W oparach „świątecznego” absurdu…

niepoprawni.pl 4 godzin temu

Święta Bożego Narodzenia są dla większości Polaków szczególnym przeżyciem. Dla jednych są okazją do pogłębionej refleksji religijnej, dla innych zaś przede wszystkim dogodnym pretekstem do spotkań w rodzinnym gronie. Tak czy owak, w codziennej gonitwie znajdujemy chwilę, żeby się zatrzymać i zastanowić nad swoim życiem. Pragniemy wtedy spokoju, aby móc się w całej pełni cieszyć niepowtarzalną atmosferą tych świąt.

Jednak nie wszyscy mieszkańcy naszego pięknego kraju potrafią uszanować te odwieczne obyczaje i celebrować je w sposób godny lub przynajmniej nie psuć świątecznego nastroju innym ludziom. Pamiętamy prawdopodobnie filmowe wybryki osobnika o imieniu Grinch, który mieszkał w górskiej jaskini i nie cierpiał świąt Bożego Narodzenia. Dlatego usilnie starał się je zepsuć mieszkańcom leżącego w pobliżu miasteczka. W ostatnim czasie, w takiego złośliwego trolla wcielił się Donald Tusk, który w Wigilię, w towarzystwie członków swojego (nie)rządu, zdominowanego przez ateistów i koszernych bolszewików, zaśpiewał Polakom, a raczej wymamrotał, arcykatolicką i arcypolską kolędę „Wśród nocnej ciszy”… Przyznać muszę, iż zdumiał mnie jego wybryk, przypominjący mi pewien występ pijackiej żulii przed lokalnym sklepem monopolowym, gdzie grupa zatwardziałych nierobów, będących już na mocnym rauszu, próbowała kiedyś stworzyć namiastkę świątecznej atmosfery… Jednak w ich przypadku dało się wyczuć pewien sentyment dla naszej tradycji i tęsknotę za niepowtarzalnym nastrojem rodzinnego domu, który prawdopodobnie utracili w wyniku swoich fatalnych wyborów życiowych. Mimowolni świadkowie tego wydarzenia, przechodząc obok tej grupki nieszczęśników, z politowaniem kiwali głowami nad ich marnym losem, ale znalazł się ten i ów, co poratował ich paroma złotymi, które według uznania mogli przeznaczyć na zakup produktów pierwszej potrzeby… No cóż, zwykły odruch serca, o który nietrudno w atmosferze zbliżających się świąt, a poza tym jałmużna jest nieodłącznym elementem kultury chrześcijańskiej, w jakiej ukształtowała się większość Polaków.

Jeśli zaś chodzi o wokalne popisy Tuska i jego ekipy, to sprawy mają się zupełnie inaczej, bowiem w tym przypadku najwyraźniej „diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni”. Wicekanclerz, zwany też Rudą Wroną, przy okazji składania nam świątecznych życzeń, z nieskrywanym rozbawieniem, zaproponował towarzyszącym mu ministrom wspólne odśpiewanie kolędy. Nawiązał przy tym do swojego występu z 1996 roku, gdy w programie Wojciecha Manna – „Szansa na sukces”, popisywał się zupełnym brakiem talentu wokalnego. No cóż, można by z politowaniem stwierdzić, iż „śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej”, jak to niegdyś raczył zauważyć Jerzy Stuhr, (nie)sławny „syn Mitteleuropy”, który podobnie do Tuska i Manna szczycił się germańskimi korzeniami. Jednak osobom wierzącym i szanującym polskie tradycje trudno przejść obojętnie wobec skandalicznego zachowania szefa rządowego gabinetu osobliwości, który miał czelność szydzić z naszych świętości. Dlatego z zażenowaniem obserwowałem jak zdeklarowani ateiści i wojujące aborcjonistki, z gębami wykrzywionymi bólem, uczestniczą w tej obrazoburczej szopce. Nie zabrakło tam lewackich hunwejbinów: Barbary Nowackiej – deprawującej naszą młodzież i rugującej naukę religii ze szkół, Agnieszki Dziemianowicz-Bąk – walczącej z demonami polskiego patriotyzmu i wyzwalającej kobiety z „opresyjnego” modelu tradycyjnej rodziny oraz Katarzyny Kotuli – niedoszłej „magisterki”, która nie tak dawno deklarowała, że: „Po związki partnerskie, po równość małżeńską, po ustawę o uzgodnieniu płci, po godność i prawa człowieka dla społeczności LGBT pójdę do piekła i zawiążę pakt z diabłem”…

Jaką więc wartość mają te nieszczere i szydercze życzenia, które prawdopodobnie miały „ocieplić” wizerunek władzy tracącej poparcie społeczne? Dla mnie żadną, ale za to stanowią zachętę dla wszelkiej maści przygłupów, którzy tym odważniej będą robić nieprzyzwoite żarty z naszych obyczajów, bo skoro Tusk mógł sobie na to pozwolić, to czemu im nie wolno… A tak na marginesie chciałbym zauważyć, iż do (nie)miłościwie nam panującego wicekanclerza pasowałaby raczej niemiecka kolęda „O Tannenbaum”, której wykonaniem uradowałby swoich kamratów zza Odry, bo przecież wszystko co on czyni jest für Deutschland…

Kolejnym przykładem „świątecznego” absurdu była akcja podjęta przez lewą stronę sceny politycznej. Lewica bowiem znana była dotychczas z agresywnego antyklerykalizmu i pogardy dla religii chrześcijańskiej, co objawiało się atakami na kościoły podczas tzw. Strajku Kobiet i amokiem aborcyjnym, który zawładnął umysłami jej aktywistek. Kojarzona też była z akcją Sylwii Spurek, która chciała uwalniać wigilijne karpie. Jednak tym razem lewicowi faryzeusze zaskoczyli nas wychodząc z inicjatywą wolnej Wigilii. Pomysł ten oczywiście nie był podyktowany troską o kobiety zapracowane w okresie świątecznym, ale wynikał z cynicznej kalkulacji, ponieważ wyniki badań wskazywały na to, iż większość Polaków opowiada się za takim rozwiązaniem. Dlatego lewacy chcąc sobie podreperować sondaże zgłosili ten projekt, który uzyskał akceptację większości sejmowej i ostatecznie wejdzie w życie w 2025 roku. Przy tej okazji „ministra” funduszy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz z Polski 2050 próbowała zrobić koszerny geszeft, stwierdzając, że: „Idealnym rozwiązaniem byłoby zastąpienie innego dnia wolnego, który nie jest wcale taki istotny tradycyjnie, rodzinnie, jakim jest wolna Wigilia”. I jako przykład podała święto Trzech Króli. W tej kwestii prawdopodobnie zasięgnęła rady swojego partyjnego kolegi Ryśka Petru, który jest „wybitnym” znawcą świąt kościelnych, co wiemy od momentu, gdy kilka lat temu zabłysnął swoją wiedzą, komunikując ciemnemu ludowi, iż właśnie „rozpoczynamy święta, a po świętach przypomnę jest sześciu króli”. Rysiek do dzisiaj zresztą ma problem z orientowaniem się w tym temacie, ponieważ niedawno zapytany przez dziennikarkę przez cały czas nie potrafił wymienić trzech mędrców, którzy przybyli do Betlejem, żeby oddać hołd narodzonemu Jezusowi. Jest to zresztą powszechna przypadłość u politykierów z centrolewu, czego przykładem może być Arkadiusz Myrcha z PO, który popisał się w telewizji swoją głupotą, zaliczając w poczet Trzech Króli Belzebuba (księcia piekła), zamiast Baltazara.

I jakby tego było mało, to Rysiek Petru, będący zdecydowanym zwolennikiem pracy w dni wolne, oczywiście pod warunkiem, iż wykonują ją inni ludzie, a nie on sam, postanowił dać nauczkę rozleniwionej gawiedzi. Dlatego zorganizował w Wigilię pokaz swojej nadprzyrodzonej mocy, a może raczej nieograniczonej pychy, robiąc medialną ustawkę w jednej z warszawskich Biedronek, gdzie przepracował całą dniówkę na kasie. Chciał w ten sposób udowodnić wszystkim niedowiarkom i malkontentom, iż praca w dni wolne może być nie tylko opłacalna, ale i przyjemna… Jak można było przewidzieć jego wigilijny występ został przez publikę odebrany bardzo negatywnie, o czym świadczą miażdżące komentarze internautów, którzy najczęściej zarzucali mu robienie sobie autoreklamy i drwienie z ciężkiej doli ludzi pracujących. Słusznie też podkreślano, iż kilkugodzinna praca w Wigilię nie odzwierciedla rzeczywistych warunków panujących w handlu.

Na koniec chcę się odnieść do groteskowego melodramatu rozgrywającego się wokół Jerzego Owsiaka, naczelnego dyrygenta Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, która według jego zapewnień ma grać „do końca świata i jeden dzień dłużej”… Jest to tym bardziej zasadne, iż jej aktywność zaznacza się w okresie świątecznym i sprowadza się głównie do organizacji kwesty przeznaczonej na pomoc sprzętową dla służby zdrowia. Nie mam zamiaru podważać sensu i zasług tej inicjatywy, ale nie trudno zauważyć, iż Juras ma coraz większe kłopoty z rozliczeniem wpływających na jej konta darowizn, co od dawna budziło u wielu ludzi poważne wątpliwości. W dodatku Owsiak ochoczo angażuje się w bieżącą politykę, wspierając obóz wicekanclerza Tuska, który w dowód wdzięczności uczynił go choćby odpowiedzialnym za koordynację rządowej pomocy humanitarnej dla powodzian. I właśnie od tego momentu zaczęła się nowa odsłona awantury wokół prezesa WOŚP, ponieważ, gdy został on zapytany na konferencji prasowej o rozliczenie przekazanych mu środków publicznych, to uciekł przed dziennikarzami i zabarykadował się w gabinecie, a innym znów razem skakał po stole jak oszalały i krzyczał: „Gdzie jest słoik z pieniędzmi, które chowam?”… Trzeba przyznać, iż to zaiste dziwne zachowanie, bo co stoi na przeszkodzie, żeby się przed społeczeństwem uczciwie rozliczył z wydatkowania przekazanych mu w dobrej wierze pieniędzy: publicznych i prywatnych? No chyba, iż ma coś do ukrycia, co mogłoby mu zszargać reputację i narazić go na poważne konsekwencje prawne. Dlatego nie może dziwić, iż Owsiak, postawiony pod pręgierzem opinii publicznej, został poddany zmasowanej krytyce, a jego matactwa jeszcze bardziej go pogrążają. Szkodzi mu również nadgorliwość obecnej władzy, która z egoistycznych pobudek uczyniła z niego ikonę swojego obozu politycznego, której „ludzie niegodni” nie mają prawa ubliżać. Prokuratura i policja wzięły się więc z prawdziwie czekistowskim zapałem do ścigania staruszków, którzy rzekomo grożą Jurasowi pozbawieniem życia, bo mają mu zazdrościć luksusów, gdy oni sami ledwo wiążą koniec z końcem. Owsiak zaś nie przebiera w słowach atakując bez opamiętania swoich adwersarzy, domaga się też cenzury w mediach i likwidacji niezależnych stacji telewizyjnych. Stosując obrzydliwy szantaż moralny, próbuje brać nas na litość, a z drugiej strony wywiera presję na reklamodawców, aby „zagłodzić” Telewizję Republika.

Niestandardowe zachowanie prezesa WOŚP może wskazywać na to, iż cierpi on na nieuleczalną chorobę zwaną manią grandiosa i każda nieprzychylna uwaga wywołuje u niego paroksyzmy wściekłości. Możliwe jest też, iż dociekliwi dziennikarze zwęszyli trop poważnej afery, co wywołało u (nie)świętego Jurasa stan paniki, bo przecież Tusk nie będzie wiecznie rządził i roztaczał nad nim parasola ochronnego, a skrupulatny audyt finansów jego fundacji może doprowadzić do skazującego wyroku. I wtedy zgaśnie gwiazda Owsiaka, który przestanie brylować na salonach i robić za czołowego filantropa, a zamiast tego trafi za kratki i będzie „pierdział w pasiaki”. Ale póki co „uśmiechnięta Polska” pląsa w rytm melodii granej przez jego cyrkową orkiestrę, a TVP w likwidacji serwuje nam permanentny seans nienawiści wobec tych wszystkich, którzy nie dali się porwać do tego obłędnego tańca. Nędzny poziom mediów publicznych niedawno celnie skwitował jeden z twitterowiczów, który napisał, że: „W Neo-TVP Trzech Króli trwa cały rok: złote (dla siebie), kadzidło (dla rządzących) i szmira (dla widzów). A na drzwiach tradycyjne osiem gwiazdek”...

Jaki morał płynie z tej opowieści? Nie dajmy się zwieść pozorom, bo to nie my jesteśmy nienormalni, tylko świat polityki i mediów oszalał. Nie pozwólmy na to, żeby ateiści i koszerni bolszewicy pouczali nas jak mamy celebrować nasze tradycje i święta religijne, bo jeżeli oni w ogóle świętują, to raczej przy chanukowych świecach. Nie ulegajmy też (nie)moralnym szantażom tandetnych „autorytetów”, bo to zawsze kończy się wyzyskiem naszej dobrej woli i szczodrobliwości. Jak bowiem głosi Pismo Święte (Ewangelia św. Mateusza 7:15): „Strzeżcie się pilnie fałszywych proroków, którzy do was przychodzą w odzieniu owczem, a wewnątrz są wilcy drapieżni”…

Idź do oryginalnego materiału