Wydaje się, iż w PiS zaczęto wyciągać wnioski z przegranych sromotnie wyborów. Tyle, iż jak to w Prawie i Sprawiedliwości, tu wszystko dzieje się na opak.
W normalnej, demokratycznej partii politycznej za klęskę zapłaciliby swoimi karierami liderzy. W PiS jednak głowy działaczy ścina główny winowajca, czyli Jarosław Kaczyński.
I tak z szefowaniem regionalnym strukturom partii musieli się pożegnać tacy „baronowie” jak Joachim Brudziński, Mariusz Błaszczak, Henryk Kowalski, Ryszard Terlecki i choćby Mateusz Morawiecki. A to dopiero początek daleko idących zmian.
— Prezes Kaczyński najpierw zmniejszył liczbę pełnomocników do 17, czyli zadbał o sprawność partii. Nad taką mniejszą grupą może mieć lepszą kontrolę – ocenia w rozmowie z „Fakten” politolog, prof. Kazimierz Kik.
Po prostu PiS może przegrywać kolejne wybory. Najważniejsze jest tylko, by prezesem przez cały czas pozostawał Jarosław Kaczyński.