Węgry grają na dwa fronty: amerykański i chiński

9 godzin temu
Zdjęcie: https://www.euractiv.pl/section/polityka-zagraniczna-ue/opinion/wegry-graja-na-dwa-fronty-amerykanski-i-chinski/


Choć postawa Węgier może wydawać się wewnętrznie sprzeczna, to w rzeczywistości Budapeszt prawdopodobnie desperacko stara się lawirować między Pekinem a Waszyngtonem, drażniąc przy tym Brukselę, pisze Thomas Moller-Nielsen z EURACTIV.com.

Viktor Orbán i Donald Trump mają wiele wspólnego: obaj są skrajnie antyimigranccy, sympatyzują z Rosją, nieufnie patrzą na Ukrainę i twierdzą, iż bronią „tradycyjnych wartości” przed „globalistycznymi elitami”, „ideologią woke” i liberalnym „wirusem”.

Istnieje jednak jeden najważniejszy obszar, w którym ich poglądy diametralnie się różnią – to stosunki z Chinami. Sprzeczność ich postaw wobec Pekinu może niedługo doprowadzić do poważnego rozłamu między „dobrymi przyjaciółmi”, podobnego do ostatniego konfliktu między Donaldem Trumpem a Elonem Muskiem.

Od powrotu na stanowisko premiera w 2010 roku Viktor Orbán konsekwentnie zacieśnia relacje handlowe z Chinami, przyjmując inwestycje chińskich producentów samochodów elektrycznych, baterii czy firm telekomunikacyjnych.

Trump natomiast od lat oskarża drugą największą gospodarkę świata o szkodzenie USA i wywiera presję na partnerów handlowych, by wykluczali Chiny ze swoich łańcuchów dostaw.

Te różnice, które za pierwszej kadencji Trumpa nie były jakąś wielką przeszkodą, teraz zaczynają nią być. W kwietniu amerykański ambasador w Budapeszcie ostrzegł Węgry przed „strategicznym zagrożeniem” ze strony Chin.

Wkrótce potem Donald Trump Jr. wezwał węgierskich przedsiębiorców do zerwania więzi z Pekinem, aby nie narażać USA na zagrożenie gospodarcze ze strony państw niebędących sojusznikami.

Budapeszt nie tyle zignorował te apele, ile wręcz je odparł. Tuż po wizycie Trumpa Jr. węgierski minister gospodarki stwierdził, iż Węgry „nie widzą w USA potencjału inwestycyjnego porównywalnego z Chinami”.

W maju wiceminister handlu zaznaczył natomiast, iż relacje z Chinami to dla Węgier „czerwona linia”, której nie przekroczą, choćby jeżeli oznacza to konieczność zaakceptowania 30-procentowych ceł, jakie Trump ma nałożyć na import z UE.

Zaledwie kilka dni wcześniej Chiny potępiły brytyjsko-amerykańską umowę handlową, ostrzegając, iż kooperacja między państwami nie powinna odbywać się kosztem stron trzecich.

Zaskakująca postawa w głosowaniu

Pojawia się jednak pytanie: jeżeli relacje Budapesztu z Waszyngtonem się pogarszają, dlaczego Węgry jako jedyne z 27 państw UE zagłosowały przeciwko pakietowi ceł odwetowych o wartości 93 miliardów euro wobec USA, który ma wejść w życie 7 sierpnia, jeżeli nie zostanie zawarte porozumienie?

Podobnie było w kwietniu, gdy węgierski rząd sprzeciwił się wcześniejszej liście ceł o wartości 21 miliardów euro, później połączonej z drugą propozycją w jeden pakiet. jeżeli Węgry faktycznie opowiadają się po stronie Chin, dlaczego nie popierają odwetu wobec USA?

Choć oficjalnego uzasadnienia nie podano, węgierscy urzędnicy wcześniej twierdzili, iż groźba odwetu jedynie „sprowokuje” Trumpa do wprowadzenia jeszcze ostrzejszych ceł. Taka argumentacja nie przekonuje jednak innych państw eksportujących, które również obawiają się eskalacji, ale zauważają, iż bierność może zostać odczytana jako słabość.

Co więcej, postawa Węgier stoi w sprzeczności z ich własnym wezwaniem do Komisji Europejskiej, by „odwzajemnić” agresywną taktykę negocjacyjną Waszyngtonu.

Najprawdopodobniej Budapeszt desperacko stara się lawirować między Pekinem a Waszyngtonem, drażniąc przy tym Brukselę.

Po pierwsze głos sprzeciwu to sygnał dla Chin, iż Węgry nie wspierają negocjacji UE z USA, które mogą doprowadzić do ograniczenia chińskiego eksportu i inwestycji w Europie.

Po drugie Budapeszt liczy, iż unikanie odwetu wobec USA zyska mu przychylność Waszyngtonu i iż Stany przestaną torpedować współpracę Węgier z Chinami.

Po trzecie to także wyraz niechęci wobec rosnącej antychińskiej retoryki przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen, widocznej m.in. podczas rozczarowującego szczytu UE–Chiny w Pekinie.

Geopolityczna tragedia

Problem polega jednak na tym, iż tej geopolitycznej kwadratury koła nie da się rozwiązać. Węgry, kraj liczący 10 mln mieszkańców i odpowiadający za nieco ponad 1 proc. gospodarki UE, są zbyt małe, by wpłynąć na rosnącą fragmentaryzację globalnej gospodarki, napędzaną rywalizacją USA i Chin.

Budapeszt nie ma też realnego wpływu na uzależnienie UE od USA w wymiarze politycznym, finansowym i przede wszystkim militarnym. W dłuższej perspektywie zmusi to Wspólnotę do jeszcze bliższego związania się z Waszyngtonem.

– Stany Zjednoczone narzucają nowe realia ceł i handlu światowego. My możemy tylko zrobić wszystko, by się w nich odnaleźć – przyznał wiceminister Levente Magyar.

Niestety Węgrom nie uda się zdziałać wiele.

Idź do oryginalnego materiału