W całych Stanach Zjednoczonych odbyły się w poniedziałek demonstracje pod hasłem „pracownicy ważniejsi niż miliarderzy”.
Pod tym hasłem zorganizowano ponad tysiąc manifestacji w przeszło 900 miastach z okazji Święta Pracy. Wydarzenia miały na celu sprzeciw wobec działań Trumpa, które zdaniem protestujących prowadzą do masowych zwolnień, ograniczania systemów ochronnych i utrudniania powstawania nowych związków zawodowych.
„To niezwykle istotny moment dla naszego ruchu i całego kraju” – podkreśliła Liz Shuler, przewodnicząca AFL-CIO, największej centrali związkowej w USA. „Dlaczego moja praca, rodzina, przyszłość, społeczność i usługi, na których polegam, nagle są zagrożone? Każdego roku pytamy, czy nasze związki są silne i czy się rozwijają. W tym roku odpowiedź jest jedna: sytuacja pracowników w Stanach Zjednoczonych jest niepewna” – mówiła Shuler.
Ostatnia decyzja Trumpa uderzyła w pracowników federalnych. Prezydent podpisał rozporządzenie nakazujące agencjom, takim jak NASA czy Narodowa Służba Meteorologiczna, zerwanie współpracy ze związkami zawodowymi. Departament Spraw Weteranów planuje z kolei pozbawić ponad 400 tysięcy pracowników gwarancji socjalnych.
Sektor federalny szczególnie mocno odczuwa zmiany wprowadzone przez Trumpa w polityce zatrudnienia. Już pierwszego dnia urzędowania powołał Departament Efektywności Rządowej (DOGE), którego szefem został Elon Musk. Zadaniem tej jednostki była redukcja etatów i zamykanie agencji, aby ograniczyć wydatki budżetowe.
Masowe zwolnienia i redukcje budżetu sprawiły, iż wielu pracowników zaczęło zrzeszać się w związkach. Przykładem jest Kalifornijska Służba Parków Narodowych, która po utracie jednej czwartej personelu dołączyła do struktur związkowych.