To, co obserwujemy dziś wokół ujawnienia informacji z niejawnych dokumentów dot. leczenia i zdrowia ministra Sławomira Cenckiewicza, Szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, jest rażącym naruszeniem zasad państwa i poważnym sygnałem alarmowym. Nie jest to incydent ani spór personalny, ale sytuacja, która uderza w fundamenty bezpieczeństwa i zaufania do instytucji państwowych. Media informują o sprawach prywatnych, które znalazły się w niejawnych dokumentach osobowych. Takie dokumenty mają jeden cel: rzetelnie ocenić ryzyka i chronić państwo, a nie dostarczać materiału do publicznej gry. Ich ujawnianie niszczy zaufanie na najbardziej podstawowym poziomie, tam, gdzie państwo musi opierać się na szczerości i poufności.
Ten mechanizm już znamy. W kampanii wyborczej był używany przeciwko Karolowi Nawrockiemu. Dziś jest używany przeciwko szefowi BBN. Jutro może zostać użyty przeciwko każdemu, kto pełni funkcję państwową wymagającą zaufania i odpowiedzialności. jeżeli osoby pełniące najważniejsze funkcje mają się obawiać, iż informacje przekazane państwu w ramach procedur bezpieczeństwa trafią do mediów, to państwo przestaje działać. Nie da się budować bezpieczeństwa na strachu przed przeciekiem.
Dodatkowo szczególnie niepokojące jest blokowanie przez Premiera Donalda Tuska kontaktu szefów służb z Prezydentem RP. Prezydent jest konstytucyjnym zwierzchnikiem Sił Zbrojnych i musi mieć dostęp do pełnej informacji. Ograniczanie tego kontaktu nie jest kwestią politycznej gry, ale naruszeniem elementarnej logiki państwa. To nie jest spór polityczny. To pytanie o to, czy państwo chroni własne procedury, swoich funkcjonariuszy i swoje instytucje — czy pozwala, by były one niszczone w bieżącej walce politycznej.
Państwo, które nie potrafi ochronić własnych procedur bezpieczeństwa, wcześniej czy później przestaje być państwem zdolnym do ochrony swoich obywateli.














