Kampania prezydencka wchodzi na szczyt emocji i przekazów dnia, co wprost wynika z kalendarza wyborczego. Pozostało zaledwie dwa tygodnie do pierwszej tury wyborów i następuje całe seria zmian. Na wstępie całkowicie odrealnione badania sondażowe, podporządkowane interesom komitetu wyborczego, który za nie płacił, zaczynają nabierać realnych kształtów. Po drugie plotki głoszą, iż sondaże wewnętrzne poszczególnych komitetów wyglądają jeszcze gorzej dla dotychczasowego faworyta i znacznie lepiej dla Karola Nawrockiego.
Można by jeszcze poszukać co najmniej kliku argumentów na potwierdzenie zmiany „narracji”, ale wyżej przedstawione są wystarczające i decydujące. Sztab Rafała Trzaskowskiego powtarza i w konsekwencji walczy z błędami sztabu Bronisława Komorowskiego. Słupki poparcia zbliżyły się do siebie na niebezpieczną odległość i wywołały panikę. Do tego wyraźnie widać, iż Karol Nawrocki jest w trendzie wznoszącym, natomiast Rafał Trzaskowski albo zalicza wpadkę za wpadką albo lekceważy takie osiągnięcia przeciwnika, jak wizyta w „Białym Domu”. W takich okolicznościach praktycznie wszystkie sztaby szukają szybkiego i łatwego rozwiązania na odwrócenie trendów, ale bardzo rzadko ten manewr się udaje.
Sztabowcy Rafała Trzaskowskiego zaczęli kontrofensywę w bardzo kiepskim stylu, bo odgrzali rzekome „gangsterskie kontakty” Karola Nawrockiego. Pojawiły się od dawne znane zdjęcia z „Wielkim Bu”, które ubrano w bogatszą formę spotu. Nie przyniosło to najmniejszych rezultatów i frustracja zaczęła pęcznieć. Na moment emocje zostały rozładowane triumfalnym „przejęciem flagi”, ale i to gwałtownie się wyczerpało. Rafał Trzaskowski machał „trofeum” do 2 maja, potem skorzystał z okazji „Dnia Flagi” i zdobyczną chorągiewkę odstawił. Skończyły się pomysły na odrobienie strat, czy jak kto woli odbudowanie przewagi i dlatego sięgnięto po środki ostateczne.
W takich warunkach narodziła się najnowsza „afera”, za którą mają stać służby. Dokładnie chodzi o to, iż Karol Nawrocki nabył prawa do komunalnej kawalerki, co z natury rzeczy nie jest żadnym biznesem, w zamian za opieką nad starszym i niepełnosprawnym sąsiadem. Jest to dość klasyczna sytuacja, gdy właściciel mieszkania nie płaci rachunków, nie ma też rodziny lub zerwał z nią kontakty, a sąsiad lub choćby firma ubezpieczeniowa zobowiązuje się do pokrycia wszelkich długów i do wsparcie finansowego w zamian za prawo do mieszkania. Umowa dożywocia to też bardzo popularna forma „przepisania mieszkania” w ramach relacji rodzinnych i nie ma to nic wspólnego z wyłudzeniem, szantażem, czy inną „gangsterką”.
Dokładnie taką umowę miał podpisać Karol Nawrocki i przez wiele lat żadne służby nie miały najmniejszych zastrzeżeń, chociaż pod trzema kolejnymi rządami majątek Nawrockiego był sprawdzany. Nagle prosta sprawa i umowa stała się tematem numer jeden w mediach sprzyjających Rafałowi Trzaskowskiemu. I nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ utajnione dane z oświadczenia prezesa IPN przekazał opinii publicznej znany „cyngiel” Jacek Harłukowicz, w tej chwili zatrudniony w Onet.pl. Tym sposobem kampania wchodzi w ostatnią fazę, dość charakterystyczną dla sztabów, które są w posiadaniu władzy.
Wyławianie albo wykuwanie haków na przeciwnika politycznego przez służby specjalne, to jednak bardo niebezpieczna, bo obosieczna broń. Poza tym sprawę komunalnej kawalerki wyciąga partia, w której temat nieruchomości leży na bardzo grząskim gruncie. Dość wspomnieć, iż do tej partii należy „developer” Robert Kropiwnicki, właściciel 12 nieruchomości, Kinga Gajewska i Arkadiusz Myrcha, zapominalscy mieszkający w pominiętej w oświadczeniu willi, czy rodzina Adamowiczów pozyskująca nieruchomości w warunkach niemniej abstrakcyjnych niż wygrane w Toto Lotka Lecha Wałęsy. Innymi słowy tym błotem Karola Nawrockiego da się obrzucić, ale do urny nic nie się przyklei.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!