Uczciwy jak Klarenbach

tabloidonline.wordpress.com 5 godzin temu

Prezenter tak zwanej TV Russpublika, wcześniej szambiarska postać z pisowskiej szczeni TVP, czyli Adrian Klarenbach, okazuje się, iż jest farbowanym magistrem czy choćby właścicielem dyplomu MBA, pochodzącym ze znanej hurtowni dyplomów bez pokrycia, czyli Collegium Humanum. To bodaj 72-gi absolwent tej zasłużonej uczelni, oczekujący na proces i prawdopodobną odsiadkę.

Adrian Klarenbach idzie rzecz jasna w zaparte, iż on nigdy w życiu, żadnego dyplomu nie kupował, on choćby na oczy jakiegokolwiek dyplomu nie widział. Żadnego! I choćby mu wierzę. Patrząc bowiem na tego pana, a zwłaszcza słuchając go, ma się nieodparte wrażenie, iż świadectwo szkoły podstawowej plus jakiś wieczorowy kurs u Rydzyka to wszystko na co było go stać.

W każdym razie pana Adriana (czuję wyjątkową niechęć do tego imienia: Adrian Zandberg, Adrian Duda…) przesłuchał już prokurator i jedynie co mnie dziwi to fakt, iż Klarenbach stawił się na to przesłuchanie dobrowolne, przynajmniej on tak twierdzi, a nie został dowieziony w kajdankach i z workiem na głowie. To tak nie po pisowsku. Mógł się postawić a wymiękł. Facet bez jaj, acz z wyraźną nadwagą.

Adrian Klarenbach twierdzi również, iż prokurator zachowywał się w porządku, jedyne o co ma pretensje to, iż nie dali mu kawy, co trzeba uznać za poważny towarzyski nietakt. Też mi się to nie podoba, bo mając przed sobą na krześle tego formatu gwiazdę i celebrytę, nie tylko kawą pan prokurator winien go poczęstować, ale też najlepszym koniakiem, wyjętym na tę okazję z zakamarków szafy (ta pękata butelka, za skoroszytem z aktami taty Ssakiewicza będącego w służbie Związku Sowieckiego).

Wiewiórka która obserwowała przesłuchanie (weneckie lustro), mówi, iż Klarenbach był podenerwowany, wyraźnie się bał, trząsł się i głośno przełykał ślinę, ale nie zemdlał, choć kłamał na medal, czemu wiewiórka się nie dziwi, bo akurat to Klarenbach opanował w stopniu mistrzowskim. Kto nie wierzy niechaj popatrzy na jego występy w Russpublice.

Kolega Klarenbacha Ruchoń czy Rachoń, no jakoś tak mniej więcej, mówi, iż Adrian nie powinien się martwić, bo „my nie zostawiamy swoich”, ale panie Ruchoń, mam nadzieję, iż chociaż ich dobijacie, żeby się nie męczyli, lub nie daj bosze nie wpadli w ręce wroga. Stara ruska szkoła. Rozumiem to, choć nie popieram. A w razie czego jak Nawrockiego zaprzysięgną, to i tak hurtem wszystkim ułaskawi. Wi≥ęc może faktycznie nie ma sensu dobijać.

Idź do oryginalnego materiału