Wielki spór o psa. PiS odkrywa nowego wroga – smycz

18 godzin temu
Zdjęcie: PiS


Przemysław Czarnek w roli obrońcy uwięzionych psów, Jarosław Kaczyński w roli rozjemcy między budą a cywilizacją. Polityka PiS zjechała na poziom podwórka – i to dosłownie.

W polskiej polityce widzieliśmy już wszystko: wojny o krzyże, o węgiel, o gender i o mięso w piątki. Ale dopiero teraz, dzięki Przemysławowi Czarnkowi i Jarosławowi Kaczyńskiemu, dowiedzieliśmy się, iż największym zagrożeniem dla kraju mogą być… psy. Dokładniej: długość ich łańcucha.

Były minister edukacji, dziś wiceprezes PiS, w rozmowie z Radiem Zet odkrył swoje prawdziwe polityczne powołanie — obrońcę rowerzystów przed czworonogami. „Jak jeżdżę na rowerze, to jestem szczęśliwy, kiedy widzę psa uwiązanego na łańcuchu, a nie psa, który biega luźno” – oznajmił Czarnek, dodając, iż „pies uwiązany ma miskę, jedzenie, budę i nie zagraża nikomu”.

Brzmiało to jak manifest człowieka, który postanowił ogłosić wojnę wolności… psów. W kraju, w którym inflacja zjada oszczędności, szpitale stoją na krawędzi, a szkoły toną w chaosie, Czarnek postanowił walczyć o coś naprawdę ważnego – prawo do łańcucha.

Na tę wypowiedź zareagował sam Jarosław Kaczyński. I choć prezes PiS jest znany z zamiłowania do kotów, tym razem zabrał głos w sprawie psów. – „Sądzę, iż pan prof. Czarnek woli, żeby go pies nie gonił, kiedy on jedzie na rowerze. Ja uważam, iż zmieniła się epoka. Pod wieloma względami na gorsze, ale pod pewnymi jednak na lepsze. Należy tę sprawę załatwić w sposób cywilizowany” – stwierdził.

Kaczyński, jak zwykle, próbował być ponad sporem. Ale choćby on nie zdołał ukryć, iż PiS znów znalazł się w sytuacji, w której zamiast mówić o realnych problemach Polaków, prowadzi debaty o… kojcach.

Czarnek nie dał jednak za wygraną. W Polsat News z pełnym przekonaniem oświadczył, iż „epoka się nie zmieniła, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo rowerzystów i dzieci na wsi”. I dodał z powagą godną ministra obrony narodowej: „Zadbajmy o ludzi, a w drugiej kolejności o zwierzęta”.

W ten sposób powstała nowa oś ideologicznego konfliktu w obozie prawicy: Czarnek – strażnik łańcucha kontra Kaczyński – rzecznik „cywilizowanego rozwiązania”. W tle: ustawa, która zakazuje trzymania psów na stałych uwięziach, z wyjątkiem krótkotrwałych sytuacji. Przepisy, które w każdym normalnym kraju przeszłyby bez echa, w Polsce stały się początkiem nowej, absurdalnej wojny kulturowej.

Trudno nie zauważyć groteski całej sytuacji. Oto partia, która przez osiem lat rozmontowywała sądy, szkoły i służbę zdrowia, dziś dzieli się o to, czy pies powinien mieć trzy metry łańcucha, czy jednak zero. Czarnek, który przez lata bronił „tradycyjnych wartości”, teraz broni tradycyjnego sposobu trzymania psów – najlepiej przy budzie, z łańcuchem i miską. A Kaczyński, który marzył o „nowoczesnym państwie patriotów”, musi interweniować w sprawie smyczy.

W istocie spór ten doskonale pokazuje kondycję PiS-u po utracie władzy. Partia, która jeszcze niedawno decydowała o miliardach z budżetu i przyszłości Europy Środkowej, dziś roztrząsa, czy pies w kojcu to symbol bezpieczeństwa czy zniewolenia. Niektórzy politycy partii powinni chyba zacząć się zastanawiać, czy to przypadkiem nie oni sami są przywiązani do łańcucha – tyle iż partyjnego.

Czarnek mówi o „epoce, która się nie zmieniła”. I rzeczywiście – w jego świecie wszystko stoi w miejscu: kobiety mają siedzieć w domu, dzieci słuchać księdza, a psy nie ruszać się z budy. Kaczyński natomiast mówi o „cywilizowanym podejściu”, choć przez lata z cywilizacji europejskiej wyciągał tylko to, co pasowało do jego wizji Polski z lat 80.

Cały ten spór to adekwatnie metafora współczesnej prawicy: zamiast rozmawiać o przyszłości, rozważa długość łańcucha. Zamiast uwalniać kraj z ograniczeń, zajmuje się uwiązywaniem kolejnych – tym razem dosłownie.

A może to po prostu idealny symbol dzisiejszego PiS-u – partii, która wciąż szczeka, ale nie ma już kogo ugryźć.

Idź do oryginalnego materiału