"Ukradzione wybory" to "zamach smoleński" Platformy. Oto dlaczego politycy w to idą

10 godzin temu
Dymienie przez partię rządzącą, iż "PiS sfałszował wybory" pod nosem Tuska, to objaw słabości i pogubienia, a nie siły. Platforma grając teoriami spiskowymi zachowuje się jak partia de facto opozycyjna, zresztą z Giertychem na ustach prosto do ław opozycji zmierza - polityczny stan gry po wyborach komentuje Grzegorz Sroczyński.
Polski obóz liberalny nie chce się zmierzyć z trudną powyborczą rzeczywistością, woli się narkotyzować teoriami spiskowymi. Platforma Obywatelska, partia europejskiego konserwatywnego rozsądnego środka, która obiecywała własnemu elektoratowi nie tylko "100 konkretów", ale też iż będzie chronić kraj przed pisowskim awanturnictwem i tupolewizmem, teraz wsiadła do "własnego tupolewa" i rozpętała foliarską awanturę.


REKLAMA


W roli "wraku" występują "anomalie wyborcze", w roli profesora Biniendy mamy doktora Kontka, rolę "pancernej brzozy" odgrywają "analizy przepływów", w roli Macierewicza występuje Giertych z przyległościami. Dramat tej sytuacji nie polega na tym, iż na tłitterku odpalił się cyrk pińsko-giertychowy, który tradycyjnie dymi, rozsiewa spiskowe brednie, zmyślone sondaże i głupie memy, robiąc Platformie skrajny obciach, zwłaszcza wśród wyborców młodych. "W Polsce sfałszowano wybory". "Nie można przyjmować przysięgi!". "Jeśli przeliczymy głosy, okaże się, iż Nawrocki przegrał, dlatego tak się nas boją". "To Trzaskowski zostanie zaprzysiężony!". "Nie mamy prezydenta elekta, nie wolno zwoływać Zgromadzenia Narodowego!". "Tusk musi wyprowadzić wojsko na ulice, żeby chronić kraj przed samozwańcem!". To wszystko folklor, denerwujący i bardzo szkodliwy, bo prokremlowski (podważanie zaufania zachodnich społeczeństw do procesu wyborczego to jeden z celów FSB), ale jednak folklor. Prawdziwym dramatem jest to, iż spiskową teorię o sfałszowanych przez PiS wyborach tak łatwo przyjął platformiany mainstream, ministrowie, profesura, dziennikarze oraz osobiście premier Tusk.
Platforma ma nareszcie swoje własne "wybuchające parówki"
"Wystarczyło ukraść 11 głosów w każdej komisji, żeby Trzaskowski przegrał" - ogłasza europosłanka Scheuring-Wielgus. Na jakiej podstawie? Bo gdzieś usłyszała, iż trzeba podzielić przewagę Nawrockiego (369 tysięcy głosów) przez liczbę komisji (31 tysięcy) i - voila - wychodzi jedenaście czy choćby dwanaście! (autokorekta uparcie zamienia słowo „voila!" na "folia!", chyba słusznie). "Mamy 1400 podejrzanych komisji" - z pokerowymi minami mówią wiceministrowie Tomczyk (obrona) i Myrcha (sprawiedliwość). Skąd akurat taka liczba komisji? Z dziwacznej tabelki, w której nic się nie zgadza, ale iż wygląda kozacko, no to robimy! Panowie, przecież jesteście ministrami w resortach, gdzie istotny jest spokój i odpowiedzialność. Mamy Rosję na karku, wojnę w Iranie, świat się chwieje, a wy, zamiast uspokajać nastroje, podgrzewacie je wyliczeniami wyjętymi z czapki? W tych 1400 komisjach - w większości z nich - mieliście razem z koalicjantami swoich przewodniczących, sami sobie te wybory sfałszowaliście?
"Anomalie w 1482 komisjach" - ogłasza w ramach kompulsywnego medialnego tournee mecenas Kalisz, którego - niestety - koalicja wyciągnęła z kulek na mole i wepchnęła do PKW. Ta rzekoma analiza, kolportowana zaciekle przez Kalisza i antypisowskie media wzmożone, to bujda na resorach, wystarczy przeczytać założenia, które nie uwzględniły analogicznych przepływów u Trzaskowskiego. Ale iż dobrze to wygląda - 1482 skręconych komisji! Jezus Maria! Ukradli wybory! - to wesoło idzie w świat. A choćby - jak opowiada Kalisz, gdy go podbechtać - "przy nieco mniej konserwatywnym podejściu liczba takich komisji wzrasta do 5453!". Wow! Pięć tysięcy! No, matko jedyna, kto to widział?!
Senator KO Szejnfeld: "Wyniki tych wyborów zostały skręcone w biały dzień. Dość pieprzenia się!". Senator KO Waldy Dzikowski: "Rumunia obroniła się przed fałszerstwami i zwyciężyła. Polska jest w podobnej sytuacji". Prof. Safian: "Nie sądzę, żeby było wiadomo, kto wygrał wybory". Prof. Sadurski: "Hołownia powinien przejąć obowiązki prezydenta" itd. itp. Patatajnia się rozkręca, pędzi coraz szybciej, coraz dalej, chociaż jeszcze niedawno te same osoby rechotały z wybuchających parówek Macierewicza, piętnowały PiS za szerzenie spiskowych teorii, które niszczą zaufanie obywateli do państwa, teraz - powtórzmy, iż to te same osoby - wciskają swoim odbiorcom bujdę o "systemie masowych fałszerstw".


Opozycja sfałszowała wybory? Serio?
Warto rozumieć, iż ten błyskający kolorowymi lampkami lunapark ma własną publiczność za ignorantów, nie szanuje tych, do których mówi, i którym w 2023 roku obiecał różne rzeczy dowieźć. Sfałszowanie wyborów przez opozycję? Serio? Gdzieś to grali na świecie? Nigdzie? Aha, no ale to nie szkodzi, przecież Polak potrafi. To spiskowe ideolo o "wyborach sfałszowanych przez PiS" sprzedawane jest wam - szanowni wyborcy KO - w sytuacji, gdy w każdej komisji wyborczej partie rządowe miały przedstawicieli. I to zwykle większość. W Skarżysku Kamiennej, gdzie 90 głosów z kupki Trzaskowskiego powędrowało na kupkę Nawrockiego (i trzeba sprawdzić, dlaczego), przewodniczący był od Biejat, wice od Hołowni, do tego dwóch przedstawicieli miał Trzaskowski. Coś to daje do pomyślunku naszym heroldom foliarstwa? Nie bardzo. Będą dalej dudlić, jak dr Oczkoś, iż "Tanajno miał 40 tysięcy przedstawicieli w komisjach", chociaż to kłamstwo na resorach, ale dobrze brzmi, zwłaszcza w TVPInfo, gdzie właśnie z powodu wygłaszania takich słów się Oczkosia ceni i zaprasza.
Wałki (albo błędy) w kilkunastu/kilkudziesięciu komisjach trzeba zbadać, wyciągnąć wnioski, one nie powinny mieć miejsca. Ale zostały wyłowione i nie mają wpływu na wyraźny wynik. I zdarzały się takie historie przy poprzednich głosowaniach. Całą rzecz z obłoków na Ziemię sprowadza analiza prof. Dominika Batorskiego, która pokazuje, iż z wyborczych danych i przepływów nie wyłania się nic zaskakującego (poza odkrytymi już przypadkami, które są badane). Jednak sekta ma to za nic. Możesz tłumaczyć, iż głosy liczyli głównie przedstawiciele Trzaskowskiego, bo było ich w komisjach najwięcej - pod 30 tysięcy. Że razem z przedstawicielami innych kandydatów koalicji mieli pełną kontrolę. Możesz choćby dodać, iż sfałszowanie wyborów przy pomocy jakiegoś "powszechnego systemu fałszerstw" nie utrzyma się w tajemnicy, zwłaszcza w takim kraju jak Polska, a świadków tych machlojek jakoś nie widać, ani nie słychać (oczywiście: bo to spisek!). Możesz przypominać, iż liczba głosów nieważnych jest podobna jak przy poprzednich wyborach. Też nic. "Dopisywali drugi krzyżyk na kartach Trzaskowskiego" (nie wiem, czy pamiętacie, ale PiS miał podobną narrację o dopisywanych krzyżykach, tyle iż wtedy dzisiejsi foliarze z tego rechotali). Nie ma cienia dowodu, iż był jakiś system fałszerstw, jest to kompletny wymysł, platformiana wersja teorii dwóch wybuchów, którą może człowieka natchnąć jedynie Duch Święty oraz szczera wiara.
Aresztować worki z głosami, czyli foliarstwa ciąg dalszy
Jakby spiskowych głupot było mało, mamy zmasowany atak na rozsądek prawniczych autorytetów w rodzaju prof. Safjana, który opowiada, iż prezydent nie może zostać zaprzysiężony, chociaż tenże Safjan pół roku temu mówił coś dokładnie odwrotnego (że mamy "domniemanie ważności wyborów"). No ale wtedy w sondażach prowadził Trzaskowski. Safjan choćby nie czuje wstydu, iż sam sobie zaprzecza, ot, "sytuacja się zmieniła". To pokaz fatalnej jakości naszych elit, ich kompletnego upartyjnienia - po obu stronach barykady - nasze autorytety prawne choćby nie używają już hipokryzji, tylko bezwstydnie i jawnie zmieniają poglądy z miesiąca na miesiąc.
Na koniec cały na biało wkracza sędzia Tuleya i ogłasza - uważajcie - iż wszystkie worki z głosami powinna zarekwirować prokuratura, a potem mogą je ponownie policzyć "niezależni prokuratorzy". W ten właśnie sposób ustali się prezydenta: aresztując worki z głosami. Ciężko uwierzyć, iż ktoś z jakimkolwiek pomyślunkiem sądowym, znawca dowodów i ich wiarygodności, proponuje coś tak głupiego. Liczenie głosów przez prokuraturę podległą ministrowi? Może szefem projektu zostanie pani Wrzosek? Prosty przepis na zamieszki uliczne, chaos i awanturę, bo druga strona nie uzna takich obliczeń i będzie miała rację.


Nie ma co oczekiwać, iż Platforma i jej zaplecze profesorsko-medialno-sądowe wrócą do rozumu, bo oni - dokładnie tak samo jak pisowcy - sięgną po każdą głupotę i brednię, jeżeli tylko uważają, iż to im jakoś służy (im, a więc oczywiście również polskiej demokracji, którą nieustannie ratują), więc foliarski spektakl "sfałszowali wybory" - choć szkodzi państwu i niepotrzebnie podgrzewa emocje - będzie grany, dopóki przynosi profity. Jakie? Oto główne powody, dla których politycy Platformy tak ochoczo założyli kapelutki z folii aluminiowej.
1. Odwalcie się od Tuska
Pamiętacie kilka pierwszych dni po ogłoszeniu wyniku wyborów? Podniosły się liczne głosy, iż PO nie dowozi, iż fatalnie oceniany rząd utopił Trzaskowskiego, iż osobisty udział Tuska w końcówce kampanii był błędem, a może w ogóle premierem powinien być ktoś inny? Hasło "sfałszowane wybory" ratuje PO z piekła trudnych rozliczeń własnych błędów, ratuje też Tuska, bo nagle piosenka jest o czymś innym. jeżeli ktokolwiek wewnątrz liberalnego obozu pytał, jakie PO popełniła błędy, no to już nie pyta. Ktoś zastanawiał się, czy Tusk nie powinien zostać emerytowanym zbawcą narodu? Już nie ma takich głosów. Rozpowszechnianie foliarskich teorii o sfałszowanych wyborach niszczy państwo, ale ratuje twarz Platformie we własnym nagrzanym elektoracie. Tusk przegrał wybory? Nie! Sfałszowali je pisowcy! Nie kwękajcie na Tuska, drodzy wyborcy, tylko proszę jechać dalej swoim pasem.
2. Budowa własnego mitu smoleńskiego
Dość łatwo przewidzieć, iż Sąd Najwyższy nie zleci liczenia wszystkich głosów. Jest to postulat kompletnie nierealny, anarchizujący państwo, po każdych wyborach musielibyśmy wtedy po kilka razy liczyć głosy do upadłego. Izba Kontroli SN rozpatrzy wszystkie protesty i każe ponownie przeliczyć tam, gdzie były wątpliwość. PO prawdopodobnie uzna, iż to za mało. Już teraz pchana jest nam sprzeczna z logiką narracja, iż przewały były w większości komisji, co - rzekomo - pokazują liczby: "Policzyli na razie tylko w 13 komisjach, i w aż 10 z nich były wałki, czyli w 80 procentach sprawdzonych komisji jest przekręt! Sfałszowali wybory!". Każdy na spokojnie rozumie, iż jeżeli sprawdza się tam, gdzie były potężne wątpliwości (te same komisje z dziwnymi wynikami wyskakują w analizie prof. Batorskiego), to oczywiście można się spodziewać, iż wątpliwości się potwierdzą. To jakby z kosza jabłek w sadzie odłożyć poobijane do drugiego koszyka, a następnie oglądając już tylko ten koszyk poobijanych owoców twierdzić, iż w tym roku sto procent jabłek jest zgniłych. W teoriach spiskowych właśnie o to chodzi, żeby stosować pozorną logikę. Platforma chce zbudować swój własny "mit smoleński" o sfałszowanych wyborach, którym można będzie grać, pocieszać się, wachlować, nasładzać w trudnych czasach opozycji i przede wszystkim mamić liberalny rozczarowany elektorat. Dlatego właśnie twierdzę, iż mentalnie PO już oddała władzę, nie chce walczyć o głosy, poprawiając jakość rządzenia, woli wierzyć w "ukradli wybory".


3. Osłabianie mandatu Nawrockiego
Po zaprzysiężeniu Nawrockiego, które nastąpi po uznaniu wyborów przez Izbę Kontroli SN, politycy PO ogłoszą, iż przez cały czas są wątpliwości - głosów nie przeliczono po raz drugi, a w dodatku Izba Kontroli nie jest sądem. I wjedzie nam natychmiast na stół koncepcja "prezydenta nieistniejącego". Usłyszymy, iż w tej sytuacji rząd może pomijać weta Nawrockiego, ogłoszą to ze swadą w TVP Info zaprzyjaźnieni z PO profesorowie. Niemożliwe? Ależ możliwe. W ten sam sposób rząd potraktował Trybunał Konstytucyjny im. Przyłębskiej/Święczkowskiego: nie drukował w Monitorze Polskim żadnych wyroków, choćby tych, które zostały wydane w legalnych składach, czyli bez dublerów. Kiedy TSUE i Komisja Wenecka zwracają uwagę, iż to nielegalne, rząd powołuje się na uchwałę Sejmu, która głosi, iż TK stracił mandat. Teraz też będzie można przegłosować stosowną uchwałę, iż wybór Nawrockiego nie został przeprowadzony do końca (nielegalna Izba Kontroli), a skoro tak, to weto prezydenta można pomijać, no bo nie mamy prezydenta, nie wiadomo, kto nim jest. choćby jeżeli PO się na to nie poważy albo będzie za krótka, bo koalicjanci się zbuntują i nie będą chcieli iść w taką awanturę (a wygląda na to, iż są bliżsi rozumu), to można przynajmniej zlecić zapleczu profesorsko-medialnemu nieustannie snucie tego typu rozważań, co będzie osłabiać Nawrockiego.


4. Liberałowie schodzą do podziemia
Kwestionowanie wyniku wyborów nie uratuje rządu, nie poprawi rządowych notowań, nie rozwiąże żadnego z problemów tej koalicji, ale za to utwardzi hardcorowy elektorat PO. I o to prawdopodobnie chodzi w tej całej inbie: Platforma brnie w spiskowe teorie, bo żegna się z władzą, nie wierzy, iż da się coś jeszcze posklejać, poprawić, więc gra już tylko na siebie. Trąbienie, iż PiS sfałszował wybory to de facto komunikat do was - wyborców liberalnych - iż po 2027 roku zostaniecie wydani na pastwę rządów PiS-u i Konfederacji. Nie można bowiem poprawiać jakości rządu, naprawiać własnych błędów, wyciągać z tych błędów wniosków, usprawniać ministerstw, a jednocześnie wypierać rzeczywistość i brnąć w spiskowe głupoty. Jedno albo drugie. Mówiąc wprost: hasło "sfałszowane wybory" podtapia rząd, osłabia koalicję, pogarsza ostrość widzenia (zamiast tego są miłe złudzenia), ale za to utwardza trzonowy elektorat PO i daje mu fajną legendę na początek chudych opozycyjnych lat.
5. Polaryzacja na sterydach wycina przystawki
Akcja "sfałszowali wybory" nakręca polaryzację na maksa i pokazuje, jaka będzie kohabitacja z prezydentem: "nielegalny Nawrocki" kontra "niemiecki Tusk". Będziemy prawdopodobnie świadkami polaryzacji na sterydach, chwytów w okolicach krocza. Chodzi o ustawienie gry politycznej jako kolejnego ostatecznego starcia Godzilla kontra Mechagodzilla, PiS kontra PO, Tusk kontra Kaczyński, ma to w najbliższym czasie zepchnąć na plan dalszy rządowe przystawki i zagonić wyborców antypisowskich do jednej zagrody z napisem PO. Scheuring-Wielgus nie jest głupia, tylko prawdopodobnie cyniczna, rozumie, iż lewicy rządowej już w zasadzie nie ma jako samodzielnego bytu, więc żeby trafić na listy Tuska, trzeba powtarzać nonsensy dnia z pasją platformianego neofity ("11 głosów wystarczy ukraść!").
***
Wszyscy w obozie władzy, którzy jasno postawili spiskowemu szaleństwu tamę - jak Anna Maria Żukowska, Piotr Zgorzelski, Szymon Hołownia, Władysław Kosiniak-Kamysz, Włodzimierz Czarzasty - bo jasno ogłosili, iż nie będą popierali "ponownego liczenia", "wstrzymywania zaprzysiężenia" i innych foliarskich pomysłów, które oznaczałyby chaos w państwie, wszyscy oni pokazali przyzwoitość i odpowiedzialność za państwo. Powinniśmy to widzieć i docenić, iż sytuację ratują przystawki, taką zresztą mieli intuicję wyborcy w 2023 roku, nie dając Tuskowi i Platformie samodzielnej większość. To przystawki stawiły opór szaleństwu, uchroniły nas przed kolapsem, chaosem, próbami odwlekania zaprzysiężenia, co musiałoby się skończyć zamieszkami i wojskiem na ulicach. Hołownia i Kosiniak-Kamysz jasno ogłosili, iż zaprzysiężenie będzie, bo "wyniki wyborów są jednak jasne".


Chylę też czoła przed ludźmi, którzy wbrew własnemu plemieniu nie dali się ponieść spiskowej powodzi. Adam Abramczyk - słynny Adaś z tłittera - napisał na przykład tak: "Tracimy czas na przegraną sprawę. Trzeba było przypilnować wyborów, a nie teraz płakać nad rozlanym mlekiem. Tym bardziej, iż żaden kandydat KO już tych wyborów nie wygra (jeśli zostaną powtórzone). jeżeli natomiast będą chcieli - bez powtórzonych wyborów - żeby to Trzaskowski został zaprzysiężony 6 sierpnia, to dojdzie do wojny domowej. Wszystko zaczęło się od głupiego pomysłu prawyborów w listopadzie, a skończyło kompromitującą kampanią i nieprzypilnowaniem wyborów. Teraz trzeba iść do przodu, bo nie ma czasu".
Idź do oryginalnego materiału