To, co wydawało się szansą dla małżeństw zmagających się z niepłodnością, dziś ukazuje swoje drugie, mroczne oblicze. In vitro – technologia, która miała „dawać życie” – w rzeczywistości kończy się śmiercią. I to śmiercią w skali, o której mało kto ma odwagę mówić głośno.
Dotąd największym dramatem współczesności była aborcja. Każdego roku ponad milion dzieci w samych tylko Stanach Zjednoczonych traci życie w wyniku aborcji. Ale nowe dane pokazują, iż to już nie aborcja jest największym źródłem śmierci nienarodzonych.
Według najnowszych danych amerykańskiego Society for Assisted Reproductive Technology, w 2023 roku przeprowadzono ponad 430 tysięcy cykli in vitro, z których urodziło się około 96 tysięcy dzieci.
Na pierwszy rzut oka – brzmi jak sukces medycyny. Ale wystarczy sięgnąć głębiej. Z prostego rachunku wynika, iż na jedno dziecko urodzone dzięki IVF przypada około 20 zarodków ludzkich, które nie przeżyły.
Część z nich umiera w laboratoriach, część nigdy nie zostaje wszczepiona, a ogromna liczba po prostu trafia do zamrażarek – w stan zawieszenia między życiem a śmiercią.
Organizacja pro-life Live Action szacuje, iż w samych Stanach Zjednoczonych w 2023 roku zginęło prawie 2 miliony ludzkich zarodków. To dane o prawdziwych, istniejących ludzkich istotach, z DNA, które czyni je wyjątkowymi i niepowtarzalnymi.
Co dzieje się z „nadliczbowymi” zarodkami?
Oficjalnie – są „przechowywane”. Ale każdy biolog wie, iż zamrożenie nie jest stanem życia, ale jego brutalnym zatrzymaniem. Nie wszystkie zarodki przeżywają rozmrożenie, nie wszystkie mają szansę na implantację. A te, które nigdy nie zostaną „użyte”, prędzej czy później są utylizowane albo przekazywane na eksperymenty naukowe.
W praktyce więc laboratoria in vitro stają się miejscami masowej śmierci – w ciszy, bez protestów, bez zniczy, bez trumien.
Dzieci nienarodzone giną nie dlatego, iż ktoś ich nie chce, ale dlatego, iż system uznał, iż można nimi zarządzać jak materiałem biologicznym.
Kościół katolicki nie zostawia wątpliwości
Papież Benedykt XVI nazywał in vitro „znakiem duchowej władzy Antychrysta”, bo człowiek próbuje przejąć to, co z natury należy do Boga – władzę nad początkiem życia. Kościół nie potępia pragnienia posiadania dziecka. Wręcz przeciwnie – rozumie ból i cierpienie małżonków, którzy nie mogą zostać rodzicami. Ale ostrzega przed ceną, jaką płaci się za techniczne „rozwiązania”. Cena ta to życie innych dzieci, które nie miały szczęścia zostać wybrane.
Polska droga – czy idziemy w złym kierunku?
W grudniu 2023 roku polski Sejm przyjął ustawę o finansowaniu in vitro z budżetu państwa. Decyzję tę podpisał prezydent Andrzej Duda. Był to gorzki znak, iż w imię polityki i emocji Polska rezygnuje z obrony najbardziej bezbronnych.
Jak zauważa dr Tadeusz Wasilewski, ginekolog‑położnik, założyciel NaProMedica:
„Musimy pamiętać, iż nie ma programu in vitro bez śmierci istnienia ludzkiego na etapie rozwoju zarodkowego. Życie ludzkie, o czym mówią wszystkie podręczniki do pediatrii, położnictwa i ginekologii, zaczyna się z chwilą fuzji plemnika z komórką jajową. Metoda sztucznego zapłodnienia nie spełnia tej definicji z punktu widzenia ochrony życia ludzkiego.”
Cisza większa niż sumienie
Dlaczego o tym milczymy? Bo wygodniej wierzyć w opowieść o „cudzie techniki” niż przyznać, iż za tym cudem stoi dramat tysięcy istnień ludzkich, którym odmówiono prawa do życia.
Życie nie jest wytworem laboratorium. Każdy zarodek to dziecko Boga, nie numer w ewidencji, nie eksperyment. To człowiek, który nigdy nie dostał szansy, by zapłakać, by oddychać, by być kochanym.
jb
Źródło: LifeSiteNews.com

4 dni temu










