Tusk stracił cierpliwość w Pabianicach. Chodzi o ponowne przeliczenie głosów

10 godzin temu
Podczas spotkania w Pabianicach Donald Tusk zagotował się, gdy jedna z uczestniczek zaczęła dopytywać o ponowne liczenie głosów. Premier ostro zareagował na hasła o zaangażowaniu policji w ustalanie wyniku wyborów. – Naprawdę chcecie żyć w kraju, gdzie policja będzie liczyć głosy? – grzmiał Tusk. Dodał, iż sam również cierpi z powodu sytuacji, ale nie zamierza łamać Konstytucji.


– Co się dzieje po wyborach? Walczymy na dole tutaj o każdy głos. Idę do sąsiadki: "Liczy się każdy was głos". Jest demokracja, poszanowanie głosów, co się dzieje? (...) Wychodzi pan i mówi pan: "Tak na oko to wygrał Nawrocki, nie będziemy liczyć wszystkich głosów, bo na oko to on wygrał". Nie, ja jestem w demokracji, ja chcę żeby wszystkie głosy były policzone! – zwróciła się do Donalda Tuska jedna z uczestniczek spotkania otwartego w Pabianicach, a na sali rozgrzmiały owacje.

Stasza kobieta dodała, iż "było to dla niej straszne". – Przestałam oglądać wiadomości, przestałam wierzyć w cokolwiek. jeżeli będą następne wybory i będzie pan przychodził i mówił: "każdy głos się liczy", to kto pana usłyszy? – mówiła rozemocjonowana, po czym dodała: "Pan odrzuci tę watę cukrową, która jest wokół pana i niech pan patrzy na to, jak ludzie są przerażeni tym, iż ich oczekiwania się nie spełniły".

Donald Tusk w Pabianicach stracił cierpliwość. Chodzi o ponowne liczenie głosów


– Kto ma przeliczyć te głosy? – odpowiedział Donald Tusk, wyraźnie wytrącony z równowagi przez pytanie (dodajmy, iż w tłumie również znajdowały się osoby z kartkami "Ponownie przeliczyć głosy"). – Nie, kochani, nie. Bądźcie poważni, proszę – powiedział podniesionym tonem.

Kiedy wśród uczestników spotkania padła odpowiedź "policja", zdenerwowany premier odpadł: "Naprawdę chcecie żyć w kraju, w którym policja będzie liczyła głosy, a następnie ogłaszała wyników wyborów? Ludzie!". – Nie, nie będzie takiej Polski, póki ja jestem premierem, gdzie policja i prokuratura będą mówiły: "Nieważne są te wybory. My policzymy głosy" – grzmiał, a część widowni nagrodziła jego słowa oklaskami.

– Chcecie znać tę historię? To ją opowiem (...), jest mało porywająca. Pojawiły się sygnały, pamiętacie, z samych komisji, iż doszło do pomyłek. (...) Pierwszy sygnał o masywnej zmianie pochodził z komisji, której szefem był człowiek Koalicji Obywatelskiej. Później pojawiły się kolejne sygnały i zaczęło się badanie, w tym badanie przez prokuraturę – ciągnął Donald Tusk.

Premier przypomniał, iż Prokuratura Krajowa przeanalizowała dokumentację z 250 odwodowych komisji wyborczych, a problemy wskazano w 84. – Mówię to nie po to, żeby dać wam słowo honoru, iż we wszystkich innych (komisjach) był idealnie ok – zaznaczył premier.

Jak podkreślił czasem "mamy do czynienia z ewidentnym nadużyciem lub fałszem, złym liczeniem, zmęczeniem, głupotą" – Także dlatego, iż mamy bardzo fatalny system, a członkiem komisji może zostać każdy, bez żadnych kwalifikacji. (...) Trzeba zmienić prawo wyborcze, jeżeli to będzie możliwe z nowy prezydentem – dodał Tusk, po czym wrócił do głównego tematu.

"Koniec dyskusji. Ja nie jestem marszałkiem Sejmu, ja nie zwołuję Zgromadzenia Narodowego"


– Chcę wam uświadomić jedną rzecz: my mamy instytucje, które są opisane w Konstytucji, które zostały zgwałcone przez PiS, ale innych nie mamy – powiedział dosadnie Tusk.

– Decyzje o tym, jak wyglądają wybory, wyniki, podejmują Sąd Najwyższy i marszałek Sejmu, który zwołuje Zgromadzenie Narodowe. jeżeli Sąd Najwyższy – o którym wiemy, iż ta izba jest nielegalna, ale innej nie ma... Co ja mam powołać tak od ręki, z kolegów swój Sąd Najwyższy? – spytał retorycznie Donald Tusk w Pabianicach.

Zdenerwowany podkreślił, iż "żyjemy w takiej rzeczywistości". – Mamy tak pokiereszowane państwo – powiedział i podkreślił, iż marszałek Sejmu Szymon Hołownia (który wyznał, iż namawiano go do "zamachu stanu") od razu zadeklarował, iż przyjmie przysięgę Karola Nawrockiego. – adekwatnie koniec dyskusji. Ja nie jestem marszałkiem Sejmu, ja nie zwołuję Zgromadzenia Narodowego – zauważył.

Tusk nawiązał też do swojego zdenerwowania. – Wiecie dlaczego się irytuję? Bo cierpię bardziej niż wy – stwierdził i dodał, iż jeżeli "przegramy, zapłacę najwyższą cenę". Dodał, iż chociaż "mu się to nie podoba", Karol Nawrocki zostanie zaprzysiężony na prezydenta.

Zaprzysiężenie Karola Nawrockiego na prezydenta już 6 sierpnia


Z oględzin kart do głosowania z 250 komisji obwodowych, o których w piątek mówił Prokuratura Krajowa, wynika, iż w drugiej turze wyborów prezydenckich Karol Nawrocki otrzymał realnie 48 473 głosy, a Rafał Trzaskowski – 43 709. Tymczasem oficjalne protokoły wskazywały odpowiednio 50 011 i 42 168 głosów. To oznacza, iż Nawrocki miał o 1538 głosów za dużo, a Trzaskowski o 1541 za mało.

– Mówimy więc o różnicy rzędu 1,5 tysiąca głosów. Matematyka wskazuje, iż ta różnica nie miała wpływu na wynik wyborów – zaznaczył rzecznik Prokuratury Krajowej Przemysław Nowak.

Dodajmy, iż Sąd Najwyższy na początku lipca oficjalnie potwierdził ważność wyboru Nawrockiego na prezydenta. Zaprzysiężenie nowego prezydenta zaplanowano na 6 sierpnia przed Zgromadzeniem Narodowym.

Idź do oryginalnego materiału