Mateusz Morawiecki w mediach społecznościowych ponownie pokazuje się jako klasyczny „wujek dobra rada”. W nagraniu na platformie X stwierdził: „Trzeba pilnie wprowadzić podatek od nadmiarowych zysków banków… Budowa szkół, szpitali, inwestycje w bezpieczeństwo – te pieniądze są i muszą służyć Polsce i Polakom”. Brzmi to jak troskliwa instrukcja, jakby polityk stał na uboczu i udzielał rad młodszym czy mniej doświadczonym, a nie był odpowiedzialny za państwowe finanse przez lata. Tylko iż Morawiecki przez lata pełnił funkcję premiera i to on wraz ze swoim rządem odpowiadał za rosnące zadłużenie Polski.
W czasie jego kadencji budżet państwa urósł w sposób niebotyczny, a deficyty i koszty programów socjalnych spowodowały, iż dzisiejsze pokolenie obywateli musi mierzyć się z konsekwencjami tych decyzji. Tymczasem Morawiecki wciąż poucza innych, jak wydawać pieniądze. „Budowa szkół, szpitali, inwestycje w bezpieczeństwo – te pieniądze są i muszą służyć Polsce i Polakom” – mówi, nie wspominając, iż sam w przeszłości doprowadził do sytuacji, w której realne środki państwa zostały mocno ograniczone przez narastający dług.
Jego zachowanie jest niebezpieczne w sensie politycznym. Przypomina polityka oderwanego od rzeczywistości, który zamiast brać odpowiedzialność za skutki swoich decyzji, woli udzielać pouczeń. To retoryka, która wygląda dobrze w mediach, brzmi przekonująco dla wyborców i daje wrażenie kompetencji, ale w świetle faktów jawi się jako hipokryzja. Morawiecki sam przez lata decydował o budżecie państwa, a dziś występuje w roli eksperta od „dobrego gospodarowania” cudzymi pieniędzmi.
Nie można też zapominać o kontekście gospodarczym. Banki w Polsce osiągnęły rekordowe zyski – 42 mld zł netto w 2024 roku, czyli wzrost o ponad 51 proc. wobec roku poprzedniego, a w 2025 może to być blisko 50 mld. Podatek od nadmiarowych zysków banków, który Morawiecki proponuje, rzeczywiście mógłby przynieść 19–20 mld zł dodatkowych wpływów. To realna kwota, która mogłaby wesprzeć inwestycje publiczne. Problem w tym, iż Morawiecki podaje to w formie rady dla rządu i obywateli, jakby nie miał w swoim dorobku żadnych błędów finansowych ani odpowiedzialności za gigantyczne długi.
To typowy przykład polityka, który udaje eksperta, ignorując własne porażki. Gdyby jego propozycje były realnie wdrażane, mogłyby pomóc budżetowi, ale retoryka „wujka dobra rada” przesłania fakt, iż Morawiecki przez lata prowadził politykę finansową, która zwiększyła ryzyko zadłużeniowe państwa. W publicznych wypowiedziach nie pada ani słowo o tym, iż to jego rząd stworzył warunki, w których dodatkowe miliardy z podatku bankowego są dziś tak pilnie potrzebne.
Dodatkowo, takie zachowanie jest ryzykowne wizerunkowo. Morawiecki daje wrażenie, iż zna receptę na każde wyzwanie finansowe, podczas gdy jego poprzednie decyzje pozostawiły państwo z gigantycznym długiem. To nie jest doradztwo, to pokaz siły i kontrola narracji: polityk, który sam doprowadził do kryzysu budżetowego, instruuje innych, jak wydawać pieniądze „dla dobra Polski”. Tego rodzaju retoryka nie buduje zaufania – buduje frustrację i poczucie oderwania od rzeczywistości.
Podsumowując, Morawiecki wciąż zachowuje się jak „wujek dobra rada”: poucza, wskazuje, instruuje, a jednocześnie nie bierze odpowiedzialności za własne działania. Jego propozycje podatkowe mogą być słuszne, a dodatkowe miliardy dla państwa – potrzebne, ale forma i kontekst tych wypowiedzi są niepokojące. Polityk, który doprowadził Polskę do niebotycznego zadłużenia, nie powinien pouczać społeczeństwa ani rządu, ale odpowiadać za skutki swoich decyzji. Taki rozdźwięk między słowami a czynami podważa wiarygodność i pokazuje, iż „wujkowanie” w polityce nie zastępuje odpowiedzialności.