Tusk rozdaje, poseł Łącki korzysta! Pół miliona z KPO!

3 dni temu

No i stało się. Oto mamy pokaz tego, po co tak naprawdę Donald Tusk i jego ekipa z Platformy Obywatelskiej walczyli o „odblokowanie KPO”. Mieli być szpitalne inwestycje, miały być nowoczesne technologie, drogi, innowacje. A wyszło jak zawsze – prywatne interesy, rodzinne biznesy i dotacje dla swoich.

Najświeższy przykład? Artur Łącki, poseł KO z Pomorza Zachodniego. Nie bezpośrednio – przecież politycy PO wiedzą, iż trzeba mieć pozory. Ale jego żona już takiego skrępowania nie ma. Wniosek na dotację złożony – i niemal pół miliona złotych z KPO na remont sali konferencyjnej w prywatnym ośrodku wypoczynkowym. Prywatnym. Czytaj: twoje pieniądze na cudzy biznes.

Dzięki temu w ich prywatnej firmie zrobią:
216 tysięcy złotych – rozbudowa i modernizacja sali konferencyjnej.
– 324 tysięcy złotych – przystosowanie pomieszczenia na salę konferencyjną.
– 474 tysiące złotych – stworzenie ogrodu zimowego.
Każdy Polak będzie musiał spłacać KPO, w tym milion złotych dla żony Łąckiego. Jak ogródek zimowy za pół miliona dla rodziny Łąckich ma wpłynąć na innowacje, czy konkurencyjność polskiej gospodarki?

A to tylko część całej układanki. Sam poseł oburza się na „atak” i tłumaczy, iż żona „miała prawo składać wniosek”. No jasne – miała prawo. Ale czy moralne prawo, gdy jest się w rodzinie jednego z najbogatszych posłów w Polsce? Gdy te pieniądze pochodzą z pożyczki, którą spłaci każdy Polak – od rolnika na Podlasiu po kasjerkę w Szczecinie?

KPO – Kredyt, Pożyczka, Obowiązek spłaty

Przez lata środki były zamrożone, a Donald Tusk i Rafał Trzaskowski publicznie mówili, iż odblokowanie nastąpi dopiero po odsunięciu PiS od władzy. Po wyborach w 2023 roku KPO faktycznie odblokowano – i dziś widać, dlaczego Platforma Obywatelska tak o to zabiegała. Zamiast miliardów na infrastrukturę, innowacje, edukację czy służbę zdrowia, pieniądze trafiają m.in. na remonty prywatnych ośrodków czy luksusowe projekty, które trudno uznać za priorytetowe dla całego kraju.

Nie dajmy się nabrać na bajki o „bezzwrotnej pomocy z Unii”. KPO to kredyt zaciągnięty przez UE – i Polska będzie go spłacać przez dekady. Żeby go w ogóle dostać, Tusk i spółka zgodzili się na „kamienie milowe” Komisji Europejskiej, czyli ingerencję w polskie prawo, energetykę i gospodarkę. Dziś widzimy, iż ten cały teatrzyk z blokowaniem środków przez Brukselę miał jeden cel – poczekać, aż PO wróci do władzy, a wtedy… hulaj dusza, piekła nie ma.

Bo skoro można dać pół miliona na ogródek zimowy dla rodziny posła, to czemu nie? W końcu to nie ich pieniądze – to nasz kredyt. A nasz rząd zachowuje się, jakby to była wygrana w totolotka, którą można rozdać znajomym.

Tuskowe priorytety

Za rządów PiS środki inwestycyjne szły na drogi, kanalizacje, świetlice, lokalne szkoły. Można było się spierać, czy efekty były równe, ale przynajmniej były. Teraz mamy rząd Tuska, a pieniądze z KPO idą na prywatne ośrodki wypoczynkowe, luksusowe inwestycje i – jak pokazują inne przykłady – choćby kluby dla swingersów.

Wychodzi na to, iż KPO w wydaniu PO to Kasa Po Oczach – rzucana w twarz podatnikom, którzy będą spłacać te „inwestycje” jeszcze długo po tym, jak Donald Tusk i Artur Łącki znikną z polityki.

Idź do oryginalnego materiału