„Tym razem nie damy Hiszpanii drugiej szansy”. Jak lider separatystów w Katalonii szykuje się w małym francuskim miasteczku do odzyskania władzy

news.5v.pl 1 tydzień temu

A potem otrzymał kolejną szansę. Ofertę amnestii. Możliwość ponownego przejęcia władzy. Zebrał swoich zwolenników w obozie na obrzeżach królestwa, przygotowując się do, jak ma nadzieję, triumfalnego powrotu.

To jeden ze sposobów na opowiedzenie dziwnej historii Carlesa Puigdemonta, człowieka, który jako prezydent hiszpańskiego regionu Katalonii w 2017 r. próbował ogłosić niepodległość — tylko po to, by skończyć w Belgii, poszukiwany przez Madryt pod zarzutem buntu, podburzania i defraudacji funduszy publicznych.

Teraz, co przypomina wcześniejsze epoki historii Europy, przywódca separatystów przeniósł swoje działania do Perpignan we Francji, na północ od granicy z Hiszpanią. Jego cel: wygrać wybory regionalne w Katalonii w najbliższą niedzielę i ponownie zostać prezydentem prowincji, potencjalnie wznawiając ruch niepodległościowy i jeszcze bardziej destabilizując delikatny krajobraz polityczny Hiszpanii.

„Jeśli zostanę wybrany na prezydenta, moim priorytetem numer jeden będzie ponowne zjednoczenie ruchu niepodległościowego, by wszyscy wrócili do stołu rozmów i podsumowali, gdzie jesteśmy siedem lat później” — mówi kataloński lider w obszernym wywiadzie w swoim prowizorycznym biurze kampanii w Perpignan. „Zamierzamy wymyślić, jak iść naprzód i nie powtórzyć tych samych błędów, które popełniliśmy w 2017 r.”.

Mówiąc „błędy”, ma na myśli swoją decyzję o ogłoszeniu niepodległości Katalonii i natychmiastowym zawieszeniu jej. Jak mówi, przekonano go, by dał Madrytowi czas na negocjacje, ale zamiast tego hiszpańskie władze zdradziły jego gest dobrej woli, rozwiązując regionalny parlament, obalając przywódców ruchu i wysyłając policję.

„Tym razem nie damy Hiszpanii drugiej szansy” — mówi Puigdemont. „Będziemy gotowi. Będziemy mieć demokratyczny, pokojowy plan”.

Ponieważ sondaże plasują go w tej chwili na drugim miejscu, Puigdemont ma realną szansę, by tak się stało — choćby jeżeli nie jest jasne, czy i kiedy będzie mógł wrócić do Barcelony.

Ostatnie uderzenie w katalońską niepodległość

Siedziba Puigdemonta w Perpignan nie jest miejscem, które symbolizuje triumfalny powrót. Znajduje się w dzielnicy przemysłowej w jednym z najbiedniejszych miast Francji i jest to centrum coworkingowe, które separatyści dzielą z hurtownią elektroniki, usługami księgowymi i żłobkiem.

I rzeczywiście, żaden z dwóch tuzinów mieszkańców jedzących lunch w strefie gastronomicznej nie wydawał się zauważać, jak jeden z najsłynniejszych uciekinierów w Europie — ubrany w niebieski garnitur z przypinką z godłem katalońskiego rządu — przeszedł przez pokój, aby porozmawiać z POLITICO.

Anonimowość przywódcy separatystów we francuskim mieście przypomina jego niski profil publiczny, gdy niespodziewanie został prezydentem Katalonii w 2016 r. Partie niepodległościowe zdobyły większość w wyborach w regionie, ale nie były w stanie dojść do porozumienia co do tego, kto powinien stanąć na ich czele. Wybór Puigdemonta — ówczesnego burmistrza Girony, 11. co do wielkości miasta Katalonii — jako kandydata kompromisowego był zaskoczeniem choćby dla niego samego.

© Creative Commons

Manifestacja zwolenników niepodległości Katalonii. Barcelona, 2012 r.

Poparcie dla niepodległości rosło, a Puigdemont gwałtownie zaczął je wykorzystywać. Napięcia były wysokie jeszcze zanim hiszpański Trybunał Konstytucyjny uchylił w 2010 r. ustawę, która przyznała Katalonii, jednemu z najbogatszych regionów Hiszpanii, autonomię w zakresie finansów. Madryt był postrzegany przez wielu Katalończyków jako odległy, skorumpowany wymuszacz oszczędności.

Puigdemont wywodzi pragnienie niepodległości Katalonii od 1714 r., kiedy to region stanął po stronie przegranej w wojnie o sukcesję hiszpańską i został pozbawiony swoich dawnych przywilejów i autonomicznych instytucji. — W ten czy inny sposób, każde pokolenie Katalończyków miało w sobie buntowniczą passę, świadomość, iż zostaliśmy przemocą wepchnięci do państwa, które nie jest nasze — mówi.

Jego własne przebudzenie miało miejsce podczas pobytu w katolickiej szkole z internatem w schyłkowym okresie dyktatury Francisco Franco, która dążyła do stłumienia katalońskiego języka i tożsamości. — Zmuszali mnie do pisania mojego imienia po kastylijsku: Carlos, a nie Carles — tłumaczy.

Po śmierci Franco Katalończycy mogli swobodnie celebrować swój język i kulturę. Ale relacje z Madrytem pozostały niełatwe. — Wielokrotnie próbowaliśmy osiągnąć porozumienie polityczne z państwem hiszpańskim, aby wypracować bardziej sprawiedliwe traktowanie i szacunek — twierdzi Puigdemont. — Wszystkie te próby zakończyły się niepowodzeniem.

Według niego jedyną drogą, jaka pozostała Katalończykom, jest „stanie się niepodległym państwem”.

Próba rewolucji w wykonaniu Puigdemonta nie zakończyła się dobrze. W październiku 2017 r. jego rząd przeprowadził referendum niepodległościowe wbrew rozkazom Madrytu i hiszpańskiego Trybunału Konstytucyjnego. Z udziałem kamer TV z całego świata hiszpańska policja wtargnęła do centrów wyborczych. Być może nie jest więc zaskoczeniem, iż frekwencja była niska; mniej niż połowa mieszkańców regionu oddała karty do głosowania. Mimo to organizatorzy odnieśli zwycięstwo, ogłaszając, iż 90 proc. głosujących opowiedziało się za oderwaniem Katalonii od Hiszpanii.

26 dni później Puigdemont ogłosił niepodległość podczas przemówienia w regionalnym parlamencie. Następnie jednak natychmiast zawiesił swoją deklarację — posunięcie to, jak twierdził, zostało mu doradzone przez czołowych polityków w kraju i za granicą, którzy zapewnili go, iż Madryt jest gotowy do negocjacji. Zamiast jednak zaproponować rozmowy, hiszpańskie władze ogłosiły stan wyjątkowy, rozwiązały kataloński rząd i nakazały aresztowanie jego przywódców.

— Na poziomie podstawowym, ci z nas, którzy byli zaangażowani w niepodległość Katalonii, pogodzili się z faktem, iż możemy zostać uwięzieni za nasze działania i byliśmy gotowi zapłacić tę cenę — mówi ekonomistka Elisenda Paluzie, była przewodnicząca Katalońskiego Zgromadzenia Narodowego, najbardziej znanej oddolnej organizacji opowiadającej się za niepodległością.

Ale kiedy hiszpańskie władze rozpoczęły represje, przywódcy polityczni regionu — w tym Puigdemont — wydawali się zaskoczeni. — Byli w szoku — dodaje Paluzie. — W pamiętnikach, które niektórzy z nich napisali później z więzienia, wielu przyznało, iż nigdy nie spodziewali się, iż zostaną uwięzieni, iż nigdy choćby nie rozważali takiej możliwości.

Sam Puigdemont uniknął schwytania dzięki wskazówce od sympatyzującego z separatystami lokalnego policjanta. Jadąc na tylnym siedzeniu samochodu z przyciemnionymi szybami, przywódca separatystów został wywieziony ze swojego domu w Gironie i po zmianie pojazdu, przewieziony przez granicę do Francji — ledwo unikając blokady drogowej ustawionej przez hiszpańskie władze na przejściu kilka minut po jego przekroczeniu.

© Creative Commons

Carles Puigdemont w Parlamencie Europejskim, 2017 r.

W ciągu nocy Puigdemont pokonał 1300 km, docierając do Brukseli. gdzie miał spędzić kolejne siedem lat.

Lata ucieczki

Puigdemont może nie zwracać na siebie uwagi w Perpignan, ale w Hiszpanii jest niewielu, którzy nie wiedzą, kim jest. Odkąd został regionalnym prezydentem, kataloński przywódca z bujną czupryną na głowie jest stałym elementem pierwszych stron gazet i ekranów telewizyjnych. Jest często naśladowany przez najlepszych komików i oczywiście istnieje caganer — katalońska figurka tradycyjnie umieszczana w szopkach — przedstawiająca tego polityka. Ale do niedawna groziło mu popadnięcie w nieistotność.

Puigdemont uzasadnia swoją ucieczkę z Hiszpanii jako próbę ochrony urzędu prezydenta Generalitat, nazwy, pod którą rząd Katalonii jest znany od ponad 700 lat. — Jestem 130. przedstawicielem linii, która sięga 1359 r. — tłumaczy.

Zastanawiając się nad latami spędzonymi jako uciekinier, przywołuje dwóch swoich poprzedników, którzy stanęli przed podobnymi wyzwaniami: Lluísa Companysa i Josepa Tarradellasa. Pierwszy z nich uciekł do Francji po zakończeniu hiszpańskiej wojny domowej, ale ostatecznie został schwytany przez Gestapo i wydany Franco, który kazał go rozstrzelać w fosie barcelońskiego zamku Montjuïc. Drugi z nich kierował katalońskim rządem na wygnaniu i podtrzymywał pamięć o Generalitat przez cały okres reżimu Franco. Po śmierci dyktatora triumfalnie powrócił do Katalonii. Tysiące ludzi wiwatowało na jego cześć, gdy przejął kontrolę nad przywróconym rządem regionalnym w na nowo demokratycznej Hiszpanii.

— Nie udałem się na wygnanie, by chronić siebie — podkreśla Puigdemont. — Pojechałem chronić instytucję, nad którą sprawuję tymczasową pieczę i którą mam obowiązek chronić.

Gdy Puigdemont pozostawał za granicą, w kraju wydarzenia toczyły się dalej. Po wymuszonym rozwiązaniu parlamentu, w Katalonii odbyły się nowe wybory, w wyniku których Quim Torra, kolejny zwolennik niepodległości, został prezydentem regionu. W następnym roku przywódca hiszpańskich socjalistów Pedro Sánchez zamienił konserwatystę Mariano Rajoya na stanowisko premiera Hiszpanii i przyjął łagodniejsze podejście do regionu.

Puigdemont, któremu przyznano bezpieczne schronienie w Belgii, prowadził kampanię na rzecz miejsca w Parlamencie Europejskim w 2019 r. i udało mu się zostać europosłem. W wiosce Waterloo na zielonych przedmieściach Brukseli obalony prezydent ochrzcił swoją rezydencję z czerwonej cegły Domem Republiki, czyniąc z niej kwaterę główną separatystycznych wysiłków Katalończyków.

Ale jego dążenie do niepodległości było coraz bardziej samotne: Członkowie jego gabinetu, którzy początkowo podążyli za nim za granicę, wrócili do Hiszpanii i oddali się w ręce władz. Wielu z nich otrzymało wyroki więzienia za swoją rolę w głosowaniu nad samostanowieniem.

Madryt był zdeterminowany, by Puigdemont również trafił za kratki i wielokrotnie próbował doprowadzić do jego ekstradycji, ale mu się to nie udawało — co zdaniem polityka było korzystne dla jego sprawy. Każda odrzucona próba ściągnięcia go z powrotem do Hiszpanii podkreślała bowiem jego niezwykły status europejskiego polityka ściganego w ramach Unii Europejskiej i zwracała większą uwagę na kataloński ruch separatystyczny.

Puigdemont przyznał jednak, iż jego walka odbyła się kosztem osobistym. Stały nakaz aresztowania uniemożliwił mu wzięcie udziału w pogrzebie ojca w 2019 r. lub bycie przy matce, gdy zmarła zaledwie tydzień temu. Groźba uwięzienia zmusiła go również do przegapienia okresu dojrzewania jego dwóch córek.

— Moja najstarsza córka miała dziesięć lat, kiedy udałem się na wygnanie, a teraz ma prawie 17 lat — mówi. — Trudno było patrzeć, jak dorasta na odległość, nie być stale obecnym w kluczowym okresie jej życia.

— Codziennie prowadzimy rozmowy wideo, a w weekendy przyjeżdża do Belgii — dodaje. — Ale kiedy coś dzieje się w domu, kiedy spada z roweru i dzwoni z płaczem… Ojcu bardzo trudno jest nie być w stanie osobiście pocieszyć swojej córki.

Amnestia lub nowe wybory

W Katalonii w ciągu ostatnich kilku lat z wysiłków na rzecz niepodległości powoli uchodziło powietrze.

Xavier Antich, szef separatystycznej grupy obywatelskiej i kulturalnej Òmnium Cultural, mówi, iż represje Madrytu miały niszczycielski wpływ na ruch. — Ludziom zajęto majątki i domy, skazano ich na bankructwo lub w inny sposób zrujnowano z powodu wyroków skazujących, które uniemożliwiają im pracę w administracji publicznej lub na uniwersytetach — tłumaczy. — Inni zbankrutowali, płacąc za prawników lub terapeutów w celu leczenia stresu.

Według Òmnium Cultural od 2017 r. około 1460 osób zostało objętych postępowaniem karnym lub administracyjnym w wyniku ich powiązań z dążeniami niepodległościowymi. — Każdy, kto popiera niepodległość, zna kogoś, kto był przesłuchiwany, oskarżony lub uwięziony — mówi Paluzie. — Najbardziej aktywni są pod obserwacją władz i przestali chodzić na protesty, ponieważ jeżeli zostaną ponownie złapani przez policję, mogą trafić do więzienia.

Co ciekawe, wielu uważa, iż ruch separatystyczny został również osłabiony przez ugodowe podejście do regionu przyjęte przez premiera Pedro Sáncheza, którego kolejne rządy zależały od wsparcia partii regionalnych. W 2021 r. lider socjalistów ułaskawił przywódców separatystów uwięzionych za rolę w referendum niepodległościowym i nawiązał współpracę z Republikańską Lewicą Katalonii, separatystyczną partią, która stoi na czele mniejszościowego rządu regionu.

Gdy najbardziej oddani separatyści zostali wyciszeni, a stosunki między Madrytem a Barceloną się poprawiały, Puigdemont coraz bardziej wydawał się elementem, który nie pasuje już do politycznej układanki Katalonii. Dynamikę zmieniła dopiero decyzja Sáncheza o przeprowadzeniu przedterminowych wyborów latem ub.r. Po podliczeniu głosów gwałtownie stało się jasne, iż Hiszpania stoi w obliczu zawieszenia parlamentu. Ponieważ bloki lewicowe i prawicowe podzieliły kraj między siebie, kontrola nad parlamentem zależała od siedmiu parlamentarzystów należących do partii Junts Puigdemonta.

Nagle Puigdemont stał się więc nie tylko ważnym, ale i najważniejszym człowiekiem w kraju.

— Od lat rozważaliśmy tego rodzaju scenariusze — mówi. — Wiedzieliśmy, iż mamy dwie drogi do niepodległości: Jedna to droga jednokierunkowa, do której mamy prawo, a druga to droga negocjacji… I tutaj natrafiła nam się okazja.

Główny warunek poparcia Sáncheza przez Puigdemonta był prosty: chciał wycofania wszystkich zarzutów wobec wszystkich katalońskich separatystów, w tym jego samego: — Albo amnestia, albo powtórka wyborów.

Sánchez nie miał innego wyjścia, jak tylko dać mu to, czego chciał.

Droga przed Puigdemontem

W miarę jak ustawa o amnestii przechodziła przez proces legislacyjny — została zatwierdzona przez niższą izbę parlamentu w marcu, ale przez cały czas musi zostać przegłosowana przez Senat — Hiszpania żyła spekulacjami na temat tego, jak i kiedy Puigdemont wróci do kraju i co się stanie, gdy to zrobi.

Antich, szef Òmnium Cultural, wierzy, iż katalońskie społeczeństwo „jednogłośnie” przyjmie Puigdemonta z otwartymi ramionami i przewiduje, iż przez cały czas będzie on w stanie poruszać masy: — To demokratyczna anomalia, iż wybrani urzędnicy są na wygnaniu od prawie sześciu lat z powodu obrony podstawowych praw. Dlatego będziemy wypatrywać wszelkich podstępów prawnych, które Hiszpania może wymyślić, by spróbować powstrzymać jego powrót.

Obecna elita polityczna Katalonii jest mniej entuzjastycznie nastawiona do rychłego powrotu Puigdemonta. — Wszyscy będą świętować powrót tych, którzy przez cały czas przebywają na wygnaniu, w taki sam sposób, w jaki będziemy świętować powrót do normalności tych, którzy tu pozostali — mówi Meritxell Serret, minister spraw zagranicznych regionu.

© Creative Commons

Meritxell Serret

Jako minister rolnictwa pod rządami Puigdemonta w 2017 r. również uciekła do Belgii, ale ostatecznie zdecydowała się wrócić do domu w 2021 r. Została skazana za przestępstwo nieposłuszeństwa w związku z jej rolą w głosowaniu niepodległościowym, ale Serret odwołuje się od wyroku, który uniemożliwiłby jej pełnienie funkcji publicznych przez rok. Może pełnić funkcję w rządzie do czasu zakończenia procesu.

— Jest tak wiele osób, które podobnie jak ja wciąż mają nad głową proces sądowy lub wyrok, tak wielu burmistrzów, radnych miejskich, zwykłych działaczy, którzy zostali aresztowani — mówi. — Są to ludzie, którzy żyją w strachu przed uwięzieniem, a którzy teraz, miejmy nadzieję, będą mogli cieszyć się wolnością.

W niedawnym wywiadzie dla POLITICO prezydent Katalonii Pere Aragonès — który w sondażach ustępuje Puigdemontowi — zwięźle opisał możliwe ponowne pojawienie się swojego poprzednika jako „osobistą decyzję, którą uszanuje”. — Jako prezydent Katalonii cieszę się z każdej sytuacji, w której ludzie mogą odzyskać swoje prawa i wolności — twierdzi.

Oczekuje się, iż ustawa o amnestii otrzyma ostateczne zielone światło od prawodawców w Madrycie pod koniec maja, tuż przed inauguracyjną sesją katalońskiego parlamentu w następnej kadencji. Puigdemont obiecał udać się do Barcelony, by wziąć udział w tym spotkaniu i, jak ma nadzieję, zostać zaprzysiężonym na prezydenta regionu.

Wynik ten jest oczywiście niepewny. Oczekuje się, iż kandydat socjalistów Salvador Illa zdobędzie największą liczbę głosów w wyborach, ale ponieważ żadna partia nie zapewni sobie większości rządzącej, prezydentura będzie zależeć od tego, kto zdoła zebrać wystarczające poparcie od rywalizujących ugrupowań.

Wyścig jest zacięty. Nie jest jasne, czy partie separatystyczne w regionie zdobędą wystarczającą liczbę mandatów, by utworzyć większość rządzącą. choćby jeżeli tak się stanie, by powrócić na stanowisko szefa Generalitat, Puigdemont, który jest centroprawicowy, musiałby przekonać Republikańską Lewicę Katalonii i grupę Jedności Ludowej do poparcia go, tak jak to zrobiły w 2016 r.

Puigdemont nie ma wątpliwości, iż jeżeli uda mu się ponownie zostać prezydentem Katalonii, nie zrezygnuje z dążenia do samostanowienia. — Być może nie jesteśmy teraz w stanie ogłosić niepodległości, ale pomimo wszystkiego, co się wydarzyło, pomimo naszych podziałów i błędów, warunki, aby to się stało, przez cały czas istnieją — mówi.

Jeśli nie odzyska prezydentury, Puigdemont zapowiada, iż odejdzie z aktywnej polityki, dodając, iż ma również „prawo do odpoczynku po tych bardzo trudnych latach”.

— Chcę wrócić do domu, do Girony, cieszyć się moją ojczyzną i być z moją żoną i córkami — dodaje. — Chcę prowadzić normalne życie, które pozwoli mi ponownie stać się anonimowym.

Idź do oryginalnego materiału