Tylnymi drzwiami Wielka Brytania wraca do UE?

dzienniknarodowy.pl 7 godzin temu
Premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer oraz przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ogłosili zawarcie przełomowego porozumienia, które ich zdaniem ma zresetować relacje pomiędzy Wielką Brytanią a Unią Europejską po latach chaosu związanego z Brexitem. W praktyce jednak, według wielu brytyjskich eurosceptyków, porozumienie to stanowi bezprecedensową zdradę decyzji demokratycznej podjętej przez naród w referendum w 2016 roku.

Choć premier Starmer zapewnia, iż Wielka Brytania nie wraca do Unii Europejskiej, to nowe porozumienie zawiera szereg klauzul, które zdaniem krytyków faktycznie przywracają wiele unijnych mechanizmów, z których kraj miał się wyplątać. Chodzi m.in. o harmonizację przepisów rolnych i sanitarnych, współpracę w zakresie polityki klimatycznej czy zniesienie barier celnych dla wybranych towarów. Zgodnie z zapisami umowy, Wielka Brytania zacznie ponownie uczestniczyć w unijnym systemie handlu emisjami, co według sceptyków oznacza rezygnację z suwerenności klimatycznej na rzecz Brukseli.

Jednym z najbardziej jaskrawych punktów krytyki jest kwestia dostępu unijnych kutrów do brytyjskich wód. Zgodnie z porozumieniem, przedłużono ten przywilej o kolejne 12 lat, do 2038 roku. To ustępstwo, w zamian za łagodniejsze kontrole sanitarne, zostało uznane przez Partę Konserwatywną i opinię publiczną za zdradę interesów brytyjskich rybaków, którzy po Brexicie mieli odzyskać pełną kontrolę nad swoimi zasobami.

Równie kontrowersyjny jest pakiet obronny, zakładający współpracę z unijnym funduszem obrony wartym 150 miliardów euro. Choć rząd twierdzi, iż to szansa dla brytyjskich firm, przeciwnicy porozumienia ostrzegają, iż oznacza to powrót do uzależnienia od wspólnych decyzji strategicznych podejmowanych w Brukseli.

Kolejnym elementem, który wzbudza obawy, jest program mobilności młodzieży. Choć opakowany w przyjazną retorykę współpracy edukacyjnej, w praktyce może otworzyć drzwi do ponownego uzależnienia od unijnych ram prawnych dotyczących przepływu osób. Wielu komentatorów wskazuje, iż to pierwszy krok do odbudowy swobody przemieszczania się, a tym samym zatarcia jednej z kluczowych linii podziału pomiędzy Wielką Brytanią a UE po Brexicie.

Nigel Farage określił umowę mianem “całkowitej zdrady” i wezwał do natychmiastowego przeprowadzenia referendum zatwierdzającego nowe porozumienie. Jego zdaniem, Brytyjczycy nie zostali poinformowani o skali koncesji, jakie rząd poczynił wobec Unii, i mają prawo do wypowiedzenia się w tej sprawie. Z kolei Boris Johnson stwierdził, iż “głównym celem Brexitu było odzyskanie kontroli, a nie jej delegowanie z powrotem do Brukseli pod przykrywką współpracy”.

W podobnym tonie wypowiedziała się liderka Partii Konserwatywnej Kemi Badenoch, krytykując umowę jako “rewizję historii” i “powolny marsz z powrotem do unijnego modelu zarządzania”. Podkreśla, iż porozumienie może stać się pretekstem dla przyszłych rządów do dalszego rozmiękczania zasad Brexitu.

Nowa zależność gospodarcza?

Wielu ekonomistów ostrzega, iż choć porozumienie może przynieść dorażne korzyści gospodarcze, to w dłuższej perspektywie uzależni Wielką Brytanię od polityki regulacyjnej Unii Europejskiej. Harmonizacja przepisów, wspólne systemy klimatyczne, otwarcie na inwestycje obronne i zniesienie barier dla unijnych operatorów oznaczają, iż Bruksela odzyskuje realny wpływ na brytyjskie decyzje strategiczne.

Zdaniem think tanku Centre for Brexit Policy, porozumienie z 2025 roku to de facto “Brexit in name only 2.0” (tylko z nazwy) i stanowi kontynuację trendu podporządkowywania się logice wspólnotowej bez możliwości realnego wpływu na unijne decyzje.

Nowe porozumienie to bez wątpienia punkt zwrotny. Pytanie tylko, czy zwiastuje ono nową erę współpracy opartej na wzajemnym szacunku, czy raczej powrót do stanu sprzed 2016 roku w wersji nieformalnej i trudniejszej do odrzucenia. Opozycja domaga się jawności procesu decyzyjnego i przypomina, iż tylko referendum powinno legitymizować tak duże zmiany w relacjach międzynarodowych.

Dla wielu wyborców, którzy w 2016 roku zagłosowali za wyjściem z UE, ostatnie wydarzenia są powodem frustracji i poczucia, iż ich głos został zignorowany. Jak podsumował brytyjski publicysta Brendan O’Neill:

„To nie reset, to demontaż Brexitu, kawałek po kawałku, pod oklaski elit z Brukseli i Westminsteru”.

Historia pisze kolejną odsłonę sporu o to, kto powinien decydować o przyszłości Wielkiej Brytanii — naród, czy klasa polityczna dogadująca się ponad jego głowami.

Idź do oryginalnego materiału