W POLSCE FÜHRER W NIEMCZECH KELLNER

niepoprawni.pl 1 rok temu

Donald Tusk najlepiej czuje się otoczony tłumem swoich sympatyków. Im większy tłum tym bardziej pręży muskuły i odgrywa rolę twardziela. Słysząc wrzawę i oklaski na swoją cześć nakręca się i wygraża kogo wsadzi za kratki a kogo odkuje od fotela i wyprowadzi z urzędu. Tusk bohaterem czuje się tylko w przyjaznym mu lub wręcz fanatycznym antypisowskim tłumie i tylko w takim anturażu potrafi pozować na heroicznego wodza. Taka postawa i zachowanie nie są niczym zaskakującym i nowym bowiem ludzie tego typu pozbawieni wsparcia tłumu wielbicieli są zwykłymi tchórzami, asekurantami i osobnikami słabego ducha niepotrafiącymi sprzeciwić się silniejszym od siebie. Nieznany jest ani jeden przypadek, żeby Tusk w swojej politycznej karierze postawił się na arenie międzynarodowej komuś silniejszemu. Emitowany w TVP serial „Reset” ukazuje prawdziwe oblicze Tuska jako śmierdzącego tchórza, któremu na widok Putina miękły kolana, a do kontrolowania go w Moskwie oddelegowano byłego pułkownika komunistycznej Służby Bezpieczeństwa Zbigniewa Rzońcę.

Mało kto pamięta, iż w 2014 roku, kiedy Tusk zrezygnował z urzędu premiera polskiego rządu na rzecz kariery w Brukseli spekulowano, iż może zostać choćby szefem Komisji Europejskiej. Jak wiemy wszystko zakończyło się mniej prestiżowym stanowiskiem przewodniczącego Rady Europejskiej. To w tamtym czasie najbardziej opiniotwórczy i wpływowy niemiecki tygodnik „Der Spiegel” pisał: Tusk ma być jedną z rozważanych kandydatur – jako polski konserwatysta uznawany jest przez wielu obserwatorów jako łatwy w hodowli dla Merkel, w odróżnieniu od pewnego siebie Junckera. Widzimy na tym przykładzie jak różni się postrzeganie Tuska w Polsce od tego jak widzą go zagranicą. Dla Niemiec, Francji i ich satelitów Tusk to łatwa w hodowli polityczna trusia, jak pieszczotliwie mówi się o bojaźliwych i cichych królikach. Oczywiście „Der Spiegel” nie mógł wprost napisać, iż Tusk jest zwykłym karierowiczem i tchórzem zawsze posłusznym i gotowym jeść z niemieckiej ręki. Dlatego niezły ubaw muszą mieć europejscy, a zwłaszcza niemieccy politycy widząc Tuska, który na polskim podwórku odgrywa rolę bohaterskiego niezłomnego szeryfa, który zapowiada: zrobienie porządków żelazną miotłą.

Tusk od dawna cierpi na tak zwany syndrom kelnera. Lata kłaniania się w pas zagranicznym klientom w nadziej na suty napiwek muszą wywoływać frustrację i zmuszają go do odreagowania. Taki polityczny kelner może odreagować tylko u siebie w domu. Tak więc wracając z roboty chce sobie i najbliższemu otoczeniu udowodnić, iż coś znaczy, iż jest stanowczy, władczy, silny, twardy jak stal i nie da sobie w kaszę dmuchać. On robi dokładnie wszystko to czego nie wolno mu robić w pracy podczas obsługiwania zagranicznej klienteli. A więc wali pięścią w stół i zapowiada wszem i wobec jak to wszystkich porozstawia po kątach. W czasach, kiedy stał na czele rządu likwidując polskie stocznie, w Polsce hulały mafie watowskie, a zza niemieckiej granicy wjeżdżało bezkarnie do Polski dziennie po 500 cystern z nielegalnym paliwem Tusk odwracał od tego uwagę zapowiadając przymusową kastrację pedofilów, walkę z dopalaczami i wydawał wojnę „kibolom”, którzy nie mieli litości wznosząc okrzyki i transparenty z napisem: Donald matole, twój rząd obalą kibole.

Całe pasmo kompromitujących klęsk w polityce zagranicznej i przypomniany w filmie „Reset” upokarzający taniec uległości wykonany przed kremlowskim zbrodniarzem to wystarczające powody by kelnerowi Tuskowi powiedzieć :DOŚĆ! W trwającej kampanii wyborczej non stop powinien być cytowany tekst z „Der Spiegla”, w którym jego niemieccy protektorzy nie mieli oporów by swojego kelnera ośmieszyć i poniżyć nazywając Łatwym w hodowli dla Merkel. Niestety taki los kelnera, który musi liczyć się z tym, iż raz dostanie napiwek, a innym razem zdenerwowany klient wetknie mu gębę do talerza z przypaloną zupą. Jak mówił w „Zaklętych rewirach” kelner Fornalski do młodego adepta zawodu Romka Boryczki: Chłopczyku! Godność ludzka to jest bardzo piękna rzecz, ale nie dla kelnera.
Felieton ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”

Idź do oryginalnego materiału