Andrzej Duda, kończący swoją drugą kadencję jako prezydent Polski, pozostawia po sobie spuściznę, które budzi wiele emocji i krytyki.
W niedawnej rozmowie z Radiem Wnet Duda podsumował swoje „prezydentowanie”, komentując wybory prezydenckie, politykę Donalda Tuska oraz relacje z innymi politykami, jak Rafał Trzaskowski czy Jarosław Kaczyński. Jednak jego słowa i działania przez ostatnie dziesięć lat ujawniają polityka, który zamiast łączyć Polaków, przyczynił się do pogłębienia podziałów społecznych, często stawiając interesy partyjne ponad dobrem państwa.
Jednym z głównych zarzutów wobec Dudy jest jego brak niezależności. Jako prezydent, który miał być strażnikiem Konstytucji, wielokrotnie działał w sposób podporządkowany interesom Prawa i Sprawiedliwości (PiS). Jego prezydentura była naznaczona kontrowersyjnymi decyzjami, takimi jak ułaskawienie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika w 2023 roku, mimo iż proces sądowy wobec nich nie został zakończony. Tego rodzaju działania podważyły zaufanie do urzędu prezydenta jako instytucji ponadpartyjnej, a Duda stał się symbolem polityka, który bardziej słuchał poleceń z Nowogrodzkiej niż głosu obywateli. Jego deklaracje o niewpływaniu na kształt Kancelarii Prezydenta Karola Nawrockiego brzmią w tym kontekście jak próba wybielenia własnego wizerunku, a nie rzeczywista zmiana postawy.
Kolejnym aspektem budzącym krytykę jest rola Dudy w kryzysie konstytucyjnym, który rozpoczął się niedługo po jego objęciu urzędu w 2015 roku. Prezydent odmówił zaprzysiężenia sędziów Trybunału Konstytucyjnego wybranych przez poprzedni parlament, co otworzyło drogę do upolitycznienia TK przez PiS. Jego późniejsze wypowiedzi, takie jak te o potrzebie rozliczenia sędziów z czasów PRL, są przejawem hipokryzji – Duda sam przyczynił się do erozji niezależności sądownictwa, podpisując ustawy, które pozwoliły na przejęcie kontroli nad sądami przez partię rządzącą. Mówiąc o „łamaniu prawa” przez Tuska, Duda zdaje się zapominać o własnej roli w procesach, które wielu prawników i organizacji międzynarodowych, takich jak Komisja Wenecka, uznało za zagrożenie dla praworządności.
Retoryka Dudy wobec politycznych przeciwników, jak w przypadku jego krytyki Tuska, również pozostawia wiele do życzenia. Oskarżanie premiera o „agresywną politykę” i sugerowanie, iż Polacy wydali mu „czerwoną kartkę”, jest przejawem polaryzującego stylu, który Duda praktykował przez całe swoje prezydentowanie. Zamiast działać jako mediator, prezydent często dolewał oliwy do ognia, wspierając narrację PiS o walce z „sitwą liberalno-lewicową”. Tego rodzaju wypowiedzi, choć mogą mobilizować elektorat PiS, nie przystoją głowie państwa, która powinna dążyć do jednoczenia społeczeństwa, a nie podsycania konfliktów.
Duda nie uniknął również błędów w polityce zagranicznej. Jego komentarze o relacjach z Unią Europejską i odblokowaniu KPO pokazują brak zrozumienia dla złożoności tych procesów. Oskarżanie UE o polityczne motywacje w negocjacjach jest wygodnym wytłumaczeniem dla własnych niepowodzeń w budowaniu konstruktywnego dialogu z Brukselą. W rzeczywistości to działania PiS, wspierane przez Dudę, takie jak zmiany w sądownictwie, doprowadziły do zamrożenia funduszy. Prezydent, zamiast działać jako mediator między Polską a UE, często przyjmował konfrontacyjną postawę, co zaszkodziło pozycji Polski na arenie międzynarodowej.
Na poziomie osobistym Duda próbuje kreować wizerunek polityka otwartego i szanującego przeciwników, jak w przypadku jego relacji z Rafałem Trzaskowskim. Jednak te deklaracje wydają się puste w świetle jego wcześniejszych działań, takich jak ostre ataki na opozycję podczas kampanii wyborczych w 2015 i 2020 roku. Jego prezydentura była naznaczona brakiem autentyczności – Duda często mówił to, co mogło mu przynieść polityczne korzyści, zamiast kierować się zasadami.
Prezydentura Andrzeja Dudy to dekada zmarnowanych szans na budowanie zgody i wzmacnianie demokratycznych instytucji. Zamiast być prezydentem wszystkich Polaków, Duda stał się narzędziem w rękach PiS, przyczyniając się do erozji praworządności, pogłębienia podziałów społecznych i osłabienia pozycji Polski w Europie. Jego kadencja to smutny przykład, jak urząd prezydenta może zostać sprowadzony do roli partyjnego wykonawcy, zamiast strażnika konstytucji i jedności narodu.