotkanie "na wysokim szczeblu" przedstawicieli resortu dyplomacji i Kancelarii Prezydenta. Obie strony mają wymienić się informacjami - MSZ na temat rozmów w USA wicepremiera Radosława Sikorskiego (we wtorek spotkał się m.in. z sekretarzem stanu Marco Rubio), a KPRP - relacją z rozmów z Trumpem i jego administracją.
Nasi rozmówcy z Koalicji 15 października wątpią jednak, czy strona rządowa zdoła dowiedzieć się o wszystkim, co padło za zamkniętymi drzwiami w Białym Domu. - Bardziej liczyłbym, iż dowiemy tego się od Amerykanów – przyznaje jeden z naszych rozmówców. - Bo teoretycznie Nawrocki mógł Trumpowi obiecać, co chciał, nie przejmując się stanowiskiem rządu. Na zasadzie: "panie prezydencie, proszę się rządem nie przejmować, bo za dwa lata mamy wybory, a Tusk straci władzę. Pan będzie wówczas jeszcze prezydentem, a nasz rząd załatwi panu to, na czym panu zależy" - nie wyklucza polityk.
- Być może panu prezydentowi właśnie na tym zależało, żeby nie było podczas tych spotkań żadnego przedstawiciela rządu, aby nikt nie dowiedział się, co w gruncie rzeczy zostało tam ustalone – zastanawia się z kolei były wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna z Lewicy.
"Pyrrusowe zwycięstwo?"
I dodaje, iż sukces prezydenta, osiągnięty zresztą - jak zaznacza - wspólnie z rządem, jest rodzajem "pyrrusowego zwycięstwa" głowy państwa. - Rzuca się na nie cieniem konfrontacyjne zachowanie prezydenta wobec rządu. Prezydentowi nie towarzyszył żaden wiceminister, nie tylko z MSZ, ale też z MON czy energii. Wreszcie niektóre wypowiedzi na konferencji prasowej, również konfrontacyjne w stosunku do rządu, pokazały, iż z jednej strony Polska może być pewna naszego sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, z drugiej pan prezydent Nawrocki udowodnił, iż w Polsce, jeżeli chodzi o politykę zagraniczną, będzie przez niego wprowadzany chaos – ocenia Szejna.
Tego typu głosów, wyrażających żal czy wręcz irytację, jest więcej. Chodzi o słowa, które z ust Karola Nawrockiego padły na konferencji prasowej już po zakończeniu spotkań w Białym Domu. - W wielu sprawach nie zgadzam się z premierem, z polskim rządem, natomiast dzisiaj w Waszyngtonie reprezentowałem rację państwa polskiego, wykonując też zadanie, którego polski rząd, wiemy o tym, nie potrafi wykonać. Nie radzi sobie od dwóch lat w relacjach polsko-amerykańskich, więc cieszę się, iż może to załatwić prezydent Polski - mówił Nawrocki.
- Krytykę tu w kraju rozumiem, ale takich rzeczy nie powinien mówić w USA. Tam głos polskich władz powinien być wspólny, a konflikty polityczne pozostać w Polsce – nie kryje oburzenia polityk Koalicji Obywatelskiej.