Na naszych oczach dzieje się coś, czego nie wolno zbagatelizować. Coś, co znamy z podręczników historii, z przerażających opowieści o latach 30. XX wieku. Coś, co zaczyna się nie od marszów w brunatnych koszulach, ale od ulicznych „protestów”, których uczestnicy noszą kominiarki, krzyczą o „zdrajcach narodu” i powtarzają w kółko te same przekazy, które kilka dni wcześniej pojawiły się na rosyjskich kanałach dezinformacyjnych. Tak, w Polsce rodzi się faszyzm. I nie, to nie są żarty.
Nie chodzi tu o zwykłą radykalizację części społeczeństwa, co samo w sobie byłoby alarmujące. Chodzi o systemowe, coraz śmielej artykułowane działania zmierzające do podważenia porządku konstytucyjnego, wolnych mediów i legalnych instytucji państwowych. W ostatnich tygodniach obserwowaliśmy mobilizację tzw. „patriotycznych środowisk”, które nie tylko organizują demonstracje, ale robią to w sposób zorganizowany, agresywny i zastraszający. Marsze z pochodniami, wezwania do „rozliczania zdrajców”, hasła o „wrogach narodu” i jawne nawoływanie do nienawiści wobec mniejszości — wszystko to dzieje się nie w podręcznikach, a w polskich miastach. Dziś. Teraz.
To nie są przypadkowe incydenty. Mamy do czynienia z rodzącą się siecią bojówek, która wykorzystuje preteksty – raz „protest przeciwko imigrantom”, innym razem „obrona tradycji” – ale cel jest zawsze ten sam: sianie strachu, podsycanie nienawiści i osłabianie demokratycznego państwa. Ich działania wpisują się doskonale w narrację rosyjskiej propagandy: Zachód to dekadencja, elity to zdrajcy, a jedynie „naród” (rozumiany jako grupa wykrzykująca hasła na ulicach) ma rację. To nie jest przypadek – to plan.
Rząd, niezależnie od tego, kto go tworzy, ma obowiązek reagować. jeżeli dziś nie zostaną uruchomione wszystkie środki przewidziane przez prawo – od stanowczych działań policji po konsekwencje prawne dla organizatorów i uczestników faszyzujących zgromadzeń – jutro może być za późno. Historia Europy pełna jest opowieści o tym, jak demokratyczne państwa zbyt długo tolerowały agresję ze strony skrajnej prawicy. Jak lekceważono „początkowe sygnały”, bo przecież „to margines”, „to folklor”, „to tylko internet”.
To nie jest margines. To zarzewie czegoś znacznie groźniejszego. To ideologia pogardy ubrana w patriotyczne slogany. To próba zbudowania alternatywnego porządku, który nie uznaje praw człowieka, równości i konstytucji. Który w miejsce instytucji wstawia samosądy i bojówki. Który w miejsce prawa oferuje przemoc.
Czas się obudzić. Czas przestać udawać, iż to tylko „przypadkowe incydenty”. Czas, by państwo pokazało, iż stoi po stronie demokracji, a nie po stronie tych, którzy ją rozmontowują. Bo jeżeli dziś nie zareagujemy, jutro obudzimy się w kraju, który tylko z nazwy będzie wolny. A wtedy nie będzie już odwrotu.
To nie są żarty. To moment graniczny. I każda zwłoka jest współudziałem.