Warszawa dwukrotnie powiększa tzw. strefę czystego transportu

1 rok temu

Bezczelny wiceprezydent Warszawy Michał Olszewski twierdzi, iż strefę czystego transportu powiększono dwukrotnie, „wsłuchując się w głosy mieszkańców”.

Warszawa dwukrotnie powiększa tzw. strefę czystego transportu. Jej nowe granice utrudnią życie już nie tylko mieszkańców i pracowników centrum, ale też pozostałych dzielnic miasta, ponieważ włączono do niej wszystkie ulice przelotowe. Po prostu nie da się mieszkać w Warszawie poza strefą, żeby nie musieć do niej wjeżdżać.

Mieszkańcy strefy dostaną 4 lata zwolnienia z konieczności wymiany auta na nowsze. To oznacza, iż w ciągu 4 lat będą musieli kupić auto z rocznika minimum 2006 dla pojazdu benzynowego lub minimum 2015 dla diesla. Czy władze Warszawy przewidziały jakieś dopłaty lub wsparcie dla tych osób? Otóż nie. Po prostu mają to zrobić i już. Pewnie wiceprezydent Olszewski jeszcze wskaże im salon sprzedaży, do którego mają się udać, oczywiście pro bono.

Ale to jest nic, bo w początkowej wersji SCT zwolnienia miały być nie dla mieszkańców strefy, a dla mieszkańców Warszawy. Zatem jeżeli mieszkacie poza strefą, ale w Warszawie – czyli pewnie jest to jakaś połowa mieszkańców stolicy – to macie PÓŁ ROKU na zmianę samochodu na legalny.

W ciągu pół roku będziecie MUSIELI przeprowadzić tę operację, zaplanować ją w budżecie domowym, zainwestować w nią czas i pieniądze. Jest to rzecz niesłychana w skali europejskiej, nie słyszałem do tej pory o żadnym projekcie strefy czystego transportu zostawiającym mieszkańcom tak mało czasu w reakcję – i to mieszkańcom, którzy wcześniej mieli wszelkie prawo sądzić, iż strefa będzie przebiegać daleko od nich.

Podobnie jak poziom obłudy serwowanej mieszkańcom. Problem polega na tym, iż ja nie protestowałbym wobec tej strefy, gdyby była ona wprowadzona z realnym zamiarem poprawy jakości powietrza poprzez zmniejszenie ruchu samochodowego. Gdyby wprowadzono na przykład limit przejazdów tranzytowych przez centrum na rok, to byłoby choćby zrozumiałe. Gdyby wprowadzono chociażby limit kilometrów przejechanych po strefie, albo limit pojemności skokowej silnika (jako powiązanie z ilością emitowanych spalin).

Może gdyby zrobiono taką strefę, iż im większe masz auto, tym więcej musisz płacić. To wszystko bym jeszcze zrozumiał. Sapałbym, ale bym zrozumiał. Tyle, iż wtedy obostrzenia byłyby demokratyczne i dotknęłyby bogatych, a tego przecież zrobić nie można.

Polacy mają nie mieć starego auta, tylko nowe. Nie możemy mieć Matiza, który ma pojemność 800 ccm, ale możemy mieć za to nowego Forda F-350. Będziemy mogli wjechać do strefy czystego transportu największym możliwym SUV-em, Cadillakiem Escalade ESV, Lexusem LX, czy każdym innym absurdalnie ogromnym i zużywającym tony paliwa samochodem – byle był nowy. Jest to strefa bogatego transportu, która ma po prostu wyeliminować biedaków w samochodach.

Biedni ludzie mają nie jeździć autem, żeby nie przeszkadzać bogatym państwu w korzystaniu z ulic, albo mają się zadłużyć i kupić sobie nowy samochód w salonie. Przeszliśmy do fazy, gdzie międzynarodowe korporacje kupiły sobie nasze władze i teraz będą po prostu nami rządzić, a prezydent czy wiceprezydent Warszawy (/dowolnego innego miasta w Polsce) będzie wykonywał polecenia płynące ze stowarzyszenia producentów samochodów.

Pod nazwą „Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych” kryje się po prostu stowarzyszenie producentów samochodów, z czym PSPA się na swojej stronie wręcz obnosi. Trudno uwierzyć w to, iż całkowicie prywatna organizacja, niemająca nic wspólnego z demokratycznie wybranymi władzami, otrzymała takie uprawnienia do urządzania życia ludziom. Jest to sprawa, nie boję się powiedzieć, kryminalna.

Wystarczy obejrzeć mapę strefy. Wyobraźmy sobie, iż musimy w ciągu pół roku wymienić auto na nowe, a sąsiad mieszkający 50 m dalej – już nie. Mieszkańcy służewskiej ulicy Sonaty są w strefie, więc mają zwolnienie z restrykcji, a mieszkańcy ulicy Okaryny – nie. Ale pozostało lepiej, bo są osiedla poza strefą, do których dojazd jest tylko przez strefę, a my mamy np. Passata B6 2.0 TDI z 2005 roku, którym za pół roku nie dojedziemy do domu.

Jakie będą konsekwencje wprowadzenia strefy w tym kształcie?

  1. Pogłębienie podziałów społecznych poprzez arbitralny podział ludzi na „włączonych” i „wyłączonych”, tylko i wyłącznie według miejsca zamieszkania na obszarze miasta
  2. Destabilizacja rynku aut używanych (diesle staną się bezwartościowe)
  3. Znaczny wzrost cen usług, wywołanych koniecznością wymiany aut dostawczych i użytkowych przez osoby prowadzące działalność gospodarczą typu hydraulika, elektryka, przeprowadzki

Jakich konsekwencji nie będzie? Poprawy jakości powietrza. A jeżeli powietrze się nie poprawi, to znaczy, iż trzeba będzie jeszcze bardziej zaostrzyć kryteria. Oto logika zielonych komunistów.

Polecamy również: Międzynarodowe oświadczenie strajkujacych przewoźników

Idź do oryginalnego materiału