Były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro po raz ósmy nie stawił się przed sejmową komisją śledczą ds. Pegasusa.
W odpowiedzi Sejm, stosowną większością głosów, wyraził zgodę na jego przymusowe doprowadzenie. To sytuacja precedensowa, ale zarazem symboliczna — pokazująca nie tylko napięcia polityczne, ale także szerszy problem odpowiedzialności osób publicznych wobec instytucji demokratycznych.
Zbigniew Ziobro, jako były szef resortu sprawiedliwości oraz Prokurator Generalny, był jedną z centralnych postaci władzy wykonawczej w latach 2015–2023. Pod jego kierownictwem wymiar sprawiedliwości został podporządkowany władzy politycznej, co przez wielu ekspertów i instytucje europejskie uznawane było za naruszenie zasad trójpodziału władzy. Teraz Ziobro znajduje się w roli świadka, który powinien wyjaśnić swoją rolę w sprawie dotyczącej zakupu i wykorzystywania kontrowersyjnego narzędzia szpiegowskiego Pegasus.
Tymczasem zamiast współpracy z komisją śledczą — a tym samym ze społeczeństwem, które ta komisja reprezentuje — Ziobro stawia opór, uzasadniając to przekonaniem, iż komisja działa nielegalnie. Tego rodzaju argumentacja — niezależnie od jej prawnego brzmienia — stanowi de facto podważanie mechanizmów demokratycznej kontroli nad władzą wykonawczą. Obywatel, a szczególnie obywatel pełniący funkcję publiczną, nie ma prawa samodzielnie decydować, które instytucje państwa są legalne, a które nie. Taka postawa jest nie tylko nieodpowiedzialna, ale i niebezpieczna dla porządku demokratycznego.
Trzeba jasno powiedzieć: każda osoba publiczna — czy to poseł, minister, czy były członek rządu — ma obowiązek stawienia się przed organami kontrolnymi, o ile są one ustanowione zgodnie z przepisami. Odmowa współpracy, szczególnie w sprawach tak poważnych jak inwigilacja obywateli, podważa zaufanie do państwa jako wspólnoty opartej na prawie.
Zignorowanie aż ośmiu wezwań komisji śledczej można postrzegać jako działanie w złej wierze. Nie mamy do czynienia z błędem proceduralnym czy niejasnością prawną, ale z wyraźną decyzją polityczną, która sugeruje chęć unikania odpowiedzi. A skoro były minister nie chce mówić — rodzi się pytanie: co ma do ukrycia?
Pegasus to narzędzie, które z założenia miało służyć walce z najcięższymi przestępstwami. Tymczasem wiele doniesień medialnych i ustaleń komisji wskazuje na możliwe nadużycia — w tym inwigilację działaczy opozycji, adwokatów, prokuratorów, a choćby sędziów. jeżeli rzeczywiście dochodziło do użycia Pegasusa do celów politycznych, byłby to jeden z najpoważniejszych kryzysów praworządności w III Rzeczypospolitej.
W tym kontekście rola Zbigniewa Ziobry wymaga pełnego wyjaśnienia. Nie chodzi tylko o ustalenie, kto wydał konkretne polecenia, ale o zbadanie całej kultury politycznej, jaka ukształtowała się w latach rządów PiS — kultury, w której władza była przekonana, iż może działać poza mechanizmami kontroli. Odpowiedzialność nie kończy się z chwilą opuszczenia ministerialnego gabinetu. Władza polityczna to nie jest prywatna domena — to służba publiczna, za którą trzeba się rozliczyć.
Decyzja Sejmu o przymusowym doprowadzeniu Ziobry przed komisję nie jest przejawem zemsty ani politycznego rewanżu. To próba przywrócenia podstawowego porządku demokratycznego, w którym żaden urzędnik — choćby były — nie jest ponad prawem. Próba odmowy uczestnictwa w tym procesie świadczy raczej o słabości, nie sile.
Dziś nikt nie oczekuje od Zbigniewa Ziobry pokuty. Wystarczyłoby, żeby po prostu odpowiedział na pytania. Jak każdy obywatel.