Każda władza ma swój schyłek. Dla Prawa i Sprawiedliwości ta faza właśnie się zaczyna – nie tylko na poziomie słabnącego poparcia społecznego, ale i wewnętrznych napięć, które rozrywają partię od środka.
Symboliczna stała się tu postać Karola Nawrockiego. Miał być nowym otwarciem, młodszym i dynamiczniejszym obliczem obozu, gwarancją ciągłości i świeżości. Tymczasem coraz częściej w samym PiS słychać głosy, iż prezes Kaczyński wynalazł polityka, który zamiast ratować, pogrąża całą formację.
Jarosław Kaczyński przez lata uchodził za mistrza taktycznych posunięć. Gdy jednak wskazał Nawrockiego jako nową twarz obozu, wiele osób wewnątrz partii poczuło konsternację. Miał być sprawny, lojalny, skuteczny. A jest – jak mówią dziś niektórzy działacze w kuluarach – zapatrzony w siebie, izolujący się od rządu i niezdolny do budowania wspólnoty politycznej. Nawrocki zamiast cementować obóz, pogłębia podziały. I to takie, które mogą być już nie do zasypania.
Politycy PiS, ci bardziej doświadczeni, zorientowali się szybko, iż Nawrocki nie będzie dla nich trampoliną do nowych karier, ale raczej kotwicą. Zamiast dawać nadzieję na trwałą obecność w polityce, sygnalizuje nadchodzący zmierzch. Bo jak zauważają sami, choćby jeżeli partia wciąż ma struktury i wyborców, to dziś brakuje jej zdolności przyciągania nowych sojuszników. Prezydent, zamiast współpracować z rządem, gra wyłącznie na siebie, a to oznacza, iż kolejne konflikty będą tylko narastać.
Kaczyński, kreując Nawrockiego, odebrał wielu politykom PiS resztki złudzeń. Do tej pory mogli liczyć, iż choćby w trudnych momentach prezes znajdzie dla nich miejsce, wynegocjuje kompromis, podsunie rozwiązanie. Dziś widzą, iż miejsce, które zajmuje Nawrocki, jest szczelnie zamknięte – i nie dla nich.
Niektórzy wciąż liczą, iż uda się przeczekać. Że Nawrocki ostatecznie sam się potknie, a Kaczyński zrozumie błąd i wróci do starych kadr. Ale przecież czas nie działa na ich korzyść. Społeczeństwo, które jeszcze kilka lat temu kupowało narrację o silnym państwie i „wstawaniu z kolan”, dziś widzi coraz wyraźniej chaos, wewnętrzne konflikty i osobiste ambicje, które rozrywają partię. Nawrocki w roli politycznego samotnika nie tylko nie scala, ale wręcz przyspiesza proces erozji.
PiS od dawna cierpi na deficyt świeżych pomysłów. To, co kiedyś było przedstawiane jako spójny projekt dla Polski, dziś przypomina bardziej katalog haseł, powtarzanych do znudzenia. Nawrocki, zamiast wypełniać tę pustkę treścią, stał się symbolem jeszcze większego oderwania od rzeczywistości. Jego wizyty zagraniczne, jego gesty i słowa pokazują, iż myśli o własnym wizerunku, a nie o partii czy państwie.
Elity PiS rozumieją to doskonale. Wiedzą, iż Nawrocki nie otworzy im drzwi do przyszłości. Wręcz przeciwnie – jego obecność zamyka je coraz szczelniej. Nic dziwnego, iż dziś coraz częściej pojawiają się szeptane głosy: Kaczyński wynalazł kogoś, kto zakończył naszą epokę.
Polityka nie znosi próżni. Tam, gdzie brakuje strategii, pojawia się chaos. Tam, gdzie brakuje wspólnoty, rodzą się osobiste ambicje. PiS przez lata trzymał się razem dzięki żelaznej ręce Kaczyńskiego. Ale dziś choćby jego autorytet nie wystarcza. Wynajdując Nawrockiego, prezes nie wzmocnił obozu – raczej przyspieszył jego rozpad.
Dla samych elit PiS to gorzka lekcja. Wielu z nich już wie, iż ich dni w polityce dobiegają końca. Nie dlatego, iż zabrakło struktur czy pieniędzy. Ale dlatego, iż zabrakło wizji i liderów, którzy byliby w stanie tę wizję wiarygodnie nieść. Nawrocki, wynalazek prezesa, nie daje im przyszłości. Daje im tylko świadomość, iż stali się częścią historii, a nie teraźniejszości.