Wernisaż w Hotelu Mercure: konie, limeryki i rozmowy o sztucznej inteligencji

liderzyinnowacyjnosci.com 3 dni temu

W warszawskim hotelu Mercure sztuka czuje się jak u siebie. Dzisiejszy wernisaż „Konie, byki, limeryki” przyciągnął wielu gości i przyjaciół prac Krzysztofa Jarockiego — malarza, którego końskie fascynacje zna już pół Polski oraz Zbigniewa Grzeszczuka autora satyrycznych utworów. A iż po niedawnej hiszpańskiej rewitalizacji hotelowe wnętrza błyszczą, jakby czekały właśnie na takie wydarzenia, wszystko zagrało jak trzeba.

Na rozpoczęcie głos zabrał Paweł Verde Modzelewski, określający siebie „twórcą cyfrowym i ambasadorem nowych mediów”. Z adekwatną sobie swadą i lekką ironią zapowiedział bohaterów wieczoru: malarza Krzysztofa Jarockiego oraz Zbigniewa Grzeszczuka — autora limeryków komentujących rzeczywistość trafniej niż niejeden felieton. Nie omieszkał też podkreślić, iż stoją za inicjatywą, która ma łączyć świat sztuki tradycyjnej z tym cyfrowym, opartym na „nowej ekonomii”.

W imieniu hotelu gości powitała Katarzyna Mickiewicz-Rogowiecka, przypominając, iż Mercure od ponad dwóch lat konsekwentnie udostępnia swoje przestrzenie artystom. – „Zapraszamy do cieszenia oczu i duszy” – powiedziała, podsumowując misję miejsca bez zbędnych fanfar.

Potem scenę przejął Krzysztof Jarocki — jak zwykle bezpośredni, ciepły i z humorem. Zdrobniale przywołał na środek swoją dawną znajomą, ambasador Finlandii w Polsce, która – jak wyznała – przyjechała tu „kiedyś z powodu koni, a dziś dla ich malarskiej interpretacji”. Wspomnienia, pół żartem pół serio, tylko dodały wieczorowi lekkości.

Artysta opowiadał o swoim podlaskim dzieciństwie, o tym, iż konie towarzyszą mu od najmłodszych lat, a twórcze „tarcia” z równie zdolnymi braćmi rzeźbiarzami ukształtowały jego drogę. – „Za karę teraz ja rządzę w tym twórczym świecie” – rzucił z przekornym uśmiechem.

Przypomniał też, iż wraz z synem prowadzi dwie galerie, w których realizowane są także bezpłatne zajęcia artystyczne dla dzieci. – „Najgorzej być ambasadorem własnej marki, dlatego dobrze, iż dziś mam tu świadków” – żartował.

Nie zabrakło również akcentów literackich. Zbigniew Grzeszczuk wygłosił swoje limeryki, kąśliwie i celnie komentując biurokratyczną codzienność i większe metafizyczne przygody. Publiczność reagowała śmiechem, bo trudno było się w tych obrazkach nie przejrzeć.

Część wieczoru poświęcono także tematowi sztucznej inteligencji. Mecenas Łukasz Pasternak, który zabrał głos, przedstawił w pigułce aktualne problemy praw autorskich związanych z generowaniem sztuki przez AI. – „Prawo nie nadąża za technologią, a pytanie, komu przysługuje autorstwo — jeżeli w ogóle — wcale nie jest proste” – podkreślał.

Uczulił też gości na ryzyko przypadkowego plagiatu w przypadku tworzenia obrazów na bazie treści zasysanych z internetu. Po tej mini-prelekcji Paweł Modzelewski dodał z przymrużeniem oka, iż warto mieć świadomość, iż choćby zrobienie zdjęcia obrazu „może nas niechcący wmanewrować w nabycie praw autorskich”. Jarocki jednak uspokoił atmosferę: – „Można robić zdjęcia, a choćby malować w domu. Jak ktoś zrobi to lepiej, to dopiero będzie temat!”

Wieczór zakończył się rozmowami w kuluarach, poczęstunkiem i atmosferą, której nie da się wygenerować żadnym algorytmem — bo tworzą ją ludzie, ich pasje i żywe spotkania. A w Mercure, jak widać, takie spotkania mają się całkiem dobrze.

Jolanta Czudak

Idź do oryginalnego materiału