Donald Tusk nie zna miękkiej gry – i tym razem również nie zamierza przechodzić do porządku dziennego nad chaosem, który od tygodni wywołuje w Pałacu Prezydenckim Karol Nawrocki. Choć jego działania są dla rządu bardziej irytacją niż realną przeszkodą, szef rządu ma dość politycznych gierek i wysyła do pałacu komunikat, który trudno zignorować: „Jeśli chcecie wojny o państwo, to ją dostaniecie – na liczbach, dokumentach i faktach.”
Według naszych ustaleń, Tusk poważnie rozważa scenariusz, który jeszcze kilka miesięcy temu wydawałby się całkowitą abstrakcją: pełne, oficjalne przeliczenie wszystkich głosów z ostatnich wyborów prezydenckich. I to nie dlatego, iż rząd potrzebuje sensacji, ale dlatego, iż – jak twierdzi otoczenie premiera – „dosyć udawania, iż nic się nie dzieje”.
W Pałacu Prezydenckim wyczuwalna jest nerwowość. Nawrocki coraz głośniej próbuje udowodnić swoją pozycję, choć wciąż nie ma prawomocnego potwierdzenia wyboru, a eksperci od prawa konstytucyjnego już mówią o „największym kryzysie legalności głowy państwa od 1989 roku”. Tymczasem działania pałacu – zamiast stabilizować – pogłębiają chaos, a PiS wykorzystuje go do budowania własnej narracji o „oblężonej twierdzy”.
Tusk ma jednak zupełnie inną strategię: odciąć tę opowieść jednym ruchem. – jeżeli przeliczenie głosów pokaże to, co podejrzewamy, skończy się czas politycznych fantazji – mówi nam jeden z ważnych polityków KO. – A jeżeli wszystko będzie zgodne? Tym lepiej dla państwa.
W tle słychać jeszcze jedną rzecz: premier chce zamknąć temat raz na zawsze. Bo jeżeli legalność prezydenta stoi na glinianych nogach, to – jak mówi nasze źródło – „nie można udawać, iż fundamenty państwa są stabilne”.
Tusk podniósł rękawicę. A Pałac Prezydencki ma teraz tylko dwie opcje – współpracować albo patrzeć, jak rozpoczyna się największe polityczne liczenie w Polsce od lat.

10 godzin temu












