Wacław Leszczyński: Kandydat
Wacław Leszczyński: Kandydat
data:05 grudnia 2024 Redaktor: Anna
Marszałek Sejmu, gdy kandydował w wyborach prezydenckich w 2020 r. przedstawiał się jako niezależny, nie związany z żadną partią. Gdy organizował Ruch Obywatelski głosił, iż jest on alternatywą na istniejące walczące ze sobą partie. Ruch ten, przemieniony w partię, wydawał się być antysystemowy, politycznie niezależny, przeciwny wojnie polsko-polskiej. Dlatego w ostatnich wyborach zyskał znaczne poparcie elektoratu zniechęconego do wielkich partii, wprowadzając do Sejmu 33 posłów (a w koalicji z PSL 65). Jednakże na tym skończyła się antysystemowość, apolityczność i niezależność tej partii, w wyniku jej wejścia do utworzonej wraz z nią Koalicji ośmiu gwiazdek.
Został marszałkiem Sejmu i włączył się czynnie w wojnę polsko-polską, łamiąc przy tym Konstytucję, nie uznając niekorzystnych dla Koalicji wyroków Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego (korzystne uznawał). w tej chwili zadeklarował znów swe kandydowanie w zbliżających się wyborach prezydenckich, jako kandydat niezależny ponad podziałami.
W zbliżających się wyborach prezydenckich występuje kilku kandydatów. Według sondaży największe z nich szanse ma prezydent Warszawy, kandydat Koalicji Obywatelskiej. Znaczna część jej elektoratu, mająca tradycyjne poglądy, przeciwna aborcji i usuwaniu krzyży nie zechce jednak głosować na niego, za jego lewackie poglądy. Nie będą na niego głosować też wyborcy KO, którzy czują się oszukani niedotrzymaniem wyborczych obietnic takich, jak kwota wolna od podatku 60 tysięcy zł., miejsce w akademiku za złotówkę i wielu innych. Nie zagłosuje na niego wielu zwolenników KO, mieszkańców Warszawy, niezadowolonych z pracy Urzędu Miasta. Nie zechcą też głosować dotąd popierający Koalicję mieszkańcy zalanych terenów na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie słusznie obwiniających władze o nie zapobieżenie powodzi, która zniszczyła ich dobytek wskutek blokowania budowy zbiorników retencyjnych i niefachowości osób odpowiadających za gospodarkę wodną oraz za brak realnej pomocy ze strony państwa w usuwaniu skutków kataklizmu.
Ci popierający dotąd Koalicję nie zagłosują na kandydata prawicy, bo przez lata było im wtłaczane do głów, iż trzeba zwalczać przeciwników ośmiu gwiazdek i demokracji walczącej. Większość z nich nie poprze kandydata Lewicy, bo jej program jest taki, jak prezydenta Warszawy. Nie poprą kandydata Konfederacji, bo uwierzyli, iż on reprezentuje (mówiąc językiem Stalina) „faszystów”. W tej sytuacji, marszałek Sejmu może zdobyć znaczne poparcie ze strony tych właśnie wyborców Koalicji Obywatelskiej. Część z nich uwierzy w jego niezależność, a część zagłosuje na niego z braku innego, odpowiadającego im kandydata. Na marszałka Sejmu zagłosują wyborcy Trzeciej Drogi, pewna liczba wyborców zrażonych do PiS „piątką dla zwierząt” i „psychiatrycznym” pretekstem do aborcji, oraz młodzież wierząca w „antysystemowość” kandydata. W efekcie może on zagrozić nie tylko kandydatowi Prawicy i innym, ale też kandydatowi Koalicji Obywatelskiej.
To niebezpieczeństwo zauważyli politycy popierający prezydenta Warszawy. I nagle w mediach ukazały się doniesienia o dyplomie marszałku Sejmu z Collegium Humanum mimo, iż jak on sam mówi, nigdy tam nie studiował. Uczelnia ta jest oskarżona o sprzedawanie dyplomów ukończenia studiów. Taki dyplom marszałka Sejmu ponoć jest w prokuraturze. Wydaje się, iż materiały w rękach prokuratury nie są ogólnie dostępnie, więc ta informacja wygląda na celowy „przeciek kontrolowany” dla podważenia autorytetu kandydata na prezydenta. Nie jest to pierwszy wypadek, gdy kandydat na prezydenta nie ma wykształcenia wyższego. Zresztą nie jest istotny dyplom, tylko wiedza. Ale w demokracji socjalistycznej i walczącej nie ma znaczenia ani jedno, ani drugie. Każdy może być ministrem, czy posłem, wystarczy posłuchać, co oni mówią, czy piszą i jaką wiedzą dysponują. Oczywiście ten „każdy” musi być tak, jak w PRL zasłużonym działaczem partyjnym, lub jego krewnym. I niezależnie od swych kwalifikacji może piastować ważne stanowisko czy to w administracji państwowej i samorządowej, czy prezesa zarządu lub członka rady nadzorczej państwowego przedsiębiorstwa. Efektem tego są m. in. fatalne wyniki finansowe spółek skarbu państwa.
Nagonka nie dotyczy tylko tego kandydata. Prorosyjskie środowiska gwałtownie zaatakowały kandydata obywatelskiego na prezydenta, popieranego przez prawicę. Figuruje on w Rosji w bazie osób na które „polują” jej służby bezpieczeństwa. Rosja nie chce dopuścić, żeby ten kandydat został prezydentem Polski, gdyż jest on polskim patriotą, a co gorsze ujawnia w IPN zbrodnie dokonane przez Rosję i jej polskich (w PRL) agentów w latach 1939-1990. „Jej ludzie” opracowali więc specjalny „raport” złożony z kłamstw i półprawd szkalujący tego kandydata (mają w tym doświadczenie, przykładem oszczercza kampania przeciw Kardynałowi Sapiesze i św. Janowi Pawłowi II). Rosja chce wygranej kandydata środowiska, które swego czasu chciało stawiać pomniki bolszewickim żołnierzom poległym pod Warszawą w 1920 r. i które teraz zlikwidowało wrogą Rosji telewizję opozycji białoruskiej „Biełsat”. Chce wygranej środowiska, z którym znów będzie się można „dogadać” dzięki „pomocy” Niemiec. Który kandydat zwycięży, czy dbający o dobro Polski, czy „sąsiadów” zadecydują wyborcy. Od tego zależy przyszłość Polski i następnych pokoleń Polaków.
Wacław Leszczyński
W zbliżających się wyborach prezydenckich występuje kilku kandydatów. Według sondaży największe z nich szanse ma prezydent Warszawy, kandydat Koalicji Obywatelskiej. Znaczna część jej elektoratu, mająca tradycyjne poglądy, przeciwna aborcji i usuwaniu krzyży nie zechce jednak głosować na niego, za jego lewackie poglądy. Nie będą na niego głosować też wyborcy KO, którzy czują się oszukani niedotrzymaniem wyborczych obietnic takich, jak kwota wolna od podatku 60 tysięcy zł., miejsce w akademiku za złotówkę i wielu innych. Nie zagłosuje na niego wielu zwolenników KO, mieszkańców Warszawy, niezadowolonych z pracy Urzędu Miasta. Nie zechcą też głosować dotąd popierający Koalicję mieszkańcy zalanych terenów na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie słusznie obwiniających władze o nie zapobieżenie powodzi, która zniszczyła ich dobytek wskutek blokowania budowy zbiorników retencyjnych i niefachowości osób odpowiadających za gospodarkę wodną oraz za brak realnej pomocy ze strony państwa w usuwaniu skutków kataklizmu.
Ci popierający dotąd Koalicję nie zagłosują na kandydata prawicy, bo przez lata było im wtłaczane do głów, iż trzeba zwalczać przeciwników ośmiu gwiazdek i demokracji walczącej. Większość z nich nie poprze kandydata Lewicy, bo jej program jest taki, jak prezydenta Warszawy. Nie poprą kandydata Konfederacji, bo uwierzyli, iż on reprezentuje (mówiąc językiem Stalina) „faszystów”. W tej sytuacji, marszałek Sejmu może zdobyć znaczne poparcie ze strony tych właśnie wyborców Koalicji Obywatelskiej. Część z nich uwierzy w jego niezależność, a część zagłosuje na niego z braku innego, odpowiadającego im kandydata. Na marszałka Sejmu zagłosują wyborcy Trzeciej Drogi, pewna liczba wyborców zrażonych do PiS „piątką dla zwierząt” i „psychiatrycznym” pretekstem do aborcji, oraz młodzież wierząca w „antysystemowość” kandydata. W efekcie może on zagrozić nie tylko kandydatowi Prawicy i innym, ale też kandydatowi Koalicji Obywatelskiej.
To niebezpieczeństwo zauważyli politycy popierający prezydenta Warszawy. I nagle w mediach ukazały się doniesienia o dyplomie marszałku Sejmu z Collegium Humanum mimo, iż jak on sam mówi, nigdy tam nie studiował. Uczelnia ta jest oskarżona o sprzedawanie dyplomów ukończenia studiów. Taki dyplom marszałka Sejmu ponoć jest w prokuraturze. Wydaje się, iż materiały w rękach prokuratury nie są ogólnie dostępnie, więc ta informacja wygląda na celowy „przeciek kontrolowany” dla podważenia autorytetu kandydata na prezydenta. Nie jest to pierwszy wypadek, gdy kandydat na prezydenta nie ma wykształcenia wyższego. Zresztą nie jest istotny dyplom, tylko wiedza. Ale w demokracji socjalistycznej i walczącej nie ma znaczenia ani jedno, ani drugie. Każdy może być ministrem, czy posłem, wystarczy posłuchać, co oni mówią, czy piszą i jaką wiedzą dysponują. Oczywiście ten „każdy” musi być tak, jak w PRL zasłużonym działaczem partyjnym, lub jego krewnym. I niezależnie od swych kwalifikacji może piastować ważne stanowisko czy to w administracji państwowej i samorządowej, czy prezesa zarządu lub członka rady nadzorczej państwowego przedsiębiorstwa. Efektem tego są m. in. fatalne wyniki finansowe spółek skarbu państwa.
Nagonka nie dotyczy tylko tego kandydata. Prorosyjskie środowiska gwałtownie zaatakowały kandydata obywatelskiego na prezydenta, popieranego przez prawicę. Figuruje on w Rosji w bazie osób na które „polują” jej służby bezpieczeństwa. Rosja nie chce dopuścić, żeby ten kandydat został prezydentem Polski, gdyż jest on polskim patriotą, a co gorsze ujawnia w IPN zbrodnie dokonane przez Rosję i jej polskich (w PRL) agentów w latach 1939-1990. „Jej ludzie” opracowali więc specjalny „raport” złożony z kłamstw i półprawd szkalujący tego kandydata (mają w tym doświadczenie, przykładem oszczercza kampania przeciw Kardynałowi Sapiesze i św. Janowi Pawłowi II). Rosja chce wygranej kandydata środowiska, które swego czasu chciało stawiać pomniki bolszewickim żołnierzom poległym pod Warszawą w 1920 r. i które teraz zlikwidowało wrogą Rosji telewizję opozycji białoruskiej „Biełsat”. Chce wygranej środowiska, z którym znów będzie się można „dogadać” dzięki „pomocy” Niemiec. Który kandydat zwycięży, czy dbający o dobro Polski, czy „sąsiadów” zadecydują wyborcy. Od tego zależy przyszłość Polski i następnych pokoleń Polaków.
Wacław Leszczyński