Ktoś najwyraźniej nie radzi sobie z presją. Zamiast być, znika. Zamiast odpowiadać na pytania o swoją przeszłość, chowa się. Ucieka. Zamiast pokazać, iż potrafi unieść ciężar — zaczęło się mówić o jego… problemach z procentami.
Nie mówimy tu o jednym toastowym kieliszku. Z okolic Nowogrodzkiej padają słowa o „braku stabilności”, „braku kontroli emocji” i „sposobie radzenia sobie ze stresem, który budzi niepokój”. W PiS mówi się już półgębkiem, iż już kilka razy musieli korygować kalendarz pod kątem „gorszych dni”. I rzeczywiście, czasami… ktoś znikał.
Oczywiście, oficjalnie wszystko jest w porządku. Photoshop i makijażystki czynią co w ich mocy. A jednak za tą pomalowaną fasadą zaczyna coś być widać. Nie zmęczenie. Raczej strach. Nie brak snu. Raczej objawy czegoś dużo gorszego.
Na razie to tylko pogłoski, informacje z drugiego rzędu. A może warto by przynieść alkomat, poprosić o badanie krwi… W końcu to praca.