Tusk zakpił z Kaczyńskiego. Lidera PiS zamurowało

2 godzin temu
Zdjęcie: Kaczyński


„Aż nie chce się wierzyć, iż premier polskiego rządu nie wie, ile Polacy płacą za zakupy i paliwo” – stwierdził Jarosław Kaczyński, uruchamiając kolejną odsłonę znanego spektaklu. W mediach społecznościowych politycy Prawa i Sprawiedliwości ruszyli z ofensywą, której głównym bohaterem stała się drożyzna. Temat wdzięczny, emocjonalny i powszechnie odczuwalny. Problem w tym, iż w tej opowieści brakuje jednego rozdziału: odpowiedzi na pytanie, kto przez lata pisał jej wcześniejsze strony.

Jarosław Kaczyński alarmuje na platformie X: „Drożyzna! Prawie 70 procent Polaków w tym roku ograniczy swoje wydatki świąteczne z uwagi na wzrastające koszty życia. Polacy mówią: stać nas na mniej. Zbliżają się #DrogieŚwięta. Myślicie, iż Tusk i jego ludzie zastanawiają się nad tym?”. Kilka dni później dokłada kolejną diagnozę: „W sklepach taniej? Na stacjach paliwo niby za 5,18 zł? (…) Polacy się nie uśmiechają. To będą #DrogieŚwięta”.

Trudno odmówić tym słowom emocjonalnej siły. Jeszcze trudniej potraktować je jako wiarygodną analizę sytuacji. Lider PiS występuje dziś w roli rzecznika konsumentów. A przecież to właśnie w tym czasie inflacja osiągała rekordowe poziomy, ceny rosły szybciej niż pensje, a problemy były systematycznie relatywizowane lub zagłuszane propagandą sukcesu.

Narracja PiS opiera się na prostym zabiegu: oderwać teraźniejszość od przeszłości. Drożyzna ma być winą obecnego rządu, najlepiej osobistą winą Donalda Tuska, rzekomo oderwanego od codzienności zwykłych ludzi. To wygodne, bo pozwala uniknąć rozmowy o mechanizmach, które do tej drożyzny doprowadziły: masowym rozdawnictwie bez stabilnego finansowania, omijaniu reguł budżetowych, podporządkowaniu gospodarki kalendarzowi wyborczemu.

Donald Tusk odpowiada na atak w sposób, który sam w sobie stał się komentarzem do stylu debaty. „Co ty Jarku wiesz o tankowaniu… Tyle, co o zakupach. Wesołych Świąt” – napisał premier na platformie X. Riposta krótka, ironiczna, pozbawiona mentorskości. I trafna, bo odsłania sedno problemu: zarzut o niewiedzę brzmi osobliwie, gdy pada z ust polityka, który przez lata miał pełnię władzy i dostęp do wszystkich danych.

Donald Tusk nie udaje, iż drożyzna zniknęła. Nie obiecuje cudów na święta ani magicznych cen na stacjach paliw. Zamiast tego mówi o porządkowaniu finansów publicznych, o końcu doraźnych sztuczek i o konieczności płacenia rachunków wystawionych przez poprzedników. To narracja mniej efektowna niż hasztagi o „drogich świętach”, ale bardziej uczciwa wobec obywateli.

Różnica między tymi dwoma podejściami jest zasadnicza. Kaczyński gra na emocjach i krótkiej pamięci. Tusk – na kontekście i odpowiedzialności. Jeden sugeruje, iż problem pojawił się nagle, wraz ze zmianą rządu. Drugi przypomina, iż kryzysy ekonomiczne nie powstają z dnia na dzień i nie znikają od jednego tweeta.

Drożyzna jest faktem i realnym doświadczeniem milionów Polaków. Ale równie realna jest odpowiedzialność polityczna za decyzje podejmowane w poprzednich latach. W tym sensie spór między Kaczyńskim a Tuskiem nie dotyczy tylko cen w sklepach czy na stacjach. Dotyczy pamięci – tego, czy polityka ma być ciągłym resetem odpowiedzialności, czy jednak procesem, w którym władza ponosi konsekwencje swoich działań. I właśnie w tym sporze coraz więcej wyborców widzi różnicę, której nie da się przykryć żadnym hasztagiem.

Co ty Jarku wiesz o tankowaniu… Tyle, co o zakupach. Wesołych Świąt. https://t.co/p92uk2t116

— Donald Tusk (@donaldtusk) December 23, 2025

Idź do oryginalnego materiału