Przemiany gospodarcze, zmiany klimatyczne oraz napięcia międzynarodowe wymuszają na Unii Europejskiej dostosowanie swojego modelu przemysłowego. Czy Europa jest w stanie odzyskać konkurencyjność, nie tracąc przy tym swoich ambicji ekologicznych i społecznych?
Europejski przemysł znalazł się w punkcie zwrotnym. Rosnące ceny energii, napięcia w globalnym handlu, wywołane między innymi przez nowe cła, jakimi grozi prezydent USA Donald Trump, oraz coraz silniejsza konkurencja technologiczna, zwłaszcza ze strony państw takich jak Chiny, zmuszają Unię Europejską do przemyślenia swojej strategii rozwoju gospodarczego.
UE wychodzi z założenia, iż aby blok zachował konkurencyjność, nowa strategia gospodarcza musi uwzględniać transformację w kierunku bardziej zrównoważonego środowiskowo modelu przemysłowego. Wymaga to jednak nie tylko modernizacji infrastruktury i zwiększenia efektywności, ale też lepszego wykorzystania potencjału jednolitego rynku.
Impulsem do zmian stały się opublikowane w ostatnich miesiącach raporty byłych włoskich premierów: Maria Draghiego i Enrica Letty. Pierwszy z nich dotyczył zwiększenia konkurencyjności UE, drugi – wykorzystania potencjału jednolitego rynku.
Obaj politycy w swoich publikacjach koncentrują się na potrzebie eliminacji wewnętrznych barier, inwestycji w strategiczne sektory i budowie odpornych, niezależnych łańcuchów wartości. Wskazują, iż tylko poprzez silny impuls inwestycyjny i skoncentrowane działania na poziomie unijnym możliwe będzie zwiększenie produktywności i zapewnienie długofalowego wzrostu.
Opierając się na obu wspomnianych raportach, nowa Komisja Europejska Ursuli von der Leyen przedstawiła w ostatnim czasie tzw. kompas konkurencyjności (Competitiveness Compass). Jak wskazuje sama KE, strategia ta „wyznacza Europie drogę do tego, by stała się miejscem, w którym wynajduje się i tworzy przyszłe technologie, usługi i czyste produkty, a jednocześnie pierwszym kontynentem neutralnym dla klimatu”.
Kluczowym filarem unijnej strategii gospodarczej jest opublikowany w ubiegłym miesiącu tzw. Czysty Ład Przemysłowy (Clean Industrial Deal) – pakiet działań, który ma na celu poprawę konkurencyjności europejskiego przemysłu przy jednoczesnym zachowaniu ambitnych celów klimatycznych.
O tym, którędy prowadzi droga do odzyskania przez Unię Europejską konkurencyjności na światowych rynkach oraz w jaki sposób Bruksela powinna wspierać produkcję przemysłową w państwach członkowskich UE dyskutowali eksperci i przemysłowcy podczas debaty „Kompas Konkurencyjności: Europejski przemysł w globalnym wyścigu”, zorganizowanej przez EURACTIV.pl przy wsparciu Komisji Europejskiej i pod patronatem polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej.
„Szukamy w UE wspólnego mianownika”
– Raport Maria Draghiego pokazuje, iż Europa odstaje od Stanów Zjednoczonych głównie z powodu niewystarczającego wprowadzania innowacji, szczególnie nowych produktów technologicznych na rynek. To jest nasz główny problem, jeżeli mówimy o globalnej konkurencyjności, i z tym musimy się zmierzyć – podkreślił podczas debaty Ignacy Niemczycki, sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Wskazał, iż Europa coraz bardziej staje się rynkiem napędzanym przez konsumpcję, a nie przez produkcję czy innowacje. Zwrócił ponadto uwagę na brak inwestycji. – To jest bardzo widoczny trend. o ile chcemy utrzymać poziom dobrobytu, do którego się przyzwyczailiśmy, musimy to odwrócić – powiedział.
Jego zdaniem świadomość wyzwań, przed którymi stoimy, dotarła już na najwyższy możliwy poziom polityczny. – Temat konkurencyjności coraz częściej pojawia się w agendzie Rady Europejskiej, co daje nadzieję na przełamanie pewnych barier i tabu, które funkcjonowały przez lata – zaznaczył Niemczycki.
Z perspektywy polskiej prezydencji w Radzie UE według niego kluczową kwestią będzie rynek usług w ramach jednolitego rynku europejskiego. – Barier w tym obszarze jest przez cały czas wiele. Teraz mamy jasne wezwanie Rady Europejskiej, aby strategia Komisji Europejskiej, która ma zostać ogłoszona w maju, zawierała silny komponent dotyczący usług – podkreślił.
– Idziemy w kierunku przezwyciężania wyzwań, z którymi mierzymy się już od dekad. Trudna sytuacja geopolityczna mobilizuje nas do działania – oświadczył.
– Oczywiście przez cały czas mamy do czynienia z różnicami interesów między państwami członkowskimi – nie ma co się oszukiwać. Ale na tym właśnie polega Unia: iż staramy się je przezwyciężać i znaleźć wspólny mianownik. Politycznie jesteśmy w dobrym miejscu – lepszym niż wcześniej – powiedział.
Zdaniem Niemczyckiego polityka europejska obecnego rządu różni się od polityki europejskiej poprzedniego rządu „właśnie tym, iż staramy się znajdować rozwiązania, które są korzystne nie tylko dla nas, ale również dla całej Europy”. Według niego to właśnie Polska zabiegała o większe skupienie się w unijnej debacie na kwestii konkurencyjności, o której dzisiaj mówi cała UE.
Minister ocenił też, iż obecny rząd jest pierwszym, który poważnie podszedł do tematu zielonej transformacji – między innymi inwestując na niespotykaną dotąd skalę w odnawialne źródła energii i energię jądrową. – Wcześniej, niezależnie od opcji politycznej, wszyscy raczej udawali, iż problemu nie ma. Myślę, iż to jest duża zmiana – powiedział.
„Nie mamy czasu do stracenia”
Dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce Katarzyna Smyk wskazała na trzy priorytetowe w tej chwili obszary dla Komisji Europejskiej: konkurencyjność, bezpieczeństwo i demokracja. – Trudno rozmawiać o jednym bez odniesienia do pozostałych – podkreśliła.
– jeżeli chodzi o konkurencyjność, nie jesteśmy jeszcze tam, gdzie chcielibyśmy być. Jako Komisja włożyliśmy jednak dużo wysiłku w dobrą diagnozę sytuacji – powiedziała.
Według niej raporty Draghiego i Letty, ale także publikacja byłego prezydenta Finlandii Sauliego Niinistö o wzmacnianiu gotowości cywilnej i wojskowej UE stanowią solidną podstawę do dyskusji. – I ta dyskusja się odbyła – zarówno w państwach członkowskich, jak i na poziomie liderów oraz w Parlamencie Europejskim. Wiemy już, co trzeba zrobić – zadeklarowała Smyk.
Wśród wyzwań, na które w najbliższych miesiącach musi odpowiedzieć KE, wymieniła lukę innowacyjną, wysokie ceny energii w sektorze przemysłowym, potrzebę lepszej ochrony interesów europejskich wobec partnerów zewnętrznych, a także konieczność dokonania uproszczenia unijnego prawa i deregulacji.
Zapowiedziała, iż szereg przewidzianych w tej strategii inicjatyw ma się pojawić jeszcze w tym roku. – Nie mamy czasu do stracenia. Wszystkie najważniejsze propozycje legislacyjne Komisji będą przedstawione w tym roku, byśmy mogli gwałtownie pokazać, iż przynoszą realny efekt – nie tylko polityczny, ale też gospodarczy – zaznaczyła.
Aby te propozycje okazały się skuteczne to potrzebna jest lepsza koordynacja polityk. – jeżeli mówimy o połączeniu dekarbonizacji z konkurencyjnością – a raport Draghiego wyraźnie mówi, iż dekarbonizacja może być źródłem wzrostu – to muszą zostać spełnione pewne warunki, zwłaszcza lepsza koordynacja polityk po stronie Komisji Europejskiej i państw członkowskich – wyjaśniła.
Jak uściśliła, po stronie Komisji to m.in. polityka konkurencji i polityka handlowa, a po stronie państw członkowskich – polityka gospodarcza i przemysłowa, gdzie kompetencje są współdzielone.
– jeżeli chcemy zrozumieć, co nie działało przez ostatnie 20 lat, to właśnie brak skutecznej koordynacji na tych wszystkich fortepianach. To zadanie zarówno dla instytucji unijnych, jak i dla państw członkowskich – zaznaczyła.
Odpowiedź na cła wymaga kompromisu
Zapytana o odpowiedź Komisji Europejskiej na amerykańskie cła, Katarzyna Smyk podkreśliła, iż polityka handlowa to wyłączna kompetencja Unii Europejskiej.
– Siłą Europy jest jedność i teraz, w obliczu poważnego wyzwania, jakim są cła, do tego nierównomiernie nałożone, musimy znaleźć rozwiązanie oparte na kompromisie – stwierdziła.
– To nie będzie łatwe, bo niektóre państwa cła dotknęły bardziej, inne mniej. Ale mamy do dyspozycji szeroki wachlarz instrumentów i Komisja je wykorzysta – zapewniła.
– Jednocześnie uważnie przyglądamy się skutkom ubocznym ewentualnego wprowadzenia ceł – oznajmiła Smyk, zwracając uwagę, iż państwa „wypchnięte” z rynku amerykańskiego mogą zacząć szukać alternatywy w Europie.
– To może być poważne wyzwanie dla europejskiej, w tym także polskiej gospodarki – choćby ze względu na potencjalny wzrost importu z Chin. Już teraz wiele sektorów mierzy się z rosnącą konkurencją z tego kierunku – zauważyła.
Odpowiedzią Komisji Europejskiej na cła jest również dywersyfikacja partnerów handlowych, zwróciła uwagę dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce. Wskazała w tym kontekście na negocjacje z Mercosurem, ale także na Meksyk, Szwajcarię czy Indonezję.
– Stany Zjednoczone odpowiadają jedynie za 13 proc. globalnego handlu. Koncentrujemy się więc na pozostałych 87 proc. i szukamy alternatyw – podkreśliła.
Deregulacja najwyższym priorytetem
Do kwestii nowych amerykańskich ceł odniósł się również Michał Baranowski, podsekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju i Technologii.
– Prowadzimy negocjacje ze Stanami Zjednoczonymi, choć nie są one na tym etapie zaawansowane, bo administracja amerykańska, a szczególnie prezydent Donald Trump, tak naprawdę wciąż nie sprecyzował, jaki był cel nałożenia ceł – zwrócił uwagę.
Jednocześnie Unia Europejska przygotowuje plan B na wypadek niepowodzenia negocjacji. – UE ma bardzo dużo narzędzi w tym zakresie – podkreślił.
Obok potrzeby dywersyfikacji w polityce handlowej wskazał na konieczność monitorowania importu, czyli śledzenia pośrednich efektów wojny handlowej. – Widzimy, iż administracja amerykańska grozi praktycznie całkowitym zamknięciem dostępu do amerykańskiego rynku dla chińskich produktów – wskazał.
Ministerstwo Rozwoju i Technologii w kontekście Rady UE ds. Konkurencyjności koncentruje się na trzech obszarach, powiedział. Pierwszym jest deregulacja, czyli, jak wskazał Baranowski, „dziś najwyższy priorytet polityczny, rozpatrywany z pomocą KPRM na poziomie premierów”.
Drugi obszar to dokończenie jednolitego rynku, szczególnie w zakresie usług. Trzeci natomiast to znalezienie rozwiązania problemu wysokich cen energii, które bardzo mocno obciążają przemysł, zwłaszcza energochłonny, zaznaczył wiceminister.
– To zagadnienie, którego rozwiązanie jest bardzo trudne, ale jednocześnie coś, co realnie przekłada się zarówno na przemysł stalowy, jak i na sektor sztucznej inteligencji, i na usługi – bo przecież koszty energii są także składową w produkcji usług. Jest więc to problem, którym niezwłocznie trzeba się zająć – ocenił.
„Nie możemy patrzeć na siebie tylko jak na konkurentów”
– Przez ostatnie prawie 30 lat Unia Europejska praktycznie z każdego kryzysu wychodziła silniejsza. To my stworzyliśmy tzw. Brussels effect. Jesteśmy punktem odniesienia dla reszty świata – wskazała Małgorzata Wenerska-Craps, dyrektor ds. Konkurencyjności w Sekretariacie Generalnym Rady UE.
– Straciliśmy trochę na konkurencyjności, ale przez cały czas mamy mocne karty w ręku. Takie kraje jak Polska przez lata walczyły, by produkcja pozostała na terenie UE. W 2008 roku, w czasie największego kryzysu finansowego, walczyliśmy, by choćby energochłonny przemysł – czasem trudny do zrozumienia i akceptacji – został utrzymany, bo jest esencją funkcjonowania naszej gospodarki – podkreśliła.
Dodała, iż z perspektywy raportu Draghiego ważne są zarówno działania długofalowe, jak i te podejmowane tu i teraz. – Sektory przemysłowe czekają na natychmiastową reakcję – zaznaczyła.
Jej zdaniem kluczowa w tym kontekście jest postawa państw członkowskich UE wobec siebie nawzajem. – Mamy do odrobienia pracę domową – między sobą, w UE. Nie możemy wiecznie tylko patrzeć na to, co robi świat wokół. Musimy być gotowi, ale też spojrzeć na siebie w duchu „win–win”, a nie jako wewnętrzni konkurenci – wskazała.
„Powinniśmy wyciągnąć wnioski z lekcji jakie daje nam Prezydent Trump”
– Bardzo często słyszymy: „Ta Bruksela nie chce czegoś zrobić” albo „ta Bruksela przyjęła jakieś rozwiązania legislacyjne”. Ale to nie jest jakaś mityczna Bruksela, to nie jest samozwańczy rząd, działający w oderwaniu – to jesteśmy my, obywatele UE, za pośrednictwem wybranych rządów oraz członków Parlamentu Europejskiego – zwróciła uwagę Wenerska–Craps.
– W przestrzeni rynku wewnętrznego Komisja Europejska może coś zasugerować, może przedstawić propozycję, ale potem to państwa członkowskie i Parlament Europejski – który wspólnie wybieramy – negocjują, jak rozwiązania mają ostatecznie wyglądać – podkreśliła.
Jej zdaniem potrzebny jest stały dialog z przemysłem zarówno w kraju, jak i w Brukseli. – To państwo jesteście potrzebni, by powiedzieć, czego naprawdę potrzebujecie. Nikt w Brukseli nie wymyśli tego za was – zwróciła się do przedstawicieli sektora przemysłowego.
– Musimy zbudować na tyle stabilny rynek wewnętrzny, by odpowiedzieć na wyzwania, które stoją przed nami. Świat nie zatrzyma się, żebyśmy mogli spokojnie zabezpieczyć swój rynek wewnętrzny. Nie możemy obudzić się w sytuacji, w której na przykład nowoczesne technologie zostaną de facto zmonopolizowane przez konkurentów, nam mimo iż Europa ma genialną bazę innowacyjną i naukową – wskazała.
– Obecne wydarzenia światowe powinny nas skłonić do refleksji co powinniśmy zrobić tu i teraz – jak nie zamykać fabryk, jak nie tracić miejsc pracy, a jednocześnie jak być gotowym na to, co przyniesie przyszłość – stwierdziła.
Terytorialny wymiar konkurencyjności
– Potrzebujemy takich drogowskazów jak raporty Draghiego czy Letty, które będą wyznaczać nam kierunek działań w czasach, gdy konkurencyjność Unii Europejskiej spada – stwierdziła Monika Sikora, podsekretarz stanu w Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej.
Mówiąc o pozytywnych aspektach raportu Draghiego, wskazała na świadomość konieczności likwidacji luk kompetencyjnych, kwestie bezpieczeństwa oraz obserwację dotyczącą konieczności pogłębiania koordynacji i synergii między unijnymi politykami oraz instrumentami wsparcia.
Niektóre aspekty publikacji byłego włoskiego premiera budzą jednak niepokój polskiego rządu, przyznała. Zwróciła uwagę na brak zgody na odejście od wielopoziomowego zarządzania funduszami spójności.
– Polityka spójności leży w DNA Unii Europejskiej. Dzięki niej mamy możliwość niwelowania różnic, które występują w poszczególnych regionach. To właśnie regiony – władze lokalne, samorządy i inni interesariusze – najlepiej wiedzą, czego potrzebują do rozwoju – podkreśliła.
– jeżeli zarządzanie przesuniemy całkowicie na poziom centralny, istnieje ryzyko, iż potrzeby regionów nie zostaną odpowiednio dostrzeżone. A przecież jesteśmy największym beneficjentem polityki spójności i musimy zabiegać o to, by unijny budżet odzwierciedlał naszą specyfikę – zaznaczyła Sikora.
Według niej Mario Draghi w swoim raporcie nie postrzega polityki spójności jako instrumentu wspierającego zmiany strukturalne – „jako motoru budowania konkurencyjności regionów, zwłaszcza tych słabiej rozwiniętych”.
– Tymczasem silniejsze uwzględnienie spójności w politykach unijnych jest absolutnie najważniejsze dla wzmacniania siły konkurencyjnej UE. To powinno znaleźć wyraźniejsze odzwierciedlenie w raporcie – oceniła panelistka.
– Widzimy ogromną potrzebę silniejszego wymiaru terytorialnego. Tymczasem raport nie uwzględnia specyfiki poszczególnych regionów ani ich mechanizmów zarządzania. To, z naszej perspektywy, największy problem związany z raportem Draghiego – stwierdziła.
– Nie możemy wylać dziecka z kąpielą. Konkurencyjność musi mieć również wymiar terytorialny – podsumowała.
Turcja poważnym konkurentem dla UE
Głos w debacie zabrali też przedstawiciele przemysłu. Anna Kozera-Szałkowska z Plastics Europe Polska, regionalnego oddziału europejskiego stowarzyszenia producentów tworzyw sztucznych Plastics Europe, zwróciła uwagę, iż przemysł tworzyw sztucznych jest przemysłem strategicznym dla większości sektorów w gospodarce. Jako przykłady podała przemysł motoryzacyjny oraz branżę OZE. Wyraziła zadowolenie ze świadomości decydentów o potrzebie utrzymania produkcji w Europie.
– Najnowsze dane, które posiadamy, wskazują na znaczący spadek produkcji. To sytuacja bez precedensu. W 2006 r. jako Europa mieliśmy 22 proc. udziału w światowej produkcji. Teraz mamy 12 proc. W ciągu tylko jednego roku spadek wyniósł 2 punkty procentowe – z 14 proc. w 2022 r. do 12 proc. w 2023 r. – przytoczyła liczby.
Oprócz ogólnogospodarczych przyczyn, takich jak wysokie koszty energii, surowców do produkcji czy kosztów pracy do spadku konkurencyjności przyczynia się napływ tanich produktów z rynków azjatyckich, wyjaśniła. – Bardzo często trafiają do nas produkty niespełniające europejskich norm środowiskowych lub spełniające je tylko na papierze. Zapewnienie równych szans na globalnym rynku to warunek niezbędny w kontekście spadającej konkurencyjności naszej branży – podkreśliła.
Zaapelowała o wsparcie dla sektora tworzyw sztucznych. – Jako branża zadeklarowaliśmy, iż do 2050 roku możemy stać się bardziej cyrkularni, wdrażając gospodarkę o obiegu zamkniętym i bardziej niskoemisyjny sposób produkcji. Ale potrzebujemy współpracy – zaznaczyła.
Wojciech Konecki, wiceprezes Krajowej Izby Gospodarczej, zwrócił natomiast uwagę iż konkurencję dla unijnej produkcji stanowią nie tylko Chiny, ale również Turcja. – To gigantyczny rynek i ogromny sąsiad produkcyjny dla Unii Europejskiej. Ma przewagę waluty, zatrudnienia i wielu innych czynników – podkreślił.
Wskazał, iż ponad połowa pralek, lodówek czy kuchenek sprzedawanych w Europie to produkty pochodzące z Chin, Wietnamu albo Turcji. – A choćby jeżeli coś pozostało produkowane w Europie, to w większości przypadków właścicielami tych firm są podmioty chińskie, tureckie albo po prostu spoza Europy – zauważył.
Problemem: przeregulowanie
– Jednym z kluczowych problemów, który nas dotyka, jest przeregulowanie. I choć teraz modne jest hasło „deregulacja”, moim zdaniem nie powinniśmy traktować tego jako jednorazowego działania – to powinien być stały proces – podkreślił Michał Wekiera z Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM).
Jako przykład podał kwestię samochodów autonomicznych. – Nasi sąsiedzi – Niemcy, Czechy, Słowacja – tworzą dla nich ramy testowe, nowe oznakowania, ułatwienia. A w Polsce rozważamy, czy przypadkiem nie opodatkować testowania takich pojazdów akcyzą – wskazał.
– Efekt? Przez cztery–pięć lat tylko jeden podmiot przeszedł całą procedurę testowania pojazdu autonomicznego. Nic dziwnego, iż firmy po roku prób wyjeżdżają z Polski i przenoszą działalność gdzie indziej – dodał.
Zwrócił uwagę także na kwestie cen energii, które sprawiają, iż niskoemisyjne technologie, takie jak elektromobilność, przestają być opłacalne. – Musimy skończyć z działaniem w dwóch różnych bańkach: z jednej strony cele klimatyczne, z drugiej – realne warunki życia i działania obywateli i przedsiębiorców. Potrzebujemy racjonalnego podejścia – zaznaczył.
– Nie mówimy tylko o potrzebie zwiększenia konkurencyjności – mówimy już o samej możliwości przetrwania. o ile nie zostaną podjęte odpowiednie działania, to wiele firm po prostu nie da sobie rady – i nie mówię tu o odległej przyszłości, ale o najbliższych miesiącach – wskazała z kolei dr inż. Anna Oborska, dyrektor generalna i wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Przemysłu Kosmetycznego i Detergentowego (PSPKD), a także prezes Polskiego Stowarzyszenia Kosmetologów (PTCK).
Zgodziła się, iż w Europie „obserwujemy nadregulację, która nie tylko zwiększa koszty, ale też często prowadzi do absurdów – na przykład wymaga wprowadzania etykiet i oznaczeń, których nikt poza urzędnikiem nie rozumie”. – I choć intencje bywają dobre, efekt końcowy to często dezorientacja konsumenta i chaos na rynku – podkreśliła.
– Potrzebujemy więcej przewidywalności, mniej chaosu legislacyjnego i regulacyjnego. Potrzebujemy czasu w dostosowanie, a przede wszystkim – spójnej strategii przemysłowej. Bez niej nie tylko nie zbudujemy przewagi konkurencyjnej, ale bardzo gwałtownie stracimy to, co już mamy – podsumowała.
„Europa korzysta na eksporcie”
Michał Baranowski zapewnił przedsiębiorców o determinacji polskiego rządu w zakresie deregulacji, której się domagają. – Kiedy jestem w Brukseli, słyszę często, iż Polska jest zdeterminowana na sto dwadzieścia procent, żeby deregulację przyspieszyć i kontynuować. Traktujemy to jako proces, a nie jednorazowy impuls czy puste hasło – podkreślił.
Wyraził przy tym nadzieję, iż uda się doprowadzić do finalizacji inicjatywy „stop–the–clock”, która zakłada wstrzymanie wymagań dotyczących sprawozdawczości zrównoważonego rozwoju (dyrektywy CSRD i CSDDD) na dwa lata. 14 kwietnia Parlament Europejski i Rada UE osiągnęły porozumienie w tej sprawie.
Odnosząc się do cen energii zapewnił o zrozumieniu polskiego rządu dla problemów przemysłu i oznajmił, iż toczą się w tym zakresie intensywne rozmowy – „nie tylko w Radzie, ale także między państwami członkowskimi”. Jak powiedział, problem ten sygnalizuje wiele państw, w tym Włosi i Francuzi.
Z kolei nawiązując do bolączek sektora AGD opowiedział się za reformą unijnego mechanizmu dostosowywania cen na granicach z uwzględnieniem emisji CO2 (CBAM), którego obecny kształt określił jako „strzał w kolano”. – Pracujemy nad tym i nie możemy mówić tylko „mamy nadzieję, iż się uda”. Ten instrument po prostu musi zostać zreformowany – zaznaczył.
Katarzyna Smyk przypomniała, iż Komisja Europejska zainicjowała proces zmierzający do deregulacji i uproszczeń niedawno, bo dopiero w grudniu ubiegłego roku, po objęciu urzędowania. Prace nad aktami typu Omnibus idą jednak bardzo sprawnie, podkreśliła.
– W planie prac Komisji na 2025 rok przewidziano 18 inicjatyw legislacyjnych, z czego 11 ma charakter upraszczający. To bardzo wyraźny sygnał kierunku, w jakim zmierzamy – oceniła.
– Jesteśmy stymulowani przez państwa członkowskie, bo wyraźnie takie są oczekiwania sektora. Zrobimy, co do nas należy, pamiętając jednocześnie, iż wiele z tych przepisów powstało na drodze kompromisów – a to oznacza, iż niektóre z nich będzie trudno zmienić – zastrzegła.
W odniesieniu do krytyki mechanizmu CBAM zauważyła natomiast, iż Komisja Europejska patrzy na CBAM także jako na potencjalne źródło dochodu własnego UE, których to źródeł – jak podkreśliła – dziś bardzo brakuje.
– Dlatego zachęcam do promocji propozycji rozszerzenia jego zakresu i wprowadzenia modyfikacji – to wszystko jest na stole, to można zrobić – zapewniła.
Ignacy Niemczycki odniósł się do obaw sektora tworzyw sztucznych. Przyznał, iż napływ tanich produktów, które nie spełniają standardów, to duży problem. – W Polsce toczymy walkę o wzmocnienie instytucji nadzoru rynku – to po prostu kosztuje. Budżet ma ograniczone zasoby – podkreślił.
Jego zdaniem trzeba też zmienić nasze myślenie o tych instytucjach. – Coraz większa jest świadomość, iż instytucje nadzoru rynku po prostu wzmacniają uczciwą konkurencję – taką, w której firmy europejskie, przestrzegające zasad, wygrywają w uczciwych warunkach – powiedział Niemczycki.
Według niego najważniejsze przy dyskutowaniu europejskich inicjatyw są tzw. równe warunki gry („level playing field”). – Nie chcemy specjalnie protekcjonistycznych działań – wskazał.
– Musimy pamiętać, iż Europa korzysta na eksporcie. Eksport jest dla nas istotny i nie możemy pójść tak daleko, by przyczynić się do załamania światowego systemu handlu, choćby jeżeli nie jest on idealny, a wiemy, iż nie jest, i Światowa Organizacja Handlu wymaga zmian – zaznaczył.
„Chiny nie chcą nam już udostępniać surowców”
Monika Sikora przypomniała, iż realizowane są działania Rządowego Zespołu ds. Deregulacji. – Także Ministerstwo Funduszy, podjęło się uproszczenia procedur, wychodząc naprzeciw głosom właśnie ze strony społecznej i przedsiębiorców. Chodzi tu o uproszczenia w zakresie aplikowania o środki, jak i późniejszego ich rozliczania – wyjaśniła.
Zauważyła jednocześnie, iż istnieje wiele instrumentów, z których przedsiębiorcy mogą korzystać. – Dotyczą one transformacji energetycznej, cyfrowej oraz szeroko pojętej modernizacji przemysłu. To fundusze z polityki spójności, z programu FEnIKS, Fundusze Europejskie dla Nowoczesnej Gospodarki, a także środki z Krajowego Planu Odbudowy. Tych instrumentów jest naprawdę wiele – wskazała.
– Będziemy walczyć o to, aby zostały one jak najlepiej wykorzystane – właśnie po to, by wspierać Państwa działalność – zapowiedziała.
Odnosząc się do konkurencji ze strony Chin, Małgorzata Wenerska–Craps zwróciła natomiast uwagę na – jak podkreśliła – „niepokojącą” tendencję. – Chiny nie chcą już więcej udostępniać nam wszelkiego rodzaju surowców. Tworzą własny, wewnętrzny rynek dla miliarda konsumentów, z ogromnym zapleczem fabrycznym – po to, by wysyłać nam gotowe produkty lub bardzo zaawansowane półprodukty. Obawiają się, iż jeżeli będą wysyłać nam surowce strategiczne, to my siłą rzeczy będziemy potrafili się odbudować – wskazała.
Podała przykład litu. – W Europie nie mamy takich złóż litowych, by zbudować własny przemysł baterii. Od 16 lat słyszę, iż „kiedyś dojdziemy” do tego, jak zastąpić baterie litowe innym typem baterii. Nie udało się – więc naszą jedyną szansą jest odzyskiwanie litu z tego, co już mamy na rynku. I tego właśnie boją się Chińczycy – boją się naszych umiejętności recyklingowych – wytłumaczyła.
Nawiązując do deregulacji zaleciła śledzenie kolejnych propozycji ze strony Komisji Europejskiej w ramach inicjatywy Omnibus. Przypomniała że, 21 maja zapowiedziana jest strategia rynku wewnętrznego, której ma towarzyszyć kolejny duży Omnibus.
– Nie wiemy jeszcze, jak będzie wyglądał, ale wiemy, iż będzie zmieniał bardzo wiele zapisów dotyczących przejścia do świata cyfrowego – we wszystkich obszarach objętych tzw. new legislative framework – zaznaczyła.
Zachęciła do kontaktów z Komisją Europejską, która prowadzi w tej chwili konsultacje ze wszystkimi sektorami przemysłu. – Sprawdźcie, czy to, co jest w planach, to faktycznie to, czego Państwo oczekujecie, i co rozumiecie przez „uproszczenie przepisów” – zaapelowała.
Pełne nagranie z dyskusji dostępne jest tutaj.