Ideolojeb to taki mój, klasycznie kacapski i ukochany też przez szkopów neologizm, jak te kompromaty (kompromitujące materiały) będący zbitką ideologa z pojebem.
Ideolojeb to taki człowiek, który w historii ludzkości wyrasta nagle jak bolący wrzód na dupie, nie, żeby nam życie polepszać, tylko je niszczyć.
Oczywiście w swoim fanatyzmie i zwichrowanej psychice on uważa, iż robi wszystkim dobrze (taka ogólnoświatowa prostytutka?), ale za każdym razem, żeby w końcu było dobrze, to musimy nieco pocierpieć, coś stracić i przyzwyczaić się do czegoś, co dotychczas uważaliśmy za wstętne, czy choćby obrzydliwe. Jak pożywianie się robakami.
Tak jakoś dziwnie łączy ich jedno: - żeby osiągnąć te swoje wydumane cele, musi być rewolucja. Inaczej się nie da. A my, ludzie wiadomo, strasznie kochamy rewolucje. Wprost nie możemy się doczekać. Krew sika z rozerwanych pociskiem, tętnic, wnętrzności wypadają z rozciętych brzuchów a ścięte głowy tak pięknie się toczą. My przecież kochamy horrory.
Rewolucje kochają idioci. Fanatycy. Cóż, Wielki Kreator – nasz konstruktor nie przewidział programu =reset= i my sami musieliśmy wymyślić pokoje bez klamek, gdzie ściany wyłożone są miękkimi materacami, kaftany bezpieczeństwa i elektrowstrząsy. I co tam jeszcze uwielbiali bolszewicy w tych swoich psychuszkach, gdzie praktycznie mógł trafić każdy obywatel. Ba... choćby każdy towarzysz.
No dobra, czasami historia tak się toczy, iż taki fanatyk potrafi, bo akurat jest przekonujący, zebrać wokół siebie liczną grupę wyznawców, takich spolegliwych owieczek, które z radosną pieśnią na ustach chętnie maszerują do ubojni.
Jednak najgorzej jest, gdy jakiś władca, możnowładca, pier***nięty miliarder, co ma już tyle, ze brak mu bodźców, by czymś jeszcze się podniecić, odkrywa takiego fanatyka i jego popieprzone idee i postanawia się zabawić, a może jeszcze przy tym zarobić.
I patrzmy, jak tylko w ostatnim stuleciu z kawałkiem, kolejni schizofrenicy z paranoją i halucynacjami, którym magnaci i ta najbardziej obrzydliwa, śliska kasta ludzkości – politycy, udostępnili możliwość działania, zamiast po bolszewicku zamknąć w psychuszce, narozrabiali, przez co miliony prostych ludzi straciło życie.
Kogo tu nie mieliśmy? Marks i Engels, Gramsci i Spinelli, Hitler, Stalin, a także Trocki... ,Mao Zedong... Pewnie jeszcze paru Pol Potów, czy Castro by się znalazło. O! A taki Michnik u nas to gips? Zawsze nas, Polaków się pomija.
No i nagle – a jakże! - z Niemiec – ukazał się nam kolejny potwór, postać śliska, zakłamana i chciwa. Krańcowy fanatyk. I to taki, który akurat trafnie wycelował w ducha czasu – jego niemiecki Zeitgeist. To w moich oczach paskudny zramolały i chyba już całkiem bezrozumny fanatyk – 85 letni staruch, Klaus Schwab.
Warto się zastanowić, komu on i jego Światowe Forum Ekonomiczne - WEF, słynne Davos w Szwajcarii, podlega. I co on chce zrobić.
To zaprzysiężony globalista, a jego WEF ma się stać ogólnoświatową władzą.
W swej książce, która narobiła dużo zamieszania, "Czwarta Rewolucja Przemysłowa", napisana pod patronatem największych bogaczy tego świata, Schwab bez ogródek opisuje jak ma wyglądać świat w niedalekiej przyszłości, gdy wreszcie te 2% ziemskiej populacji, tych tryliarderów, najbogatszych ludzi świata, pod przewodnictwem WEF, przejmie władzę nad wszystkim i wszystkimi na tej ziemi.
To co już znamy, czy to z najnowszej historii, czy choćby z autopsji: dzisiejsza dzicz Putina, mordy i pomysly Pol Pota w Kambodży, Rewolucja Kulturalna Mao Zedonga w Chinach, hitlerowskie Niemcy, to mały pikuś, w stosunku do tego co nam szykuje zidiociała burżuazja, która jakimś cudem zaraziła się komunizmem, i gdzie twarzą tego jest Klaus Schwab, a jego portrety, jak kiedyś, pamiętamy portrety Stalina, będą wisieć w każdej klasie szkół na całym świecie.
Zapewne wielu już nie młodzieńczych czytelników pamięta Czerwone książeczki Mao. Ponieważ wtedy też wybuchł ruch hippisowski, stała się ona modna na świecie. Wydrukowano tego chyba parę miliardów i mogłeś ją dostać w swoim języku w każdym chińskim konsulacie, czy innej placówce.
Tak rozpoczęła się komunistyczna indoktrynacja na całym świecie. Dołączając COVID-19, można powiedzieć, iż Chiny są dobre w zarażaniu świata zarazą
Co to było, ta kieszonkowa ksiązeczka?
"Cytaty z Przewodniczącego Mao (chiń. 毛主席语录, Máo zhǔxí yǔlù), na Zachodzie nazywane także Czerwoną książeczką – była „biblią” ]]>hunwejbinów]]> w okresie ]]>rewolucji kulturalnej (1966-1976)]]>. Każdy Chińczyk był zobowiązany do jej studiowania, zachęcano do uczenia się jej na pamięć. Cytaty pełniły rolę pozdrowienia na ulicy, w pracy, czy podczas rozmowy telefonicznej, wypisywano je także na transparentach, fasadach domów, noszonych na piersiach znaczkach, a choćby na ramach rowerów. "[Wikipedia]
W roku 1981 byłem w Chinach. Popłynąłem tam na m/s Paderewski należącym do do dziś istniejącego Chipolbroku – Chińsko – Polskie Towarzystwo Okrętowe S.A. w Szanghaju. Mimo, iż niby rewolucja kulturalna się skończyła, to państwo środka było jak gąbka przesiąknięte zwyczajami hunwejbinów.
Pamiętam taki epizod, gdy po jakiejś towarzyskiej imprezie w konsulacie, czy budynku CP, jeden z młodych naszych oficerów zachował się zbyt śmiało wobec chińskiej, młodej towarzyszki. Dzisiaj nazwalibyśmy to usiłowaniem mobbingu. Co za cyrk się rozpętał. Sprawa się zakończyła w ten sposób, iż mieliśmy się ubrać w nasze oficerskie mundury, wyjść na ląd, grzecznie uformować szereg, z kapitanem na czele i poczekać, aż przyjadą chińscy oficjele z krwiożerczymi minami, a biedny, głupio napalony IV oficer musiał wygłosić (uzgodniono, iż wystarczy po angielsku) gorące, oficjalne przeprosiny. Dobrze, ze nie kazano mu płakać, bo tak w Chinach demonstruje się szczerość.
A teraz poczytajmy sobie – prawdopodobnie będzie to Tęczowa Książeczka – to niemalże bublijne [nie poprawiać] dzieło neo-proroka Klausa Schultza. (Wiecie, iż szkopskie imię Klaus to od św. Mikołaja. Santa Claus. Niesamowite...).
To jest lektura dla ludzi o mocnych nerwach. Ci z problemami sercowymi lepiej niech tego nie czytają. Chyba, iż jak w Chinach z książeczką Mao Zedonga, stanie się to lekturą obowiązkową.
Nie będę się o treści tego skromnego tworu literackiego rozwodził. Brzydzi mnie to i niestety wnerwia. Pokrótce tylko powiem, iż jest to uporządkowanie wszystkiego tego, co w doniesieniach i plotkach słyszeliśmy o NWO – New World Order – Nowy prządek świata.
Tutaj już bez ogródek planuje się po objęciu całej Ziemi, – jedynie słuszną i adekwatną władzą, podział ludzkości na dwie, biegunowo różne grupy. Zakładając dzisiejszą populację globu – przyjmijmy dla równego rachunku 8 miliardów – 7, 9 miliardów, to mamy być my, ciche owieczki – neo-niewolnicy; a może jakieś 100 milionów, a może choćby dużo mniej, to klasa władców. Ci miliarderzy, plus sprzedajni politycy, finansiści, medialni bonzowie, naukowcy na każdy temat za gotówkę, oraz cały pozostały personel do obsługi kasty władców, lekarze, inżynierowie i clowni dla rozrywki, to ci wybrańcy Klausa Schaba na górę.
A cała reszta? Ten wielki tłum niewolników?
Sześć lat pracowałem na Zatoce Perskiej. Wtedy, gdy Irak napadł na Kuwejt, a ci dosłownie zesrani ze strachu, błagali cały świat o pomoc. Poznałem wtedy ten Kuwejt, przy okazji także Emiraty, Arabię Saudyjską, Oman i resztę świata arabskiego. Wszyscy przebogaci i jednocześnie ultra leniwi.
Tam, co było choćby dla mnie pewnym zaskoczeniem, zobaczyłem, iż niewolnictwo przez cały czas istnieje. A cały tak zwany demokratyczny świat, z tymi wszystkimi prawami obywatelskimi, siedzi cicho i gapi się w inną stronę pogwizdując pod nosem.
Są tam choćby targi niewolników.
Chyba najwięcej u Arabów zniewalano sąsiedzkich Pakistańczyków (w skrócie Paki). ale do czarnej roboty kupowano ludzi z Etiopii i Sudanu.
Jeżeli ktoś myśli, iż to opowieści dziwnej treści, to niech sobie odszuka informacje o budowie stadionów i reszty infrastruktury na ostatni Mundial w Katarze.
"Ponad 6,5 tys. robotników z Azji Południowej, zatrudnionych przy budowie infrastruktury na mistrzostwa świata w piłce nożnej w Katarze, straciło życie od 2010 r., kiedy kraj otrzymał prawo do zorganizowania tej imprezy - wynika ze śledztwa dziennika „The Guardian”. Robotnicy pracują w złych warunkach i bez zabezpieczeń." [bankier.pl]
Niewolnictwo wg. Klausa Schwaba ma być nieco łagodniejsze. Mniej więcej takie, jak to parę lat temu oznajmił jeden niższego poziomu aktywista z Polski, wówczas premier, Donald Tusk: ludność ma być w miarę zadowolona. Do tego wystarczy im piwo, grill i "Taniec z gwiazdami". ale czytając clowna Klausa dowiadujemy się, iż poza tym nic własnego nie będziemy posiadać.
Będziemy mieszkania, czy choćby domy wynajmować. Żadnych samochodów nie będziemy posiadać – będą nam one udostępniane na konkretny czas. Naszym dobrostanem będzie rządzić, jak to już się stosuje w Chinach, punktowy system nagród i kar. Jesteś dobry obywatel – potulny i pokorny – uzbierałeś dużo punktów, to możesz polecieć samolotem do Egiptu i spędzić tam tygodniowy urlop. A jeżeli byłeś nisko oceniony, to nigdzie nie wyjedziesz, a na dodatek możesz ze strony władz spodziewać się ustawowych restrykcji.
Jak już napisałem, nie chcę się wgłębiać w te plany neo-bolszewików, bo to jest taki stek idiotyzmów i anty – humanitaryzmu, iż aż zęby bolą.
Klaus Schwab, żeby było jasne, jest tylko "twarzą" tej całej sekty bogatych durni. Choć on prawdopodobnie sam uważa się za przywódcę.
Chyba najbardziej pasuje mu pozycja kacyka, onegdaj gościa na Karaibach, jeszcze przed Kolumbem, który rządził całym plemieniem, wraz z kapłanami, szamanami i starszyzną wojowników.
Dzisiaj tak definiujemy przywodcę, sprawującego władzę w sposób samowolny i arbitralny. Dokładnie jak te staliny i hitlery.
Wyraźnie daje się zauważyć, demonstrowana jaskrawo germańska buta i filozofia uber alles. Jak wiadomo, z takimi typami żadna dyskusja nie ma sensu. Oni zawsze wiedzą lepiej.
Czy mamy szansę ich pokonać? Choćby w imię prawidłowego humanizmu.
Sądzę, iż jeszcze pozostało nam dosyć czasu, by nie dopuścić do zwycięstwa sekty bogaczy i ich popleczników.
Proszę zauważyć, iż działają oni w sposób ekskluzywny. choćby tajemniczy i ukryty. Ich spotkania, jak te tego cyrkowego Klubu Biderberga ( o komizmie tej grupy świadczy tam członkostwo Radosława Sikorskiego), tajnych spotkań nowojorskich, czy choćby Opus Dei, są ochraniane przez tysiące policjantów, służby specjalne i prywatnych ochroniarzy. Jak to się mówi – strasznie się tajniaczą. Dopiero WEF z Davos z Klausem Schwabem zaczyna nieco otwierać się na światową ocenę, mimo, iż przez cały czas jest to towarzystwo, gdzie wstęp do niego wysoko kosztuje. Na przykład Aleksander Kwaśniewski, gdy był prezydentem i rozpierała pycha, jak u chłopa, który pierwszy raz założył skarpetki, by zostać zaproszonym na forum w Davos, odznaczył Schwaba Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu zasługi Rzeczypospolitej Polskiej.
O czym to świadczy. Przede wszystkim, iż ta samozwańcza światowa elita ciągle się boi i nie jest pewna zwycięstwa i akceptacji przez ludzkość proponowanego "nowego porządku". To, iż mają górę pieniędzy i reguła, iż "każdego można kupić" nie wystarcza by mogli zwyciężyć. Ich majątki nie są aż tak wielkie, by mogli kupić każdego człowieka. Zresztą pewnie choćby się tym brzydzą, bo ich kolonialni przodkowie pokazali, iż taniej i łatwiej jest po prostu całe narody podbić i zniewolić. Zastosowali więc inne metody przygotowania do zniewolenia ludzkości.
Pierwszy etap schwabowskiej rewolucji to "urabianie ludności", tak, aby stała się ona coraz bardziej bierna, bezsilna i bezmyślna.
Najważniejszym elementem tego etapu to likwidacja fundamentów, zniszczenie tysiącletniej cywilizacji łacińskiej, dzisiaj pogardliwie od momentu rozbudzenia ruchu BLM – Balack Lives Matter nazywanej "cywilizacją białego człowieka", a co za tym idzie, zastąpienie cywilizacją przyjemności. Wszystko ma być "lekko, łatwo i przyjemnie". Więc nie ma co dzieciaków niepotrzebnie męczyć tą edukacją, wykształceniem i stresującymi egzaminami. A enigmatyczne dobro należy zastąpić przyjemnością. To znaczy, iż tylko co przyjemne jest dla nas dobre.
Z przykrością trzeba stwierdzić, iż ta zamiana myślących obywateli w spolegliwe owieczki, koncentrujące się wyłącznie na konsumpcji i dyktaturze celebryckich mediów, w dużym stopniu dokonała się już na tak zwanym zachodzie.
Jednocześnie, postanowiono pozbawić obywateli tego, co jest dla nich chyba najważniejsze i czego oczekują od każdego państwa. To bezpieczeństwo, spokój i porządek. Takie właśnie powinno być życie każdego. Tak uważa zdecydowana większość, jak to pokazują statystyki.
Więc ta banda dążąca do nowego porządku, zdecydowała się usunąć te pożądane wartości dzięki ideologicznego chaosu powodującego stres i niepewność, poprzez wymyślone oszukańcze teorie genderowskie, oraz zakłamany klimatyzm.
Taka dawka hipokryzji, adekwatnie bezczelnego kłamstwa, mieszania ludziom w głowach, zrywania niezbędnych więzi międzypokoleniowych i rozbijania sensu rodziny, musi wprowadzać prostych ludzi w stan nieustannej traumy, nerwic i stresu. O to tym typom z kontenerami pieniędzy właśnie chodzi. Tych co nie można łatwo kupić, jak tych chciwych polityków, naukowców i dziennikarzy, należy wykończyć psychicznie. Wtedy opór będzie o wiele słabszy. I dla przysłowiowego "świętego spokoju" lud zgodzi się na wszystko. A jak się w końcu połapią, iż droga wiedzie do niewolnictwa i biedy, to będzie już za późno.
Teoretycy historiozofii, antropologii i współczesnej socjologii, wiedzą, iż za powodzeniem takiej rewolucji, czy "tylko" potężnej transformacji, musi stać jeden przywódca – bohater, który stanie się symbolem. Czyżby wybór padł na tego szkopskiego, lub lepiej powiedzieć – szwabskiego – starucha, Klausa Schwaba? To on ma być w przyszłości symbolem, jak Konfucjusz, czy Sokrates – ci, co popchnęli świat naprzód? Kimś, o którym się będzie mówić z szacunkiem i podziwiać?
A może jednak postawi się go obok Stalina i Hitlera jako kolejnego INIMICUS HUMANITATIS – wroga ludzkości.