Tusk mówi o racji stanu. Szydło szuka powodu do awantury

1 tydzień temu
Zdjęcie: Szydło


Polityka w Polsce coraz częściej przypomina nie debatę, ale niekończącą się kłótnię. Zamiast wspólnoty racji stanu mamy nieustanne szukanie pretekstu do uderzenia w przeciwnika. Najnowszy przykład dała Beata Szydło, która po deklaracji Donalda Trumpa o obecności wojsk amerykańskich w Polsce postanowiła nie mówić o bezpieczeństwie państwa, ale o… Donaldzie Tusku.

Podczas wizyty prezydenta Karola Nawrockiego w Stanach Zjednoczonych Donald Trump jasno stwierdził: Amerykanie nie tylko nie wycofają wojsk z Polski, ale chcą ich jeszcze więcej. To słowa o wadze strategicznej. W sytuacji, gdy za naszą wschodnią granicą wciąż toczy się wojna, a NATO pozostaje kluczowym gwarantem bezpieczeństwa, deklaracja ta brzmi jak mocne zapewnienie sojuszniczej lojalności.

Premier Donald Tusk, komentując ten fakt, zachował się dokładnie tak, jak powinien szef rządu – podkreślił wagę słów Trumpa i ich ponadczasowy wymiar dla polsko-amerykańskiego sojuszu. Bez taniego poklepywania się po plecach, bez dzielenia zasług – raczej z akcentem na stabilność i ciągłość polskiej polityki zagranicznej.

Ale już kilka minut później w mediach społecznościowych odezwała się Beata Szydło. Wpis europosłanki PiS brzmiał jak wyciągnięty z partyjnego biuletynu: „Podziękujcie więc prezydentowi Nawrockiemu. Wy nigdy byście takiej deklaracji nie usłyszeli, bo Trump z wami nie rozmawia”.

Czy naprawdę w obliczu tak poważnej deklaracji trzeba natychmiast szukać powodu do kłótni? Dla Szydło najwyraźniej tak. choćby sprawy fundamentalne – jak obecność wojsk amerykańskich w Polsce – stają się w jej narracji jedynie tłem do walki z Tuskiem.

Szydło od lat funkcjonuje w jednym schemacie: Tusk jako wróg, Tusk jako winny, Tusk jako ten, którego trzeba za wszelką cenę upokorzyć. To polityka infantylna i krótkowzroczna. Państwo potrzebuje odpowiedzialności, umiejętności współpracy, umiejętności wznieść się ponad partyjne spory. Szydło tymczasem wybiera drogę najprostszą – konflikt za wszelką cenę.

Można by oczekiwać, iż była premier, osoba, która stała kiedyś na czele rządu, potrafi oddzielić interes Polski od partyjnej przepychanki. Że w obliczu kluczowych deklaracji sojuszników pokaże dojrzałość, choćby przez chwilę. Niestety, jej wpis dowodzi czegoś zupełnie przeciwnego: iż nie dorosła do powagi urzędów, które kiedyś sprawowała.

Beata Szydło miała szansę zapisać się w historii jako polityk, który w trudnych czasach potrafił pokierować krajem. Zamiast tego dziś kojarzy się głównie z emocjonalnymi wpisami na portalu X i wiecznym szukaniem zaczepki wobec Tuska. To smutna degradacja politycznej roli – od premier do internetowej komentatorki, której słowa mają coraz mniejszą wagę, a coraz bardziej przypominają złośliwe docinki.

Deklaracja Trumpa powinna być momentem jednoczącym. Bo niezależnie od tego, kto dziś jest premierem czy prezydentem, Polska potrzebuje silnego sojuszu z USA. To sprawa ponadpartyjna, dotycząca bezpieczeństwa wszystkich obywateli.

Tymczasem zamiast wspólnej satysfakcji mamy kolejną awanturę. Wpis Szydło pokazuje jasno, iż dla niej polityka wciąż jest areną osobistych porachunków, a nie odpowiedzialności za państwo.

Beata Szydło, była premier, a dziś europosłanka, znów pokazała, iż nie potrafi wznieść się ponad polityczne spory. Jej słowa wobec Donalda Tuska nie były ani merytoryczne, ani potrzebne – były jedynie kolejną próbą wywołania awantury. To przykre, iż ktoś, kto miał okazję współdecydować o losach kraju, dziś redukuje swoją rolę do roli partyjnej polemistki.

Polska potrzebuje polityki dla dorosłych – spokojnej, odpowiedzialnej, patrzącej w przyszłość. Niestety, Beata Szydło po raz kolejny udowodniła, iż wciąż tkwi w polityce awanturników.

Idź do oryginalnego materiału