Wiatraki, górnictwo, ETS 2. Co zawetuje nowy prezydent?

2 dni temu
Zdjęcie: Fot. Depositphotos


Trudno wyliczyć wszystkie sprawy, które miały zostać załatwione przez rząd „po wyborach”. Tutaj skupimy się tylko na kilku najważniejszych, które wywołują głębokie kontrowersje polityczne i wymagają zmiany ustawy, a więc i podpisu prezydenta.

Ustawa wiatrakowa, czyli kto niszczy krajobraz

Przewiduje m.in. zmniejszenie odległości wiatraków od domów z 700 m do 500 m, czyli przywrócenie propozycji rządu Mateusza Morawieckiego oraz ułatwienia w tzw. repoweringu, czyli wymianie starych wiatraków na nowe. Projekt leży sobie w Sejmie już ponad dwa miesiące i czekał na wynik wyborów, gdyż rząd obawiał się weta Andrzeja Dudy, albo - co gorsza - skierowania ustawy do TK, gdzie utknęłaby na wiele miesięcy.

Z wyborczych zapowiedzi prezydenta-elekta można wyciągnąć wniosek, iż lądowe wiatraki – najtańsza w tej chwili technologia produkcji energii – nie są bliskie jego sercu. - Nie pozwolę na to, aby obcy interes zniszczył piękno polskiego krajobrazu i komfort życia w polskich miasta i gminach. Apeluję, aby Sejm przyjął takie rozwiązania, które zagwarantują, iż wielkie wiatraki nie staną w odległości zaledwie 500 m od naszych osiedli – to cytat z kwietnia.

Z drugiej strony można znaleźć jego wypowiedzi, z których wynika, iż nie będzie przeciwko wiatrakom tam, gdzie lokalne społeczności się na nie zgodzą.

Czy rząd coś może zrobić w tej sprawie, aby ustawę uchwalić? W kraju o mniejszej temperaturze walki politycznej można by wypracować jakieś rozwiązania do przyjęcia zarówno dla koalicji, jak i opozycji, a przynajmniej jej części, bo – przypomnijmy – jeszcze w 2021 r. wcale nie cały PiS był wielkim wrogiem wiatraków. Po zamrożeniu budowy nowych turbin w 2016 r. (zasada 10H) już dwa lata później odblokowano istniejące projekty, a po wyborach w 2019 r. zaczęto prace nad nową ustawą.

Nieszczęsne 700 metrów jest rezultatem poprawki posła PiS Marka Suskiego, która miała uciąć konflikt pomiędzy ścierającymi się w partii zwolennikami (frakcja Mateusza Morawieckiego) i przeciwnikami („ziobryści”) liberalizacji wiatrakowych przepisów.

Szanse na kompromis pomiędzy koalicją a opozycją nie są jednak wielkie, bo wiatraki stały się bardzo wygodnym narzędziem w walce politycznej.

Górnictwo, czyli gdzie jest ustawa

Na „po wyborach” odłożono także jakąkolwiek reformę górnictwa. Resort przemysłu przygotował projekt ustawy, która umożliwia wcześniejsze odchodzenie górników na emerytury i urlopy i górnicze, zanim nadejdzie termin zamknięcia kopalń zapisany w tzw. umowie społecznej.

Chętnych górników jest bardzo dużo, ale mogłoby się okazać, iż kopalnie trzeba zamykać wcześniej, bo nie ma w nich kto pracować. Rząd projektu ustawy nie przyjął. Karol Nawrocki deklarował się jako wielki zwolennik węgla, ale trudno byłoby mu zawetować ustawę, która jest w gruncie rzeczy oczekiwana przez górników (choć niekoniecznie przez górnicze związki zawodowe).

Jeśli górnicy dostaną sowite odprawy, to reforma górnictwa, oznaczająca wcześniejsze zamykanie nierentownych kopalń, mogłaby się wreszcie zacząć….ale najpierw musiałby swoją pracę domową odrobić sam rząd.

Przypomnijmy, iż dopłaty do nierentownych kopalń w tym roku sięgną 8 mld zł, a w przyszłym – w związku ze spadkiem cen węgla – będzie to jeszcze więcej.

Czytaj też: Czy rząd zdecyduje się na reformy w górnictwie jeszcze w tym roku?

ETS 2, czyli gorący kartofel

Największy ból głowy rząd będzie miał jednak w sprawie wdrożenia Dyrektywy ETS2, która wprowadza obowiązek kupowania uprawnień do emisji CO2 przez importerów i producentów paliw kopalnych nieobjętych ETS1 (elektrownie i wielki przemysł). ETS2 będą obciążone już od 2027 r. węgiel spalany w domach, gaz ziemny oraz benzyna i diesel, a koszty zobaczymy na rachunkach. Trudno powiedzieć jakie one będą, bo zależą od ceny uprawnień.

Polska może liczyć na kilkadziesiąt miliardów złotych dochodów z ETS2 i dodatkowo środki ze Społecznego Funduszu Klimatycznego do 2032 r. Ile tego będzie, nie wiadomo, bo nie znamy ceny uprawnień.

Unijna dyrektywa jest na razie w Polsce niewdrożona. Projektu ustawy oficjalnie nie ma, a rządzący, na czele z premierem powtarzają, iż z wejściem ETS2 trzeba poczekać. Jak mówiła w maju wiceminister klimatu Urszula Zielińska, realizowane są rozmowy o okresach przejściowych i „mechanizmach zabezpieczających”. najważniejszy będzie 2026 rok, bo wtedy KE ma przedstawić plan zmian w dyrektywie ETS.

Uchwalanie ustawy o ETS2 prawdopodobnie zbiegnie się z kampanią wyborczą do parlamentu w 2027 r. jeżeli prezydent Nawrocki ustawę zawetuje i nie wejdzie ona w życie, a Bruksela będzie musiała wszcząć następny etap postępowania przeciw Polsce. Pierwszy etap procedury został wszczęty w 2024 r. ale ponieważ obok Polski znalazło się tam w sumie 26 państw (stopień niewypełnienia dyrektywy jest różny), to dla Komisji Europejskiej też nie jest to proste.

Czytaj też: Dekarbonizacja Unii złapała zadyszkę, Bruksela szykuje lifting

Jak to się skończy? Trudno przewidzieć, ale awanturę polityczną przy uchwalaniu ustawy mamy w każdym razie zapewnioną.

W każdej z tych spraw można by poszukać ponadpartyjnego kompromisu. Tak było np. się pod koniec lat 90. przy o wiele trudniejszej niż dziś reformie górnictwa, oznaczającej zamknięcie kilkunastu kopalń. Ustawę uchwalił centroprawicowy rząd i parlament AWS-UW, a podpisał lewicowy prezydent Aleksander Kwaśniewski.

Ale w tamtych czasach politycy mieli o wiele większe poczucie odpowiedzialności za państwo i jego budżet.

Idź do oryginalnego materiału