Celem Centralnego Biura Antykorupcyjnego była eliminacja korupcji z przestrzeni publicznej. W rzeczywistości Biuro gwałtownie przekształciło się w policję polityczną, której głównym zadaniem stało się eliminowanie przeciwników politycznych Kaczyńskiego.
9 czerwca minie 17 lat od powstania Centralnego Biura Antykorupcyjnego (CBA). Aktualnie pełni w nim służbę 1300 funkcjonariuszy w 23 jednostkach organizacyjnych. Oficjalnym powodem powstania tej kolejnejsłużby specjalnej miała być walka z korupcją pojawiającą się przy organizacji przetargów publicznych, czy zawieraniu umów, w których stroną był Skarb Państwa. Pierwszym szefem CBA został Mariusz Kamiński, totumfacki Jarosława Kaczyńskiego (kulisy działalności Kamińskiego opisali w swojej bestsellerowej książce Jan Piński i Tomasz Szwejgiert).
CBA gwałtownie wzięło się do pracy i rozpoczęło masowe kontrole przetargów publicznych, zawzięcie szukając przejawów przekupstwa. Gdy kolejne działania dawały negatywne wyniki, postanowiono zmienić taktykę i dzięki ordynarnych prowokacji po prostu kreować sytuacje korupcyjne. Albo wręcz budować materiał dowodowy na podstawie zeznań odpowiednio „urobionych” świadków. Namawiano ich do obciążania osób, wobec których prowadzono czynności operacyjne.
Jednym z pierwszych, wobec których zastosowano tę nielegalną metodę, był generał Wojska Polskiego, znany neurochirurg, profesor Jan Podgórski, były kierownik kliniki neurochirurgii Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. CBA w sierpniu 2007 roku aresztowało prof. Podgórskiego, który w areszcie spędził pół roku. Zanim go przesłuchano, osadzono najpierw na 30 godzin. Oczywiście bez informacji, za co i na jakiej podstawie został zatrzymany. Jednym ze świadków, który zgodził się opowiedzieć mediom o metodach CBA, był były policjant Paweł Kłoczyński. Zaproponowano mu, iż o ile obciąży profesora Podgórskiego, będzie łagodniej traktowany. – To nie było przesłuchanie, nikt tego nie protokołował – opowiadał Paweł Kłoczyński. – To była rozmowa, która miała mnie skłonić do współpracy z CBA. Funkcjonariusz wypytywał mnie o kontakty z profesorem Podgórskim, chodziło im o to, żebym potwierdził, iż w szpitalu przy ulicy Szaserów istnieje korupcja. Zaznaczył, iż to mogłoby mi pomóc w mojej sprawie. Wtedy miałem postawiony jeden zarzut. Gdy powiedziałem, iż nic na ten temat nie wiem, postawili mi drugi zarzut. Za drzwiami siedziała już pani prokurator z Ostrołęki.
CBA zbierało materiał obciążający lekarza przez wiele miesięcy. Na zorganizowanej konferencji prasowej ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński stwierdził wtedy arbitralnie, iż generał Podgórski był lekarzem na usługach mafii. Funkcjonariusze biura docierali do byłych pacjentów, których pytano tylko o jedno: czy wręczali generałowi pieniądze lub prezenty. Profesor Podgórski poinformował media, iż otrzymał sygnały, iż jego pacjenci byli inwigilowani, dostawali różne dziwne propozycje i telefony.
W lutym 2011 Sąd Najwyższy, oddalając apelację prokuratury wojskowej, orzekł prawomocnie, iż profesor Podgórski był niewinny i uwolnił go od zarzutu korupcji i fałszowania dokumentacji medycznej. Wybitnemu lekarzowi złamano jednak życie i karierę, upokorzono go w oczach środowiska medycznego, nigdy nie przeproszono, odpowiedzialni zaś za tę prowokację do dzisiaj nie ponieśli kary.
Kolejnymi celami CBA stały się kobiety, wobec których zastosowano jedną z najpodlejszych metod prowokacji: igrano z ich uczuciami. Do tych akcji skierowano ambitnego funkcjonariusza CBA (byłego policjanta) Tomasza Kaczmarka, który znany był pod kryptonimem „Agent Tomek”. Młody, przystojny, posiadający nieograniczone środki pieniężne pojawił się na warszawskich salonach celebrytów i polityków, podając się za energicznego biznesmena. Bywał w najdroższy lokalach, jeździł luksusowymi samochodami, nosił drogą odzież, którą kupował z funduszu operacyjnego CBA. Uwiarygodniał się towarzysko i szukał ofiar. Zostały nimi: ówczesna posłanka PO Beata Sawicka i była żona Cezarego Pazury, Weronika Marczuk-Pazura.
Kaczmarek wytrwale uwodził obydwie kobiety, a gdy one uległy jego czarowi, proponował zorganizowanie korupcji przy przetargach publicznych. Obydwie zostały zatrzymane przez CBA i uwięzione. Beata Sawicka została ostatecznie oczyszczona przez sąd z zarzutów w kwietniu 2014 roku, wcześniej jednak złamano jej życie i karierę polityczną. Weronikę Marczuk sąd uwolnił od podejrzeń dopiero w 2017 (zatrzymano ją w 2009 roku). Skompromitowany Tomasz „Agent Tomek” Kaczmarek nie poniósł za to żadnej kary, a wręcz przeciwnie: został członkiem PiS i posłem na Sejm z ramienia tej partii, zasiadając w jednej ławie poselskiej z Mariuszem Kamińskim.
Co ciekawe, w lutym 2020 roku sam Kaczmarek został zatrzymany pod zarzutami o charakterze kryminalnym: chodziło o milionowe wyłudzenia środków publicznych na działalność jego stowarzyszenia „Helper”. Po wypuszczeniu z aresztu udzielił obszernego wywiadu w mediach, opowiadając o nielegalnych działaniach CBA wobec niewinnych obywateli. Ani Mariusz Kamiński, ani nikt inny z CBA nie ponieśli za nie jednak żadnych konsekwencji.
Dopiero tzw. afera gruntowa, której celem był ówczesnym wicepremier Andrzej Lepper, doprowadziła po latach śledztwa Mariusza Kamińskiego i jego zastępcę Macieja Wąsika przed sąd. W marcu 2016 roku obydwaj zostali skazani na kary 3 lat bezwzględnego więzienia i zakaz zajmowania stanowisk publicznych. Zanim jednak złożyli apelację, prezydent Andrzej Duda ich uniewinnił, mimo iż w świetle prawa byli niewinni (wyrok był nieprawomocny!). W zgodnej ocenie wszystkich karnistów i konstytucjonalistów Duda nie miał prerogatywy do uniewinnienia osób niewinnych, co samo w sobie jest już absurdem prawnym. W czerwcu br. Sąd Najwyższy ma zająć się tą decyzją.
Gdy w 2009 r. PiS stracił władzę w wyniku przegranych wyborów, premier Donald Tusk pozostawił Mariusza Kamińskiego na stanowisku szefa CBA. Nie przeprowadzono także żadnej weryfikacji kadr tej służby. Dopiero po aferze gruntowej Kamiński stracił stanowisko, a jej nowym szefem został Paweł Wojtunik. Ten wykazał się równą Tuskowi naiwnością, wierząc, iż kierowana przez niego formacja jest wierna konstytucji i będzie zajmować się walką z korupcją. Pozostawieni w formacji ludzie lojalni byli jednak wobec Kamińskiego. Przygotowali więc prowokację wymierzoną w rząd Tuska. Jej zwieńczeniem były ujawnione przez dziennikarza Piotra Nisztora nielegalnie wykonanych nagrań polityków PO. Proceder zorganizował Marek Falenta, biznesmen z branży węglowej, współpracujący z rosyjskimi firmami, które mogły być przykrywkami dla działań agenturalnych rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU. Dzięki ujawnieniu tych nagrań i udziałowi „wolnych mediów”, które ochoczo „grzały” temat, w listopadzie 2015 roku koalicja PO i PSL przegrała wybory parlamentarne. Rozpoczęły się ponownie rządy Jarosława Kaczyńskiego, a CBA stało się zbrojnym ramieniem PiS.
W 2018 roku CBA zakupiło od izraelskiej firmy NSO Group specjalną aplikację do inwigilacji telefonów i tabletów. Transakcję sfinansowano pieniędzmi pochodzącymi ze środków Funduszu Sprawiedliwości, zarządzanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości i jego szefa, Zbigniewa Ziobrę. 28 mln złotych przetransferowano do Izraela via prywatna spółka, a cała operacja została ukryta w księgowych kruczkach.
Afera wybuchła w 2021 roku, gdy kanadyjska organizacja NGO Citizen Lab ujawniła, iż na całym świecie dzięki tej aplikacji (znanej szerzej, jako „Pegasus”), inwigilowano bezprawnie polityków, dziennikarzy, aktywistów społecznych. Między innymi wymieniono polskich polityków: senatora PO Krzysztofa Brejzę (nielegalnie inwigilowanego w czasie, gdy był szefem Komitetu Wyborczego PO w wyborach w 2019!), znanego opozycyjnego adwokata Romana Giertycha, prokurator Ewę Wrzosek, byłego agenta wywiadu i funkcjonariusza CBA Tomasza Szwejgierta, dziennikarza Jana Pińskiego i wiele innych osób. Początkowo Kaczyński i jego ludzie zaprzeczali istnieniu Pegasusa, ale w obliczu porażających dowodów, przyznali, iż go posiadali i używali. Po ujawnieniu afery okazało się, iż służba, która w założeniu miała zajmować się walką z korupcją, stała się prywatną bezpieką Jarosława Kaczyńskiego, z pomocą której nie tylko nielegalnie inwigilowano, ale zastraszano i nękano ludzi opozycji i tych, którzy ośmielili się krytykować szefa PiS i jego ludzi.
Funkcjonariusze CBA stworzyli także specjalną grupę w mediach społecznościowych, która prawdopodobnie jest kierowana przez agenta Artura Ch., szerzej znanego pod ksywką „Emilia Kamińska”. Ich zadaniem jest atakowanie opozycjonistów i działaczy społecznych. Stosowaną metodą jest zaś ujawnianie personaliów, problemów osobistych, nękanie rodzin postępowaniami przygotowawczymi, wzywanie na świadków w absurdalnych sprawach, wizyty policji w domach itd. Istnienie grupy i tożsamość „Emilii Kamińskiej” ujawnili dziennikarze Jan Piński i Paweł Miter. Okazało się, iż sprawa ataków ma bardzo szeroki zasięg, a mimo ujawnienia tego bezprawnego i kryminalnego procederu, żadna prokuratura nie wszczęła śledztwa. Dodajmy do tego nielegalne i bezpodstawne stosowanie wobec wielu osób tzw. technik operacyjnych, czyli fizyczne śledzenie, obserwacja, podsłuchy i prowokacje.
Zbierane przez bezpiekę, chyba dla żartu zwaną Centralnym Biurem Antykorupcyjnym, tzw. kompromaty, czyli materiały kompromitujące, są następnie ujawniane przez dziennikarzy mediów rządowych. Na portalach TVP Info i innych regularnie pojawiają się dokumenty, nagrania, czy informacje pochodzące w niejawnych czynności operacyjnych. Ujawniają je m.in. wspomniany już Piotr Nisztor, który zaprzecza, aby współpracował z CBA, Samuel Pereira, dotychczasowy szef TVP Info, a w tej chwili wicedyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej i podlegli mu pracownicy mediów propagandowych.
Na oficjalnej stronie internetowej CBA zamieszczane są lakoniczne informacje o kolejnych sukcesach w walce z korupcją, ale próżno szukać szczegółów. Ta zdawkowość sugeruje, iż CBA faktycznie przestała zajmować się swoimi konstytucyjnymi zadaniami. Ciekawostką jest na przykład sprawa zakupu osławionych respiratorów. Wedle oświadczenia Janusza Cieszyńskiego (wówczas wiceministra zdrowia odpowiedzialnego za transakcję), rekomendację na zakup respiratorów od podejrzanej spółki L&K udzieliło pisemnie właśnie CBA. Mimo wielu prób uzyskania informacji, kto i w jakim trybie jej udzielił, CBA i Cieszyński ignorują pytania.
To wszystko powoduje, iż zasadne staje się pytanie, czy żyjemy jeszcze w demokratycznym państwie prawa, czy już dyktaturze na wzór Rosji Putina, czy też Białorusi Łukaszenki? Obawiam się, iż gdyby nie nasze członkostwo w Unii Europejskiej, silna opozycja oraz wsparcie służb europejskich, mielibyśmy prawdopodobnie już masowe zatrzymania i szereg innych nielegalnych działań podejmowanych przez władze wobec obywateli.
Nie powinno więc nas dziwić, iż po jesiennych wyborach, które Kaczyński przegra z kretesem, rozpocznie się największe w historii Polski śledztwo w sprawie zorganizowanej grupy przestępczej o charakterze zbrojnym, która przyjęła kuriozalną nazwę „Zjednoczona Prawica”. Za zbrojne ramię grupy można uznać bezpiekę Kaczyńskiego, noszącą równie ekscentryczną nazwę Centralnego Biura Antykorupcyjnego. W książce George’a Orwella „1984”, bezpieka totalitarnej dyktatury Wielkiego Brata nosiła nazwę „Ministerstwa Miłości” – prawda, iż przerażająco zabawną?