U Kaczyńskiego stabilnie. Straszenie Trzaskowskim i puste obietnice Nawrockiego

2 dni temu
Zdjęcie: Puste obietnice Nawrockiego


Wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego w Wysokiem Mazowieckiem, to kolejny przykład politycznej retoryki, która zamiast merytorycznej debaty oferuje straszenie przeciwnikami i budowanie fałszywej narracji o zagrożeniu dla Polski. Lider Prawa i Sprawiedliwości (PiS), promując kandydaturę Karola Nawrockiego w nadchodzących wyborach prezydenckich, nie szczędził krytyki Rafałowi Trzaskowskiemu i obozowi rządzącemu, jednocześnie snując wizję „demokracji walczącej” jako rzekomego epizodu w historii Polski. Jednak jego słowa, pełne manipulacji i populistycznych haseł, bardziej obnażają desperację PiS niż przekonują do poparcia Nawrockiego.

Kaczyński, jak zwykle, sięgnął po swoją ulubioną taktykę – straszenie Polaków wizją upadku państwa. „To, co dzisiaj w Polsce się dzieje, to jest ta demokracja walcząca. Ja ciągle mam nadzieję, iż to jest tylko nieprzyjemny incydent w dziejach Polski, iż to minie. Ale pewności takiej nie ma. Z ich strony są przecież plany bardzo daleko idące, takie, które w gruncie rzeczy choćby prowadzą do likwidacji polskiego państwa” – powiedział lider PiS. Co dokładnie oznacza „demokracja walcząca”? Kaczyński nie precyzuje, ale jego słowa mają jasny cel: wzbudzić lęk i nieufność wobec obecnego rządu Donalda Tuska. Problem w tym, iż takie ogólnikowe oskarżenia nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości. Po przejęciu władzy przez koalicję 15 października w grudniu 2023 roku Polska nie tylko nie zmierza ku „likwidacji państwa”, ale wręcz odzyskuje pozycję w Unii Europejskiej, naprawiając relacje nadszarpnięte przez osiem lat rządów PiS.

Kaczyński nie byłby sobą, gdyby nie sięgnął po antyniemiecką retorykę, która od lat jest jednym z filarów propagandy PiS. „Z jednej strony jest Karol Nawrocki – twarda postawa, walka o nasze bezpieczeństwo i niezależność, a z drugiej strony jest pan Trzaskowski, który ma domknąć system, w ramach którego będziemy szli w kierunku, żeby się na wszystko zgadzać, żeby być podporządkowanym Niemcom i być junior partnerem Niemiec” – grzmiał lider PiS.

Ta narracja jest nie tylko kłamliwa, ale i żenująco anachroniczna. Po pierwsze, Trzaskowski nigdy nie proponował „podporządkowania się Niemcom” – jego kampania opiera się na wizji Polski jako silnego, ale współpracującego partnera w UE, co jest zgodne z interesem narodowym. Po drugie, Kaczyński zdaje się zapominać, iż to za rządów PiS Polska weszła do strefy Schengen, co otworzyło granice z Niemcami – czyżby wtedy też byliśmy „junior partnerem”? Oskarżanie Trzaskowskiego o uległość wobec Berlina to tani chwyt, który ma grać na antyniemieckich resentymentach części elektoratu, ale nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Co więcej, Kaczyński pomija fakt, iż polityka imigracyjna UE jest wynikiem wspólnych decyzji, w których Polska – także za rządów PiS – brała udział. Straszenie imigrantami, których rzekomo „nikt od nas nie zapraszał”, to manipulacja, bo kryzys migracyjny z 2015 roku był problemem całej Europy, a nie wynikiem działań Trzaskowskiego czy Tuska. Kaczyński, zamiast proponować rozwiązania, woli wskazywać wrogów – Niemcy, Merkel, Trzaskowski – byle tylko odwrócić uwagę od własnych niepowodzeń w tej kwestii.

Promując Karola Nawrockiego, Kaczyński przedstawił go jako gwaranta „polityki rozwoju, bezpieczeństwa” i powrotu do czasów, gdy „były pieniądze na programy socjalne”. „Karol Nawrocki to jest powrót do polityki rozwoju, bezpieczeństwa, polityki, w której były pieniądze m. in. na różnego typu programy socjalne” – przekonywał lider PiS. Brzmi pięknie, ale gdzie są konkrety? Nawrocki, historyk i były prezes IPN, nie ma żadnego doświadczenia w zarządzaniu gospodarką czy polityce społecznej. Jego kampania opiera się głównie na patriotycznych hasłach i sprzeciwie wobec migracji, co Kaczyński podkreślił, mówiąc: „Dla nikogo, kto jest rozsądny i kto chce, żeby Polska była bezpieczna i suwerenna, nie może być innego wyboru niż Karol Nawrocki”. Tymczasem to tylko puste obietnice Nawrockiego.

Tymczasem rzeczywistość rządów PiS, które Kaczyński tak wychwala, była daleka od idylli. Programy socjalne, takie jak 500+, były finansowane kosztem rosnącego zadłużenia państwa i zaniedbań w innych obszarach, takich jak ochrona zdrowia czy edukacja. Gospodarka, którą Kaczyński przedstawia jako złoty okres, borykała się z inflacją i nepotyzmem w spółkach Skarbu Państwa. Nawrocki, jako kandydat PiS, nie przedstawił dotąd żadnego spójnego planu, który mógłby przekonać wyborców, iż rzeczywiście jest w stanie „rozpocząć drogę do powrotu do tej polityki”. Kaczyński, zamiast merytorycznie promować swojego kandydata, woli straszyć Trzaskowskim, mówiąc: „A o ile chodzi o Trzaskowskiego, jest to powrót do polityki ‘pieniędzy nie ma i nie będzie’”. To kolejny chwyt retoryczny, który ma grać na emocjach, ale nie znajduje pokrycia w faktach – obecny rząd, mimo trudności, nie wycofał kluczowych programów socjalnych, a wręcz je rozszerzył, jak np. 800+.

Kaczyński nie byłby sobą, gdyby nie oskarżył swoich przeciwników o kłamstwa – choć sam w tej dziedzinie jest mistrzem. „Trzeba brać pod uwagę to, co robiono, a nie to, co mówiono, bo o ile chodzi o naszych politycznych przeciwników to oni z jednego są znani i naprawdę w tym bardzo wprawni – wprowadzają opinię publiczną, Polaków w błąd – po prostu kłamią. Potrafią zmieniać zdanie choćby w ciągu jednego przemówienia. Ostatnio pan Trzaskowski czymś takim się popisał” – mówił lider PiS. Jakie kłamstwo Trzaskowskiego ma na myśli Kaczyński? Tego, jak zwykle, nie precyzuje, rzucając oskarżenie bez dowodów.

Tymczasem to PiS przez osiem lat swoich rządów zasłynął z manipulacji i dezinformacji. Wystarczy przypomnieć wybory kopertowe z 2020 roku, które nigdy się nie odbyły, a kosztowały podatników 70 milionów złotych, czy aferę z Funduszem Sprawiedliwości, gdzie środki na pomoc ofiarom przestępstw były przeznaczane na kampanie wyborcze polityków PiS i Solidarnej Polski. Oskarżanie Trzaskowskiego o kłamstwa w sytuacji, gdy sam Kaczyński jest obiektem śledztw – m.in. w sprawie Funduszu Sprawiedliwości, gdzie Roman Giertych domaga się dla niego dwóch lat więzienia – to hipokryzja, która nie wymaga komentarza.

Wystąpienie Kaczyńskiego w Wysokiem Mazowieckiem to kolejny dowód na to, iż lider PiS nie ma nic nowego do zaoferowania. Zamiast merytorycznej debaty o przyszłości Polski, Kaczyński woli straszyć „demokracją walczącą”, „podporządkowaniem Niemcom” i „likwidacją państwa”. Promując Karola Nawrockiego, nie przedstawia żadnych konkretnych propozycji, a jedynie puste hasła o „powrocie do polityki rozwoju”. Jego krytyka Trzaskowskiego opiera się na kłamstwach i manipulacjach, które mają grać na emocjach, ale nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości.

Kaczyński, zamiast budować pozytywny przekaz, woli siać strach i nienawiść, co jest strategią, którą PiS stosuje od lat. Problem w tym, iż Polacy coraz mniej dają się na to nabrać. Nawrocki, jako kandydat bez charyzmy i doświadczenia, nie jest w stanie zmobilizować elektoratu w sposób, który mógłby zagrozić Trzaskowskiemu. jeżeli Kaczyński naprawdę wierzy, iż takie wystąpienia jak to w Wysokiem Mazowieckiem przywrócą PiS władzę, to najwyraźniej żyje w świecie własnych iluzji. Polska zasługuje na więcej niż straszenie i puste obietnice – zasługuje na merytoryczną debatę, której Kaczyński najwyraźniej nie jest w stanie zaoferować.

Idź do oryginalnego materiału