Pomimo upływu trzech lat i ośmiu miesięcy od rozpoczęcia trwającej za naszą wschodnią granicą wojny, wciąż wielu Polaków wierzy, iż rozpoczęła się ona od niczym nie sprowokowanej inwazji wojsk rosyjskich na Ukrainę.
Dominujący stan świadomości jest mniej więcej taki, iż oto 24 lutego 2022 roku Federacja Rosyjska dokonała „niczym nie sprowokowanej” agresji na Ukrainę po to, aby ją zająć w ramach odbudowy dawnego imperium radzieckiego, którego Federacja Rosyjska jest prawnym sukcesorem. Tymczasem sytuacja ma się zupełnie inaczej.
Cała prawda
Stanięcie na gruncie prawdy w tej kwestii jest bardzo ważne, ponieważ może to nas uchronić przed zgubnymi dla nas decyzjami. Wykreowany przez media na bazie powielanej w mediach hagady o złej Rosji i niewinnej Ukrainie stereotyp jest istotnym czynnikiem pozwalającym rządzącym Polską elitom politycznym utrzymywać wysoki poziom rusofobii wśród Polaków, która u nas odgrywa analogiczną rolę do tej, jaką banderyzm odegrał na Ukrainie. Bazuje się tutaj na wygenerowanym przez propagandę fałszywym założeniu, iż oto lada dzień krwiożercza Rosja zaatakuje i zajmie Polskę, co będzie równoznaczne z cofnięciem się naszego kraju do epoki kamiennej. Dlatego bardzo ważne jest ustalenie jak się sprawy miały w rzeczywistości, bo na chwilę obecną wygląda to tak, jakby ludzie oglądając film od połowy, byli przekonani, iż oglądają go od początku.
Kiedy zaczęła się ta wojna?
Jeśli spojrzymy na wojnę jako kontynuację polityki, to bez żadnej przesady można powiedzieć, iż trwająca w tej chwili na Ukrainie wojna rozpoczęła się w latach 1947-1948, kiedy Stany Zjednoczone do swojego aparatu bezpieczeństwa narodowego oficjalnie włączyły tzw. Organizację Gehlena. Była to utworzona w czerwcu 1946 roku przez Amerykanów niemiecka agencja wywiadowcza, powstała na bazie nazistowskiej komórki wywiadowczej działającej na froncie wschodnim. Dowodził nią gen. Reinhard Gehlen, który w 1956 roku został pierwszym szefem zachodnioniemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej (BND).
Będąc w niewoli, Gehlen przekonał Amerykanów, iż ma dobre kontakty na terytoriach opanowanych przez ZSRR, w tym z ukraińskimi nacjonalistami. Było to bardzo ważne w perspektywie zaczynającej się właśnie zimnej wojny, ponieważ Anglosasi chcieli wykorzystać Ukrainę jako narzędzie służące do osłabiania ZSRR. Nawiązana za pośrednictwem Grupy Gehlena kooperacja z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów była bardzo intensywna, aż do 1954 roku, kiedy Sowieci stłumili aktywną fazę banderowskiej rebelii na ówczesnej radzieckiej Ukrainie. Później CIA podtrzymywała więzi polityczne z niedobitkami banderowców głównie poprzez ukraińską diasporę na Zachodzie. W znacznym stopniu stanowili ją banderowcy, którzy po II wojnie światowej uciekli najpierw do Niemiec, a następnie wielu z nich osiedliło się w Kanadzie, Australii, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, gdzie zyskali znaczne wpływy polityczne jako istotny czynnik w zimnowojennych zmaganiach Anglosasów z ZSRR.
Konkludując, Stany Zjednoczone praktycznie od zakończenia II wojny światowej postrzegały Ukrainę jako terytorium, które należy wykorzystywać do destabilizacji najpierw ZSRR, a następnie Federacji Rosyjskiej. Trwająca więc w tej chwili wojna zaczęła się w momencie, gdy podjęto tę decyzję, czyli u zarania zimnej wojny. Potwierdzeniem tego był proces demontażu Związku Radzieckiego, który ukierunkowany był przede wszystkim na wyodrębnienie Ukrainy jako osobnego bytu geopolitycznego, a następnie istotnego wzmocnienia jej w kontrze do Rosji.
Rehabilitacja i odrodzenie banderyzmu
To utylitarne podejście USA do Ukrainy jako narzędzia do szkodzenia Rosji ujawniło się ponownie w 2004 roku, kiedy wybory prezydenckie wygrał rosyjskojęzyczny polityk, Wiktor Janukowycz. Było to nie do zaakceptowania dla tych, którzy chcieli wykorzystywać Ukrainę jako bazę do szkodzenia Rosji. Oskarżono więc go o korupcję i fałszerstwa wyborcze, co doprowadziło do niepokojów w zmęczonym nieprawością polityków i biedą społeczeństwie ukraińskim. Doprowadzono w ten sposób do przeprowadzenia sprzecznej z konstytucją trzeciej tury wyborów prezydenckich. Tym razem wygrał Wiktor Juszczenko, zagorzały ukraiński szowinista, który jako pierwszy w niepodległej Ukrainie uczynił bohaterem narodowym Stepana Banderę, przywódcę Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, odpowiedzialnej m.in. za okrutne wymordowanie od 130 tys. do pół miliona Polaków.
Chociaż dla wielu Polaków, rehabilitacja banderyzmu mogła się wydawać szokująca, to jednak nie było w tym nic zaskakującego, bo był to owoc kilkudziesięcioletniego konsekwentnie wdrażanego w życie procesu. Dzięki generałowi Gehlenowi Amerykanie dostrzegli ogromny potencjał banderyzmu w toczonej przez nich wojnie najpierw z ZSRR, a później z Rosją. Dlatego nie tylko nie zwalczali tej zbrodniczej ideologii, ale starannie ją zakonserwowali, aby z chwilą zwycięstwa pomarańczowej rewolucji w 2004 roku ponownie przeszczepić ją na ukraiński grunt, w kontrze do wstającej z kolan Rosji, po rujnujących rządach Borysa Jelcyna.
Pod ochroną USA
Od zakończenia II wojny światowej do chwili obecnej banderyzm jest pod ochroną Stanów Zjednoczonych i ich, także polskich, wasali. Nieprzypadkowo w Ellenville, kilkadziesiąt kilometrów od Nowego Jorku, w 1962 roku wzniesiono pomnik ku czci „bohaterów” Ukrainy. Monument składa się z iglicy na postumencie zwieńczonej ukraińskim trójzębem oraz stojącymi po obu jej stronach popiersiami Semena Petlury, Jewhena Konowalca, Romana Szuchewycza i Stepana Bandery. To właśnie przed tym pomnikiem gromadziły się dzieci z ukraińskiej diaspory, tańcząc i recytując wiersze ku chwale ukraińskich „bohaterów”. Znajduje się tutaj obóz dla dzieci i młodzieży z ukraińskiej diaspory, w którym każdego lata banderowcy przeprowadzają trzy cykle szkoleniowe, podczas których młodzi ludzie paradują w nazistowskich uniformach z płonącymi pochodniami, śpiewając banderowskie pieśni i nosząc portrety Stepana Bandery. Podobne ośrodki otwarto w Kanadzie („Veselka”, „Verchovyna”, „Bilohorsza”, „Karpaty, „Dibrova”), w których wpajano dzieciom z diaspory miłość do wspomnianych powyżej „bohaterów narodowych”. Banderowcy mają się na kontynencie północno-amerykańskim znakomicie, bo wciąż są Amerykanom potrzebni do zatruwania Ukraińców nienawiścią do Rosji. Z tego powodu CIA robiła wszystko, aby oddać im we władanie Ukrainę, bo tylko oni mogli zamienić ten kraj w znakomite narzędzie do szkodzenia Rosji.
Od teorii do praktyki
Jednak mimo narzucenia Ukrainie banderowca Juszczenki, zatruwanie Ukrainy nienawiścią do Rosji szło dosyć opornie. Ku zaskoczeniu Amerykanów w 2010 roku wybory prezydenckie wygrał Wiktor Janukowycz. Nie powinien był wygrać, ale wygrał, bo dla rządzących Ukrainą od 2004 roku banderowców rozwiązywanie realnych problemów Ukraińców nie było priorytetem. Przegrana banderowców dla ich amerykańskich sponsorów była na tyle gorzką pigułką, iż w stosownym momencie wywołali kolejny kryzys, inwestując weń 5 mld dolarów. Pretekstem było niepodpisanie przez prezydenta Janukowycza umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską w 2013 roku, ku czemu były istotne powody. Tymczasem anglosaskim agitatorom udało się przekonać Ukraińców, iż kluczem do ich dobrobytu jest Unia Europejska, więc niepodpisanie umowy przedstawiono jako cios w ich marzenia o dostatnim i beztroskim życiu. Skutkiem tego były obficie zasilane amerykańskim pieniędzmi protesty, które rozpoczęły się 21 listopada 2013 roku i które doprowadziły do obalenia prezydenta Janukowycza.
W tym momencie banderowcy przejęli nad Ukrainą pełnię władzy. Ich celem było, czego nie ukrywali, pozbawienie praw politycznych rosyjskojęzycznej ludności oraz natychmiastowe wyrugowanie z Ukrainy wszelkich przejawów kultury rosyjskojęzycznej. Z dnia na dzień wszystko, co kojarzone było z Rosją, stało się złe. Reakcją na to były protesty ludności rosyjskojęzycznej, które były brutalnie tłumione przez banderowskie bojówki. W 2014 roku banderowcy ze znanym z Wołynia okrucieństwem zamordowali 48 Rosjan w Odessie, a także wielu innych w Mariupolu, Doniecku i Ługańsku. Od tego momentu nie było odwrotu i właśnie o to chodziło Amerykanom. Był to moment zwrotny, od którego rozpoczęła się aktywna faza konfliktu.
Kurs na wojnę
Realizowana przez Amerykanów koncepcja polegała na stworzeniu Ukrainy, która byłaby nie tylko niezależna od Rosji, ale wręcz wrogo do niej nastawiona, czyli takiej, która mogłaby stać się składowym elementem ekspansji NATO, mającej na celu wewnętrzną dezintegrację Rosji i jej podział na mniejsze części (po to wywołano rebelię w Czeczenii w 1994 roku, w której także walczyli przeciwko Rosji wyznawcy kultu Bandery z Ukrainy), aby nigdy więcej nie była w stanie wykorzystać swoich zasobów do rzucenia wyzwania Zachodowi, tak jak to miało miejsce za czasów Związku Radzieckiego.
To, co wydarzyło się 24 lutego 2022 roku, jest przedstawiane przez zachodnią propagandę jako przyznanie się Rosjan do tego, iż nie chcą pokoju. Pamiętajmy jednak, iż to Rosjanie ocalili pokój na Ukrainie po krwawym przewrocie w lutym 2014 roku. Na przełomie 2014 i 2015 roku wierne puczystom oddziały armii ukraińskiej zostały okrążone w miejscowości Debalcewo. Władimir Putin mógł wówczas pozwolić na ich całkowite zniszczenie, a choćby zająć bez większych trudności cały Donbas, ale nie zrobił tego. W owym czasie zadzwoniła do niego Angela Merkel, błagając, aby wpłynął na powstańców, by pozwolili okrążonym Ukraińcom odejść. Przekonywała, iż to stworzy warunki do pokojowego uregulowania konfliktu i Putin na to przystał. Stworzył w ten sposób podwaliny pod porozumienie, znane wówczas jako „Mińsk II” (luty 2015) mające na celu zakończenie konfliktu na wschodniej Ukrainie, z zachowaniem całości terytorialnej Ukrainy (z wyłączeniem Krymu, włączonego w skład Federacji Rosyjskiej w marcu 2014 roku) w zamian za przyznanie ludności rosyjskojęzycznej wewnętrznej autonomii.
Przez cały późniejszy czas Rosja wypełniała swoje zobowiązania, w przeciwieństwie do narzuconych w wyniku przewrotu władz w Kijowie, które od początku nie zamierzały tego robić. Przyznała to Angela Merkel, gdy w listopadzie 2022 roku powiedziała w rozmowie z tygodnikiem „Der Spiegel”, iż „podczas negocjacji w Mińsku kupiła czas, który Ukraina mogła wykorzystać do lepszego odparcia rosyjskiego ataku”. Jej słowa potwierdzili były prezydent Francji Francois Hollande i poprzednik Zełenskiego, Petro Poroszenko. Rosja była gotowa w pełni wdrożyć porozumienia mińskie, jednak dla strony przeciwnej były one tylko taktycznym działaniem na czas, aby odbudować armię ukraińską do standardów NATO, aby mogła prowadzić wojnę przeciwko powstańcom w Donbasie. Jedynym więc, kto naprawdę próbował osiągnąć pokój poprzez porozumienia mińskie, był Władimir Putin.
Zachód odrzuca negocjacje
Pełny rozmiar tej zdrady stał się widoczny jesienią 2021 roku, kiedy Rosjanie oskarżyli sygnatariuszy porozumień mińskich – Niemców i Francuzów – o brak ich wdrożenia. Nie widząc jakichkolwiek przejawów dobrej woli z ich strony, także porzucili porozumienia mińskie i zaproponowali nową formułę pokojową opartą na traktacie o europejskim systemie bezpieczeństwa. Strona rosyjska przygotowała dwa projekty porozumień – jeden dla USA, a drugi dla NATO – które przedstawiono 17 grudnia 2021 roku. Obejmowały one m.in. wstrzymanie ekspansji NATO na wschód oraz wycofanie sił NATO z państw, które przystąpiły do sojuszu po 1997 roku. Ponadto zakładały one również zawarcie porozumienia o nierozmieszczaniu broni ofensywnej w pobliżu granic Rosji oraz ograniczenia liczby pocisków rakietowych średniego i krótkiego zasięgu odpalanych z lądu. Propozycje te zostały przez Zachód zignorowane.
Mimo arogancji państw zachodnich, w styczniu i lutym 2022 roku Rosja próbowała prowadzić rozmowy mające na celu deeskalację konfliktu i ustanowienie pokoju ze stroną ukraińską. Chociaż formalnie negocjacje trwały do rozpoczęcia Specjalnej Operacji Wojskowej, to w rzeczywistości strona ukraińska pozorowała je grając na zwłokę w obliczu prowadzonej w lutym 2022 roku koncentracji wojsk w Donbasie. Do rozpoczęcia rosyjskiej interwencji zbrojnej udało się im zgromadzić od 60 do 80 tys. żołnierzy. Dziesięć dni przed wkroczeniem wosk rosyjskich do Donbasu Ukraińcy rozpoczęli intensywny ostrzał artyleryjski terenów opanowanych przez powstańców. W tej sytuacji Rosja uznała, iż nie ma innego wyjścia, jak tylko rozpocząć Specjalną Operację Wojskową.
Czym jednak była owa Specjalna Operacja Wojskowa? Rosjanom nie chodziło o podbój Ukrainy, ale o to, żeby Ukraina zasiadła do stołu negocjacyjnego. I to się udało. Sześć dni po rozpoczęciu Specjalnej Operacji Wojskowej delegacja ukraińska udała się na rozmowy do Homla na Białorusi. Odbyły się trzy rundy negocjacji w Homlu, a następnie rozmowy przeniesiono do Stambułu w Turcji. Tam, na początku kwietnia, podpisano oficjalny komunikat, będący projektem traktatu pokojowego, na mocy którego Ukraina m.in. w zamian za zagwarantowanie praw ludności rosyjskojęzycznej miała odzyskać swoje terytorium (oczywiście bez oficjalnie już rosyjskiego Krymu).
Praktycznie wszystko było już dopięte, a Rosjanie w geście dobrej woli wycofali wojska spod Kijowa, Czernihowa i Sum. Ale do Kijowa możliwie jak najszybciej przybył ówczesny premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson (jak się okazało, sowicie opłacany przez producenta dronów bojowych) i przekonał Zełenskiego, aby powiedział „nie”. I obecna faza wojny jest konsekwencją tej odmowy. Wszyscy skupili się na wkroczeniu wojsk rosyjskich 24 lutego 2022 roku, jako początku wojny, podczas gdy wojna zaczęła się na długo przedtem. Należy zrozumieć, iż ta wojna trwa od kiedy tzw. kolektywny Zachód używa Ukrainy jako narzędzia do szkodzenia najpierw ZSRR, a później Rosji.
Strategiczna porażka Rosji
Współpraca zachodnich elit wojskowych z ukraińskimi ultranacjonalistami i nazistami jest częścią gry geostrategicznej, której celem jest „nadwyrężenie rosyjskiej gospodarki i sił zbrojnych oraz pozycji politycznej reżimu w kraju i za granicą”, co miało doprowadzić do osłabienia Rosji. Piszą o tym wprost autorzy raportu opublikowanego w 2019 roku przez RAND Corporation – ośrodek badawczy utworzony w 1948 roku dla potrzeb Sił Zbrojnych USA. Krótko mówiąc, chodzi o to, żeby destabilizować wewnętrzną sytuację w Rosji oraz jednocześnie utrzymywać napięcie u jej granic. Wygenerowanie konfliktu na Ukrainie było kluczowym aspektem tych działań, podejmowanych także na Kaukazie i w Azji Środkowej. Jest to więc długoterminowe myślenie strategiczne ze strony USA, mające na celu stworzenie niestabilności w bliskim sąsiedztwie Rosji, a przede wszystkim na byłych terytoriach radzieckich, w celu osłabienia Rosji albo jak mówią inni: w celu doprowadzenia do strategicznej porażki Rosji.
Oznaczałoby to w praktyce całkowity upadek gospodarczy Rosji, co próbowano w ostatnich latach uczynić dzięki sankcji. Całkowity upadek gospodarczy miał z kolei prowadzić do załamania się struktur społecznych. Było to potrzebne, aby powtórzyć w Moskwie to, co wydarzyło się w Kijowie w 2014 roku. Aby to zrealizować, Anglosasi zastawili na Rosję pułapkę poprzez wymierzoną w nią militaryzację Ukrainy. Amerykanie chcieli doprowadzić do takiej sytuacji, aby Rosjanie wyszli na ulice i obalili Władimira Putina. W ich przekonaniu było to możliwe poprzez wciągnięcie Rosji w wojnę z Ukrainą, której konsekwencją byłoby załamanie się rosyjskiej gospodarki. Była to długoterminowa strategia opracowana tuż po Majdanie 2014 roku.
Strategiczna porażka, ale czyja?
W tych wszystkich działaniach chodziło o to, aby Władimira Putina zastąpić posłuszną Anglosasom marionetką w stylu Borysa Jelcyna i przywrócić Rosję do stanu z lat 90. XX wieku. Właśnie na tym ma polegać strategiczna porażka Rosji. Rosjanie weszli w pułapkę, ale ku utrapieniu Anglosasów nie do końca. Wprawdzie ser jeszcze nie został zjedzony, ale sprężyna już opadła. Strategia pokonania Rosji poprzez wciągnięcie jej w nieudaną wojnę całkowicie zawiodła. w tej chwili małymi kęsami, ale regularnie Rosja połyka ukraiński ser i wszystko wskazuje na to, iż Anglosasi nie tylko nie dobiorą się do rosyjskiej tablicy Mendelejewa, ale dodatkowo utracą swoje aktywa na plądrowanej przez nich Ukrainie.
Federacja Rosyjska jest dziś silniejsza niż kiedykolwiek w swojej postradzieckiej historii. jeżeli celem i zadaniem konfliktu na Ukrainie było wyczerpanie Rosji do granic wytrzymałości, to stało się dokładnie odwrotnie. Najwyraźniej dostrzegł to prezydent USA Donald Trump, który realistycznie oceniając sytuację wie, iż ta wojna musi się zakończyć i dlatego, wbrew otaczającym go zatwardziałym rusofobom, spotyka się z Władimirem Putinem. A tymczasem Europa, która w absurdalny sposób pozycjonuje Rosję jako wroga, popełnia zbiorowe samobójstwo.
Na jakich warunkach może zakończyć się wojna na Ukrainie? Tylko w jeden sposób: całkowitym zwycięstwem Rosji, czyli osiągnięciem wszystkich deklarowanych przez Władimira Putina celów. Prawdopodobnie ostatecznym celem Rosji jest włączenie Ukrainy do państwa związkowego, tworzonego w tej chwili przez Rosję i Białoruś oraz wyrzucenie struktur NATO z państw graniczących z Rosją. Federacja Rosyjska nigdy nie pozwoli zdominowanemu przez Anglosasów Zachodowi na kontynuowanie polityki prowadzonej od 1948 roku, z wykorzystaniem Ukrainy jako nowotworu w organizmie Rosji.
Krzysztof Warecki









