Wacław Leszczyński : Jaka szkoła?
Wacław Leszczyński : Jaka szkoła?
data:16 września 2025 Redaktor: Anna
Kiedyś polska szkoła prezentowała wysoki poziom. Miała ona za zadanie przekazanie uczniom szerokiej wiedzy i ukształtowanie w nich patriotyzmu i zasad kulturalnego zachowania się. Żeby umożliwić rozwój pracy mózgu, uczniowie musieli znać na pamięć wiele wierszy oraz praw i wzorów fizycznych, chemicznych i matematycznych (Archimedesa, Pitagorasa, Talesa i innych). Żeby rozwinąć umysły, uczniowie musieli czytać i komentować w domowych opracowaniach i klasówkach wiele obowiązkowych lektur. Jeszcze w latach 50. w kolejnych klasach było ich po kilkadziesiąt, głównie autorów polskich oraz (z racji rosyjskiej okupacji) rosyjskich i radzieckich (Tołstoj, Gorki, Szołochow, Makarenko, Ostrowski, Polewoj, Fadiejewa, Panowa), ale też z Europy Zachodniej (Szekspir, Dickens, Balzac). Uczniowie znali życiorysy poetów i pisarzy, w tym rosyjskich (Gribojedow ukończył studia mając 16 lat, Puszkin zginął w pojedynku, Makarenko stworzył „nowy postępowy kierunek socjalistycznej pedagogiki”).

Rządzący z nadania Rosji w PRL komuniści usunęli z programów szkolnych religię, fałszowali historię („Polska odzyskała w 1918 r. niepodległość dzięki Leninowi”, „Armia Krajowa współpracowała z Gestapo”) i biologię („geny wymyślili amerykańscy rasiści, w USA można było bić murzynów”, „pod wpływem warunków środowiska jeden gatunek może się zmieniać w inny”). Ale rozmiary podstaw programowych i wymiary zajęć przedmiotów były znaczne. Nie było komputerów i maszyn liczących, uczniowie zadania matematyczne rozwiązywali „ręcznie”, co wymagało wysiłku umysłowego. Popierano czytelnictwo po wycofaniu z bibliotek książek wydanych przed 1949 r.
Taki system edukacji powodował rozwój umysłowy społeczeństwa, umiejętność adekwatnej oceny sytuacji i krytycznego myślenia. To doprowadziło do powstania „Solidarności” w 1980 r. Komuniści zrozumieli, iż dobrze edukowani Polacy nie poddadzą się ich propagandzie. Wobec tego przez następne 40 lat zmieniające się ich ekipy rządzące (po 1989 r. frakcja tzw. dysydentów) obniżały poziom oświaty. Tłumaczono, iż po co obciążać uczniów nikomu nie potrzebną wiedzą dat i faktów historycznych, budową mszaków i serca krokodyla, czy praw natury. Głoszono, iż dzięki postępowi technicznemu, wszystko znajduje się w Internecie, więc nie warto tym „zaśmiecać” sobie umysłu (można było przewidzieć ile młodzieży będzie tam szukać wiedzy). Nie należy obciążać też młodzieży uczeniem się wierszy na pamięć i czytaniem książek pisanych językiem mało zrozumiałym, więc redukowano liczbę lektur. I stopniowo u kolejnych już pokoleń obniżano poziom intelektualny. Chodziło oto, żeby nieposiadający wiedzy, ludzie nieumiejący samodzielnie myśleć, przyjmowali bezkrytycznie to, co władza im przekaże.
Ludzie tak „wykształceni” wierzą, iż 9 % światowego emitowanego dwutlenku węgla (tylko przez Europę, a nie przez resztę świata) powoduje zmiany klimatu, a masy tegoż gazu powstałe w wyniku pożarów dziesiątków tysięcy hektarów lasów w Hiszpanii, Grecji i USA oraz z wybuchu wulkanów nie mają na to wpływu. Gdyby mieli wiedzę, to by się orientowali, iż 12 tysięcy lat temu lodowiec zalegał na połowie Polski i znikł, bez udziału człowieka. A oni wierzą, iż niemieckie turbiny wiatrakowe mogą stać koło domów i nie wiedzą, iż żywność z Ameryki Południowej (z umowy Mercosur) nie odpowiada normom sanitarnym. Myślą też, iż płód ludzki nie jest człowiekiem i choćby w 9 miesiącu ciąży, tuż przed porodem można go zamordować (ale 31-letnia kobieta, która zabiła swe dziecko tuż po porodzie idzie do więzienia). Tym ludziom wmówiono, iż państwo finansuje Kościół i iż można, łamiąc prawo, ograniczać lekcje religii, dyskryminować katolickie dzieci i usuwać krzyże. Oni sądzą, iż wyroki TSUE są ważniejsze od polskiej konstytucji. Wierzą też, iż edukacja seksualna (masturbacja, inicjacja seksualna, aborcja, lgbt i gender) ukryta pod „edukacją zdrowotną” (jak „ustawa wiatrakowa” pod obniżką cen energii) nie zdemoralizuje ich dzieci. W latach 70. pewien sekretarz PZPR mówił „jak dziewczyna zrobi ze dwie skrobanki, to już jest nasza”. Bo oto jego następcom chodzi, a ludzie skutki tej „edukacji” swych dzieci odczują po latach. Oni uważają, iż Polsce nie należą się odszkodowania za zbrodnie, rabunki i zniszczenia dokonane przez Niemców w czasie II Wojny Światowej. Nie znając historii Polski, wierzą w brednie o mordowaniu Żydów przez Polaków, iż Polska miała kolonie i nie było w niej tolerancji religijnej. Akceptują szczucie na Prezydenta RP Karola Nawrockiego i obraźliwe obrazki, jak wypędza ukraińskie dzieci, bo nie rozumieją, iż jest to akcja rosyjskiej agentury taka sama, jak: „brak praworządności w Polsce”, „8 gwiazdek” (dla ludzi prymitywnych) i chamskie awantury pod pomnikiem Smoleńskim. Brak ich potępienia przez Polaków świadczy o słabości Polski, więc Rosja uznała, iż może ją atakować bojowymi dronami.
Tak „wyedukowanych” Polaków są już miliony. Jednak przygotowuje się dalszą „reformę” oświaty, po której szkoła nie ma nauczać, ale być miejscem spotkań rówieśniczych i udzielać tylko takiej wiedzy, która potrzebna jest w określonym zawodzie. Sprzyja temu zakaz prac domowych, żeby młodzież miała czas na „czatowanie” i gry. W wyniku tego Polacy będą tak wykształceni, jak przed 85 laty chcieli tego niemieccy naziści: „wyłącznie proste liczenie najwyżej do 500, napisanie nazwiska… Czytania nie uważamy za koniecznie". Bo do zbierania w Niemczech szparagów większej wiedzy nie trzeba. A stan finansów państwa, ogromny deficyt budżetowy, wzrost bezrobocia i ratingowa ocena negatywna perspektywy gospodarczej Polski grożą kryzysem i „zbieraniem szparagów”. I tak będzie jeżeli się Polacy nie obudzą i nie zahamują niszczenia (w interesie obcych!) edukacji (i nie tylko jej) w Polsce.
Wacław Leszczyński