Debata w Końskich, zorganizowana przez Telewizję Republika we współpracy z wPolsce24 i Telewizją Trwam, była kolejnym przykładem politycznej ustawki, której celem nie była merytoryczna dyskusja, ale promocja Karola Nawrockiego, kandydata wspieranego przez Prawo i Sprawiedliwość, oraz umocnienie narracji partii Jarosława Kaczyńskiego.
Wydarzenie to, podobnie jak przed pierwszą turą wyborów prezydenckich, miało na celu mobilizację elektoratu PiS, wykorzystując przy tym emocje i podziały społeczne, zamiast oferować przestrzeń do rzeczywistej debaty o przyszłości Polski. Krytyka tego spektaklu obejmuje nie tylko organizatorów, ale także postaci takie jak Karol Nawrocki i Tomasz Sakiewicz, którzy odgrywają najważniejsze role w tej polityczno-medialnej machinie.
Po pierwsze, sama formuła debaty budzi poważne wątpliwości co do jej bezstronności. Wybór Końskich jako miejsca wydarzenia, a także zaproszenie wyłącznie mediów sprzyjających PiS – Telewizji Republika, wPolsce24 i Telewizji Trwam – wskazuje na jasny zamiar stworzenia bezpiecznej przestrzeni dla Nawrockiego. Brak obecności Rafała Trzaskowskiego, kandydata Koalicji Obywatelskiej, nie jest przypadkiem, ale efektem świadomego projektowania wydarzenia, które miało służyć wyłącznie jednej stronie politycznego sporu. Obecność zwolenników Trzaskowskiego, którzy próbowali zagłuszać debatę, była naturalną reakcją na ewidentną stronniczość organizatorów, choć ich zachowanie również nie sprzyjało merytorycznej dyskusji.
Karol Nawrocki, jako kandydat PiS, nie zawiódł w dostarczaniu populistycznych haseł, które idealnie wpisują się w retorykę partii. Jego wypowiedzi, szczególnie dotyczące Marszu Niepodległości, były próbą polaryzacji i budowania wizerunku patrioty w opozycji do rzekomo „obcego” Trzaskowskiego. Nawrocki sprytnie unikał trudniejszych pytań, odwołując się do emocji narodowych i przedstawiając siebie jako uczestnika Marszu Niepodległości, w przeciwieństwie do Trzaskowskiego, którego oskarżył o udział w Paradach Równości. Tego typu retoryka, oparta na podziałach „my-oni”, jest typowym zabiegiem PiS, mającym na celu mobilizację swojego elektoratu przez straszenie „obcymi wpływami” i „lewackimi ideologiami”. Nawrocki, zamiast zaproponować konkretne rozwiązania, skupił się na budowaniu narracji o zagrożeniu ze strony zagranicznych funduszy, co jest kolejnym chwytem populistycznym, mającym na celu odwrócenie uwagi od realnych problemów, takich jak gospodarka czy służba zdrowia.
Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej” i jedna z kluczowych postaci w mediach sprzyjających PiS, również zasługuje na krytykę za współtworzenie tego typu wydarzeń. Jego zaangażowanie w debatę w Końskich, podobnie jak w inne projekty medialne wspierające PiS, pokazuje, iż media te nie pełnią funkcji informacyjnej, ale propagandową. Telewizja Republika i powiązane z nią stacje nie są zainteresowane obiektywizmem, ale zarabianiem na emocjach wyznawców partii Kaczyńskiego. Sprzedają swoim widzom poczucie zagrożenia, patriotyczną retorykę i wizję świata, w której tylko PiS jest gwarantem polskości. Pytania zadawane podczas debaty, takie jak to od przedstawiciela Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, były starannie dobrane, by wzmacniać narrację o „obcych wpływach” i „niemieckim finansowaniu”. To klasyczny przykład manipulacji, która ma na celu nie tyle informowanie, co podsycanie lęków i nieufności wobec przeciwników politycznych.
Samo pytanie o finansowanie NGO-sów, zadane przez Bartosza Malewskiego, było tendencyjne i miało na celu dyskredytację Trzaskowskiego. Nawrocki chętnie podchwycił ten temat, insynuując, iż jego rywal jest „finansowany przez Niemców”. Tego rodzaju retoryka nie tylko jest niepoparta dowodami, ale również wpisuje się w szerszą strategię PiS, która polega na straszeniu Polaków „zagraniczną agenturą”. W rzeczywistości kwestia finansowania NGO-sów jest złożona i wymaga merytorycznej dyskusji, a nie populistycznych haseł rzucanych na wiecu.
Podsumowując, debata w Końskich była farsą, która zamiast służyć wymianie poglądów, stała się narzędziem politycznej agitacji. Nawrocki, Sakiewicz i media sprzyjające PiS po raz kolejny pokazali, iż ich celem nie jest dialog, ale manipulacja emocjami swojego elektoratu. Organizując takie wydarzenia, próbują zarabiać na lojalności wyznawców partii Kaczyńskiego, podsycając podziały i strach przed „obcymi”. W efekcie Polska, zamiast prawdziwej debaty o przyszłości, otrzymuje kolejny odcinek politycznego teatru, który oddala nas od rozwiązania realnych problemów.