Sierpniowy sondaż IBRiS dla Onetu to kubeł zimnej wody dla Karola Nawrockiego. Jeszcze niedawno snuł fantazje o „prezydenturze na miarę amerykańską”, o systemie prezydenckim, w którym miałby rozdawać karty niczym polski Kennedy – a dziś ląduje w tabeli zaufania z wyraźnym spadkiem. Naród właśnie pokazał mu drzwi, a raczej korytarz prowadzący w stronę niebytu.
Nie ma się czemu dziwić. Nawrocki od początku kadencji udaje prezydenta, nie jest nim, bo nie wiadomo ile zdobył głosów on a ile Trzaskowski. Nawrocki to także człowiek braków – brak mu wiedzy, zaplecza i jakiegokolwiek autorytetu. Wrzeszczy jak zacięty boombox z czasów propagandy lat 80., a kiedy próbuje sięgać po wielkie słowa – wychodzi z tego żałosny kabaret. Widać, iż rola głowy państwa go przerasta o 10 długości, a ambicje na system prezydencki w stylu USA brzmią jak kiepski żart na tle jego zerowych osiągnięć.
Nawrocki działa na rzecz Rosji i ludzie to oceniają w Polsce jednoznacznie – udający prezydencki pisowski pionek spada w rankingu zaufania IBRIS.
W tym samym czasie Radosław Sikorski wraca na pozycję lidera zaufania, a Nawrocki… traci grunt pod nogami. choćby Hołownia, który notorycznie zamyka stawkę, przynajmniej potrafi zachować uśmiech i dystans. Nawrocki natomiast brnie w marzenia o władzy absolutnej, które rozpadają się przy pierwszym zetknięciu z rzeczywistością.
Sondaż pokazuje, iż społeczeństwo nie kupuje polityków z nadmuchanym ego i papierowym autorytetem. Nawrocki chciał być prezydentem-liderem, wyszedł mu prezydent-statysta. W dodatku taki, którego coraz mniej osób chce oglądać na scenie.
A może to i lepiej. Polska potrzebuje przywódców z wizją i kompetencją, a nie figurantów, którzy mylą urząd z dekoracją do własnych marzeń o potędze.