Ukryty podatek już pewny. Miliony Polaków zapłacą więcej za codzienny sprzęt

5 godzin temu

Od 2026 roku ceny laptopów, telefonów i choćby papieru biurowego pójdą w górę. Powodem jest nowa opłata reprograficzna – ukryty podatek wprowadzany rozporządzeniem, który zasili konta organizacji artystycznych. Eksperci ostrzegają, iż to konsumenci i firmy zapłacą rachunek, a podwyżki dotkną miliony Polaków.

Fot. Warszawa w Pigułce

Od 2026 roku elektronika i artykuły biurowe podrożeją. Nowa opłata uderzy w miliony Polaków

Od początku 2026 roku ceny laptopów, telefonów czy choćby papieru biurowego wzrosną. Powodem jest wprowadzenie tzw. opłaty reprograficznej – dodatkowego obciążenia, które rząd planuje wdrożyć nie ustawą, ale rozporządzeniem. Eksperci nie mają wątpliwości: to cichy podatek, który dotknie praktycznie każdego konsumenta i przedsiębiorcę.

Ukryty podatek bez debaty

Kontrowersje budzi nie tylko sama danina, ale również sposób jej wprowadzenia. Zamiast standardowej procedury legislacyjnej, z debatą w Sejmie i możliwością zgłaszania poprawek, nowe przepisy pojawią się w drodze rozporządzenia. Oznacza to ograniczoną kontrolę społeczną i brak szerokich konsultacji.

Organizacje branżowe ostrzegają, iż to niebezpieczny precedens. W ich opinii konsumenci zostaną obciążeni kosztami bez jasnego uzasadnienia i bez realnego wpływu na kształt regulacji.

Co obejmą zmiany?

Lista produktów objętych nową opłatą jest wyjątkowo szeroka. Znajdą się na niej telewizory, tablety, telefony, laptopy, ale także urządzenia drukujące, kopiarki, pendrive’y, dyski twarde, karty pamięci i papier biurowy. W praktyce oznacza to, iż większość sprzętów używanych w domu, szkole i pracy będzie droższa.

Eksperci podkreślają, iż obciążenie dotknie również firmy i instytucje, które ze swoją działalnością nie mają nic wspólnego z kopiowaniem chronionych treści. „Dlaczego ktoś kupujący drukarkę wyłącznie do celów służbowych ma płacić dodatkową opłatę?” – pytają przedstawiciele organizacji konsumenckich.

Ile zapłacimy i kto zyska?

Wysokość opłaty ma wynosić od 1 do 2 proc. wartości sprzętu. W skali rynku daje to choćby 200 mln zł rocznie. Pieniądze nie trafią jednak do budżetu państwa, ale do organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, takich jak ZAiKS, ZPAV, SAWP czy Stowarzyszenie Filmowców Polskich.

Celem ma być rekompensata strat ponoszonych przez twórców z powodu prywatnego kopiowania ich dzieł. Problem w tym, iż raporty unijne wskazują na spadające znaczenie piractwa i rosnącą popularność legalnych źródeł kultury w Polsce.

Krytyka i wątpliwości

Fundacja Wolności Gospodarczej podkreśla, iż nowa regulacja to dodatkowy koszt dla konsumentów, wprowadzony bez dowodów na faktyczne straty artystów. Podobne stanowisko zajmuje wielu ekonomistów, wskazując na brak szczegółowych analiz i wątpliwe podstawy prawne.

Trybunał Sprawiedliwości UE przypomina, iż opłatę reprograficzną można stosować wyłącznie wtedy, gdy istnieją rzetelne dane potwierdzające realne szkody dla branży. Tymczasem w Polsce wciąż brakuje takich opracowań.

Podwyżki nieuniknione

Ostatecznie koszt opłaty spadnie na konsumentów i przedsiębiorców. Każdy nowy telefon, laptop czy choćby ryza papieru biurowego będzie droższa nie z powodu wzrostu kosztów produkcji, ale przez dodatkową daninę.

Nowa opłata reprograficzna to przykład rozwiązania, które w teorii miało wspierać kulturę, a w praktyce obciąży portfele milionów Polaków. Od 2026 roku każdy, kto kupi sprzęt elektroniczny lub biurowy, zapłaci więcej – niezależnie od tego, czy korzysta z niego do pracy, nauki, czy rozrywki.

Idź do oryginalnego materiału