
Gdyby traktować monachijskie przemówienie Vance’a jako pewną klamrę spinającą epokę pomiędzy początkiem konfrontacji Rosji z Zachodem, która, choć zaczęła się wcześniej, to została ogłoszona publicznie właśnie w Monachium, to trzeba podkreślić, że rosyjski przywódca mógłby dziś stwierdzić z satysfakcją, iż Zachodu, którego jedność usiłował swoim przemówieniem rozbijać, w pewnym sensie już nie ma.
Oto bowiem 18 lat po jego przemówieniu do tego samego miasta i na tę samą konferencję przyjeżdża wiceprezydent USA i skupia się na tym, by wygłosić litanię pretensji lub – jak powiedzą inni – obelg wobec Europy.
Stało się tak nie tylko w wyniku ideologicznego rozejścia się Stanów Zjednoczonych i Europy. USA czują się otóż ośmielone również kondycją Europy. O tej świadczą zaś twarde dane ekonomiczne. W 2007 r. PKB Unii Europejskiej wynosiło, według danych Banku Światowego, 14 bln dol. i było minimalnie niższe od PKB Stanów Zjednoczonych. W 2023 r. PKB Stanów Zjednoczonych wyniosło 27 bln dol., podczas gdy unijne też wzrosło, ale wynosi jedynie 18 bln dol. choćby gdyby doliczyć brytyjskie, wynoszące ponad 3 bln dol. PKB, widać wyraźnie, iż przewaga Stanów Zjednoczonych rośnie. Coś w Europie najwyraźniej nie działa.
Główny zarzut wobec Vance’a, pomijając jego liczne nietakty, do których jeszcze wrócimy, to ten, iż brał udział w monachijskiej konferencji bezpieczeństwa, a nie mówił o bezpieczeństwie.
Tyle iż i tu coś w Europie nie działa. Przez 18 lat bowiem udawała.
Najpierw, iż nie usłyszała zapowiedzi Władimira Putina, a potem udawała, iż nie widzi jego polityki. Niektóre zaś państwa — np. Niemcy — widziały, ale wyłącznie okazję do robienia interesów nawet wówczas, gdy interesy te z Nord Stream na czele wprost uderzały w bezpieczeństwo sojuszników Niemiec.

Władimir Putin
Otrzeźwienia nie przyniosła ani rosyjska napaść na Ukrainę w 2014 r., ani choćby ta z 2022 r. Nie licząc kilku krajów, na czele z Polską, wydatki zbrojeniowe państw europejskich rosną w tempie tak żałosnym, iż trudno się dziwić, iż UE traktowana jest z pogardą już nie tylko przez Rosjan, ale również Amerykanów.
Problem polega na tym, iż Vance, zamiast mówić o tym wszystkim, skupił się na lamentowaniu, iż oto europejska demokracja jest zagrożona. Poziom perwersji, biorąc pod uwagę to, iż jest wiceprezydentem u Donalda Trumpa, który przegrawszy wybory w 2020 r., nie chciał oddać władzy i na pewno kibicował próbie zamachu stanu, którym był atak jego zwolenników na Kapitol 6 stycznia 2021 r., jest niebywały.
Sam Vance skądinąd Trumpa w 2016 r. nazwał „potencjalnym Hitlerem” i „moralną katastrofą”. To, iż dziś w Monachium pełni rolę naczelnego propagandysty Trumpa na odcinku europejskim pewnie nie powinno dziwić. Tak to już jest z tymi, którzy porzuciwszy stare alianse, muszą udowadniać wierność, iż gdy już dostąpią łask wodza, starają się być najwierniejszymi z wiernych.
Pomijając już jednak Vance’a, który – jak wszystko na to wskazuje – jest po prostu konformistą bez zasad, można zadać sobie pytanie, jak to możliwe, iż amerykańskie liberalne elity, zamiast postawić Trumpa przed sądem za to, co zrobił 6 stycznia, postanowiły skupić się na tym, jak zaksięgował pieniądze, które zapłacił za milczenie gwieździe porno Stormy Daniels. Coś najwyraźniej nie działa też w USA. A konkretnie wśród liberalnych elit w USA.
Można oczywiście zadać pytanie, czy wiceprezydent Stanów Zjednoczonych nie powinien zachowywać się w sposób taktowny i czy wolno mu zachowywać się w sposób wprost niedyplomatyczny. Vance niewątpliwie bowiem pozwolił sobie na zdecydowanie za dużo.
Wersal się skończył. Czy Vance kłamał? Owszem, tak. Ale nie do końca
Jednak oburzając się na Vance’a trudno nie przypomnieć sobie licznych przecież wypowiedzi europejskich, w tym i polskich polityków na temat Trumpa. Ktoś powie, iż różnica jest zasadnicza, bo politycy europejscy mówili prawdę o Trumpie, a Vance kłamie, mówiąc o Europie. Pomijając już to, czy Vance wyłącznie kłamie (o tym za chwilę), czy też – jak to zwykle demagodzy czynią – wyciąga kłamliwe wnioski z prawdziwych niestety przesłanek, sam aspekt dyplomacji jest oczywisty. Naczelną jej zasadą nie jest otóż prawda, ale skuteczność i wzajemność. Słowem — może się nam to, co Vance powiedział, nie podobać, ale niestety, jeżeli użyć słów Andrzeja Leppera, Wersal się skończył. Tyle iż najpierw po naszej stronie Atlantyku.

Donald Trump i J.D. Vance
Pozostaje więc przyjrzeć się temu, czy Vance kłamał. Owszem, tak. Ale nie do końca. Odpowiedź nie jest otóż tak prosta, jak chcą tego jego krytycy. Wiceprezydent stwierdził, iż Europa odchodzi od demokracji i przywołał w tym kontekście przykład anulowanej pierwszej tury wyborów prezydenckich w Rumunii, w której zwyciężył znany z prorosyjskich wypowiedzi Calin Georgescu i entuzjazm, z którym to spotkało się w europejskich elitach.
Problem polega na tym, iż wszystko wskazuje na to, iż wybory w Rumunii zostały anulowane na podstawie bardzo wątłych przesłanek i niestety wbrew konstytucji, która w ogóle procedury anulowania wyborów nie przewiduje. Dowody rosyjskiej ingerencji okazały się z kolei bardzo wątpliwej próby. Kolejne wybory odbędą się w maju. Georgescu, jak wszystko na to wskazuje, również w nich zwycięży.
Zasadnicza różnica między mną a Vance’em sprowadza się do tego, iż Vance prawdopodobnie się ze zwycięstwa Georgescu ucieszy, podczas gdy mnie ono zmartwi. Pytanie, które Vance postawił, mówiąc o rumuńskich wyborach, można potraktować jako okazję do refleksji, czy na pewno liberalne elity wiedzą, jak walczyć z populistami? O tym, iż niekoniecznie tak jest, pisałem ledwie tydzień temu w Onecie.
J.D. Vance mówił też o cenzurze, przytaczając jej przykłady, przy czym wszystkie dotyczyły strony liberalnej. Słowem nie zająknął się wiceprezydent USA o cenzurze ze strony prawicy (w Polsce – za rządów PiS w mediach publicznych – prowadzących do zmiany tych mediów w propagandowe szczekaczki), o kłamstwach, którymi ta się posługuje i romansie z ekstremizmami. Ba – wydawał się wręcz bronić prawa do dezinformacji. Tyle, iż fałsz odpowiedzi Vance’a i szerzej – współczesnej prawicy – na pytania, z którymi konfrontuje nas współczesność, nie unieważnia pytań, które prawica zadaje.
Przemówienie Vance’a to niejako sygnał alarmowy — Hannibal u bram
Czy istnieje więc, jak twierdzi Vance, coś takiego jak liberalna cenzura? Wystarczy sobie przypomnieć, jak jeszcze 12-13 lat temu każdy, kto mówił o rosyjskim zagrożeniu, był natychmiast określany jako prawicowiec (czego sam doświadczyłem) i wyrzucany poza nawias „cywilizowanej debaty”, by stwierdzić, iż chyba niestety tak. Wystarczy przypomnieć sobie, jak jeszcze półtora roku temu strona liberalna wyzywała zwolenników muru na granicy z Białorusią od faszystów, by teraz, gdy mur jest przez rząd Donalda Tuska wzmacniany, milczeć, albo rozbudowę muru chwalić. I można stwierdzić, iż coś jest nie tak. Po liberalnej stronie.
Można sięgnąć do tego, jak traktowano po liberalnej stronie tych, którzy mówili, iż niekontrolowana migracja wysadzi w powietrze europejski – no właśnie – liberalizm. Migracja, jeżeli odwołać się do słynnych słów Lenina o kapitalistach, którzy sprzedadzą bolszewikom sznur, na którym zostaną powieszeni, była właśnie owym sznurem. Jest czymś zaiste niebywałym, iż europejscy liberałowie niczym niepodległości bronili akurat tego, co toruje drogę do władzy ich największym wrogom.
Pisząc ten komentarz z liberalnego punktu widzenia niechętnie przyznaję rację Vance’owi. Tyle iż zarazem coś mu zawdzięczam.
Oto bowiem można dziś dzięki niemu i przede wszystkim Trumpowi powiedzieć, iż zagrożenie rządami skrajnej prawicy nie jest już czymś, na co można reagować wyłącznie chowaniem głowy w piasek i eliminując z debaty każdego, kto ośmieli się, będąc liberałem, zarazem nie mieć oczu szeroko zamkniętych. Przemówienie Vance’a to niejako sygnał alarmowy — Hannibal u bram.
CZYTAJ WIĘCEJ: Witold Jurasz: Wojna zmierza ku końcowi. Po jej zakończeniu Polska musi wysłać armię do Ukrainy