Transformacja energetyczna oznacza nowe możliwości i miejsca pracy, a mądrze przeprowadzona nie pozostawi społeczeństwa na bruku. Głos należy dać całym rodzinom pracowników kompleksu Turów. Niezwykle istotny jest punkt widzenia kobiet oraz najmłodszych pokoleń. W naszym nowym cyklu wysłuchamy niezwykłych kobiet, które żyją i pracują w okolicach kopalni i elektrowni Turów. Historia każdej z nich jest inna, ale łączy je troska o region.
– Kreatywność i wola dobrej zmiany – taki kierunek wskazuje Mirella Dziedzicka, członkini Rodziców dla Klimatu w rozmowie ze SmogLabem zapytana o przyszłość regionu. Powołuje się przy tym na moc możliwości, które ma nadzieję, iż otworzą się przed lokalną społecznością.
Zaznacza, iż poniższe wypowiedzi są jedynie jej prywatnymi przemyśleniami. To głos jeleniogórzanki zatroskanej stanem sąsiedztwa. A także matki martwiącej się o przyszłość swoich dzieci w dobie zmiany klimatu i zanieczyszczenia środowiska. Te wynikają m.in. z działalności kopalń i elektrowni węglowych.
W trosce o przyszłość
Klaudia Urban, SmogLab: Czym dla Pani, osobiście, jest sprawiedliwa transformacja regionu wokół Turowa?
Mirella Dziedzicka: Sprawa sprawiedliwej transformacji energetycznej Turowa jest dla mnie bardzo ważna, bo ja z tym tematem żyję od wielu lat. Mieszkam ponad 50 lat w Jeleniej Górze w odległości około 70 km od kopalni i elektrowni Turów.
Pierwszy raz byłam w Turowie w 1988 r. w czasie szkolnej wycieczki. Spędziliśmy cały dzień wędrując wokół tej okropnej odkrywki. Byłam jeszcze w liceum, ale już wtedy zastanawiałam się, dlaczego ludzie zrobili taką krzywdę Ziemi. To były moje pierwsze refleksje, które są ze mną do dzisiaj, bo odkrywka i elektrownia przez cały czas działają i stale się powiększa.
Do Turowa jeździć Pani nie chce?
Ogólnie te okolice są przez nas turystycznie omijane. Jako mieszkańcy Jeleniej Góry chodzimy w góry bardzo często, jednak nigdy nie zabrałam przyjaciół ani znajomych w okolice Turowa, bo są zwyczajnie zdewastowane. Widok jest przerażający, a potencjał turystyczny regionu mógłby być naprawdę duży.
Tak samo jak ja, omijają go turyści i kuracjusze. Nikt z pobliskiego Świeradowa-Zdroju nie zapuści się w rejon Turowa i odkrywki, bo wiedzą, co tam zobaczą – wielki krater, potężną elektrownię i kominy ziejące dymem, zanieczyszczone rzeki i powietrze.
Wyrok
Tymczasem mogłoby być zupełnie inaczej.
Już dawno zaczęłam się interesować historią tego miejsca. Wiadomo, iż odkrywka pochłonęła całkowicie kilka miejscowości, w tym uzdrowiskowych. A te, które istnieją jeszcze jak np. Opolno-Zdrój żyją z wyrokiem „poszerzenia odkrywki”. To było kiedyś zupełnie inne miejsce, jak sama nazwa wskazuje – uzdrowiskowe, z piękną architekturą domów przysłupowych, których pozostałości jeszcze można zobaczyć w okolicy.
Ze względu na piękno krajobrazu przyjeżdżało tu wielu artystów, kwitło życie. To mógł być drugi Świeradów-Zdrój czy Cieplice Śląskie-Zdrój. W rejonie Sudetów jest sporo takich miejsc i serce boli, gdy ulegają zniszczeniu. Kuracjusze przecież przyjeżdżają w rejon Sudetów czy Gór Izerskich po zdrowie, a nie wdychać spalany węgiel.
Turów a turystyka
Czy osoby spoza regionu zdaję sobie sprawę z takiego stanu rzeczy?
Myślę, iż tak, ale w tym regionie nie mówi się głośno o szkodliwości kopalni i elektrowni Turów, bo wielu ludzi w sąsiedztwie żyje z turystyki, a gminy pobierają opłaty klimatyczne. Moim zdaniem cichy wpływ Turowa na cały ruch uzdrowiskowo-turystyczny jest bardzo duży. Turów jest położony przy zachodniej granicy Polski – to tzw. „worek turoszowski”. Z kierunku zachodniego przeważnie wieje wiatr, a kotlina jeleniogórska jest położna na zachód od Turowa i wszystkie zanieczyszczenia emitowane przez Turów napływają do nas i zwyczajnie nas podtruwają.
„Bełchatów potrafił to zrobić”
Ta turystyka przecież mogłaby się prężnie rozwijać po zamknięciu kopalni i elektrowni.
To jest region z dużym potencjałem turystycznym. Ale my chcemy oferować turystom nie tylko góry, rehabilitację i picie uzdrowiskowej wody, a również oddychanie czystym powietrzem.
Gdy dowiedziałam się, iż Turów nie ma planu sprawiedliwej transformacji energetycznej i do niego nie przystąpił, przez co jako jedyny nie dostanie środków na przetransformowanie, byłam zdruzgotana. Bełchatów jakoś potrafił to zrobić, Górny Śląsk również, a w rejonie Bogatyni panuje cicha zgoda na tkwienie przy węglu, zapomnienie i spisanie na straty.
Trzeba się zastanowić, w którym kierunku idziemy. PiS mocno promował jak najdłuższe utrzymanie wydobycia węgla. My wiemy, iż jakość tego węgla jest coraz gorsza, a poszerzanie odkrywki nie może trwać w nieskończoność. To jest utrzymywanie sztucznego tworu tylko po to, żeby produkować brudną energię, brać na to dotacje z naszych podatków. To jest niedopuszczalne. Każdy żyje ze świadomością, iż mieszka po sąsiedzku z wielkim kopciuchem i emitentem CO2. Filtry są, ale one nie załatwiają wszystkiego. My to wiemy. Środowisko nie krzyczy ani nie płacze. Tylko milcząco znosi to, co ludzie mu serwują.
Ponadto pozostało kwestia wody, o której ostatnio było głośno. Czesi jak najbardziej mieli prawo sprzeciwiać się pogłębianiu odkrywki. Poziom wód gruntowych obniża się na tyle, iż ludzie nie mają szans z nich korzystać. Tak, ludziom wysychają studnie, ale to jest kwestia być albo nie być dla wielu miejscowości. Nieważne, iż to „tylko” malutkie wioski, a w „malutkich” rzekach nie ma życia, bo zostały zatrute ściekami kopalni.
- Czytaj także: Morze możliwości dla mieszkańców. Turów „do końca świata i jeden dzień dłużej” to mit
Młodzi muszą zobaczyć, iż przyszłość nie jest tożsama z węglem
Do turystyki jeszcze wrócimy, bo wątek jest złożony. Co mówią na temat Turowa młodzi ludzie, którzy niekoniecznie znają się na temacie, ale za to mieszkają w okolicy?
W Opolnie-Zdroju jest piękna inicjatywa „Laboratorium Kultury”. Brałam udział w spotkaniach w ramach tej inicjatywy. Zjechały się tam nie tylko grupy artystyczne z Polski, ale udział w zajęciach brali również mieszkańcy, w tym nastoletni. Słyszałam ich głosy. Chcą węgla, nie ekologów, nie chcą zmian, bo nie wiedzą, co im przyniosą. Moim zdaniem młodzi ze Zgorzelca i Bogatyni powinni zobaczyć szansę, którą da im transformacja energetyczna. Przyszłość nie tkwi w węglu, ale o tym trzeba z nimi rozmawiać.
Tłumaczyć im dlaczego węgiel jest zły i pokazywać możliwości zmian. Bez perspektyw i zmiany obecnych uwarunkowań społeczno – ekonomicznych nie zajdzie sprawiedliwa transformacja regionu – to praca na wielu torach.
Jak zatem zainteresować nastolatków, przyciągnąć ich i przekonać, iż po Turowie praca i dostatnie życie też są jak najbardziej osiągalne? Co zorganizować?
Nie poddawać się i angażować ich w różne inicjatywy. Np. w ramach Laboratorium Kultury część lokalnej młodzieży chętnie uczestniczyła w warsztatach plastycznych. Podobało im się, iż mogą zrobić coś innego, niż zazwyczaj. Uważam, iż przy okazji różnych warsztatów świetnie rozmawia się z młodzieżą też mimochodem na inne tematy np. związane z ochroną środowiska. Ważne, aby wyciągnąć ich z domu, wysłuchać potrzeb, porozmawiać o ich marzeniach. Pokazać szanse na rozwój, pomóc odkryć pasję, talenty i dawać nadzieję, iż inaczej też może być im dobrze. A może choćby lepiej.
W kobietach siła
Tak więc warsztaty działają. A jakie są konkretne, nowe możliwości po zamknięciu kopalni i elektrowni?
Branża turystyczna, tworzenie lokalnych produktów czy wszelkie działania artystyczne dają szerokie możliwości dla rozwoju regionu, ale aby turyści chcieli tu przyjeżdżać kopalnia i elektrownia muszą przestać działać. To duża szansa dla kobiet, które już teraz częściej angażują się w lokalne aktywności. Trzeba im też pokazywać, iż istnieją alternatywy dla życia „po kopalni” dla pracowników kopalni, elektrowni i wszelkich firm z nimi związanych.
Dobrym pomysłem byłoby wykorzystanie rejonu Turowa pod budowę i montaż nowych instalacji OZE i – zamiast produkcji brudnej energii – produkowanie czystej zielonej energii. Potrzebny jest dobry plan na przebudowę regionu z poszanowaniem krajobrazu i powrotu do tradycji turystyczno-uzdrowiskowych. Trzeba się skoncentrować na pomyśle rekultywacji odkrywki, nie odwlekać zamknięcia kopalni w nieskończoność i nie zasłaniać tego problemu.
„Ludzie chcą utrzymania poziomu życia. To naturalne”
Nie zasłaniać jednego, a pokazywać drugie. Jak wobec tego odkryć potencjał regionu i trafić z przekazem do kobiet, ale i młodzieży?
Jak zawsze – praca od podstaw – trzeba postawić na edukację. Gdyby w rejonie np. powstały szkoły zawodowe czy centra kształcenia osób montujących, serwisujących czy produkujących instalacje OZE z perspektywą zatrudnienia w regionie, byłoby to duże zielone światło nadziei dla mieszkańców. Ważne jest to, żeby ludzie zobaczyli, na co stawia region i iż z zielonej energii są też dobre pieniądze. Trzeba im pokazać, iż te nowe miejsca pracy w zielonej energetyce też dadzą podobne zyski, do tych, które płynęły z kopalni. Ci ludzie żyją teraz na konkretnych pensjach i naturalne jest to, iż chcą utrzymania swojego poziomu życia.
Ważne, aby w zielonej transformacji myśleć o wszystkich grupach zawodowych i żeby edukacja objęła jak najszerszą grupę osób w tej chwili związanych z kopalnią i elektrownią. Instalacje OZE potrzebują nie tylko osób monterskich, ale i księgowych, projektowych, logistycznych – możliwości zatrudnienia jest bardzo wiele. Myślę, iż ważne dla mieszkańców jest to, żeby była to przez cały czas branża energetyczna, aby przez cały czas mogli produkować prąd dla Polaków, tylko iż w „zielony” sposób, może rozproszony i z udziałem w zyskach dla mieszkańców gminy? Stwórzmy tu Centrum Energii Odnawialnej. Taką szansę ma dostać Górny Śląsk, dlaczego nie Dolny Śląsk? Potrzebny jest jednak lider lub liderka zmiany, którzy pociągną za ideą ludzi w rejonu Turowa.
A tych brakuje.
Nie wiem, ale chyba tak, bo póki co zmian nie widać, ani się o nich głośno nie mówi.
Szkoły branżowe, turystyka i sztuka
Jak zbudować przyszłość regionu w oparciu o OZE?
OZE to dobry kierunek. Można utworzyć wyspecjalizowane szkoły zawodowe dla młodych, centra kształcenia dla osób dorosłych, dając możliwość przekwalifikowania się lub innego wykorzystania już posiadanych umiejętności, a nie rozdanie grubych odpraw i pozostawienie ludzi samym sobie. To się jednak nie zadzieje bez pieniędzy, więc fundusze unijne są potrzebne. Fundusze są również potrzebne na szereg mniejszych zadań w regionie np. konkretne dotacje na dostosowanie części domu na wynajem, prowadzenie gastronomii lub własnej działalności gospodarczej czy kulturalnej. Czasami wystarczy w agroturystyce 5 pokoi, kuchnia z lokalnymi produktami i z tego można wyżyć. Magnesem regionu może też być turystyka rowerowa, biegowa czy narciarska na trójstyku polsko – czesko – niemieckim.
Nowe możliwości to też oczywiście przedsięwzięcia artystyczne.
W którym miejscu troska o środowisko łączy się z kulturą i sztuką?
Ja jestem duszą artystyczną i wiem, jak poprzez sztukę można cudownie oddziaływać na emocje i myśli ukryte. Czasem nie spodziewamy się, iż zderzenie z jakimś utworem artystycznym, np. obrazem czy przedstawieniem teatralnym, nagle otworzy nam umysł. I zaczynamy rozumieć pewne rzeczy, nie rozumiejąc nawet, dlaczego je rozumiemy. To jest właśnie ta moc sztuki, której nie ma żadna nauka.
Sztuka jest magią, która działa
Jak w ten sposób można trafić z przekazem do dusz artystycznych?
Świadome dusze artystyczne to ludzie wrażliwi na bolączki świata i do nich nie trzeba specjalnie docierać – czują i wiedzą wiele. Działania artystów powinny być wielotorowe i ukierunkowane na różne grupy odbiorców starszych i młodszych, bo w każdym zagra coś innego. Mieliśmy np. jako Rodzice dla Klimatu wystawę z dziełami artystów oraz amatorów o tematyce związanej z ochroną naszej ukochanej Matki Ziemi. Pokazywaliśmy te prace przy okazji różnych wydarzeń – zawsze wzbudzały emocje. Organizowaliśmy też warsztaty plastyczne dla dzieci czy układanie mozaiki klimatycznej w szkole. Narysowałam drzewo z pustymi gałęziami, rozdaliśmy listki, aby dzieci napisały na nich co mogą dobrego zrobić dla planety. Pisały piękne, wzruszające hasła. Takie na miarę ich możliwości i do przekazania rodzicom, aby im w tym pomogli. Drzewo na początku puste całe obrosło listkami nadziei dobrych zmian dla Ziemi. Mali artyści mają magiczną moc.
Kobieca sztuka jednym z kluczy
W tym też tkwi szczególna rola kobiet.
Moim zdaniem kobieca sztuka i pokazanie poprzez nią problemów zmian klimatu, zanieczyszczenia powietrza, tego, jak to wpływa na naszą codzienność, ma siłę. Bo tak naprawdę to kobietom jest coraz trudniej. Ciągle niestety funkcjonują polskie stereotypy o kobietach zajmujących się rodziną i domem. Dzieci przez zanieczyszczone powietrze coraz częściej chorują, w tym na choroby przewlekłe. Często astmę, a choćby nowotwory. Kto się nimi opiekuje, gdy są chore? Najczęściej mama, babcia lub wynajęta opiekunka. Te choroby są powiązane ze smogiem, zanieczyszczonym powietrzem, ale i z globalnym ociepleniem klimatu, przez które zaczynają się pojawiać niewystępujące u nas wcześniej choroby jak np. denga czy malaria.
Powietrze a zdrowie naszych dzieci
Infekcje dróg oddechowych to przypadłość, która szczególnie często dotyka nasze dzieci właśnie w okresie grzewczym. Ale są przecież inne choroby, znacznie poważniejsze, które także korelują ze smogiem w miejscu zamieszkania.
Oczywiście. W Rodzicach dla Klimatu są osoby, których dzieci mają astmę. Żyją w miejscowościach, w których jest smog. Okoliczne stare kamienice spalają węgiel, do tego dochodzi problem dużego ruchu samochodowego i emisji trujących związków z przemysłu, spalania śmieci itp. To wszystko odbija się na zdrowiu dzieci. U nas w Jeleniej Górze, mimo Programu Czyste Powietrze, też ma to miejsce. Jak jadę do centrum miasta (gdzie jest większe natężenie ruchu samochodowego, ale i dużo kamienic, w których ciągle pali się w starych piecach węglowych) to czuję ten „zapach zimy” i ciężko mi się oddycha. Czuję ten smog i chcę gwałtownie załatwić swoje sprawy i uciec stamtąd. A np. Górny Śląsk? To jest dopiero koszmar. Byłam w miejscowości, gdzie tuż obok kopalni jest piękne przedszkole. Wie pani, takie wzorcowe, jak z obrazka. A nad nim cały czas unosi się dym znad elektrowni i pobliskiej koksowni – pełną parą. Rak w powietrzu.
Jednocześnie pracownicy placówek oświatowych zwykle nie sprawdzają jakości powietrza, zanim wyjdą z dziećmi na plac zabaw czy spacer.
Niestety. Są też dobre praktyki i daleko szukać nie trzeba. Moje znajome mieszkające we Wrocławiu, codziennie sprawdzają jakość powietrza. Dopiero jak jest dobra, wychodzą z dziećmi. Czasami jednak nie wychodzą przez kilka dni z rzędu. One są świadome, ale wielu rodziców nie patrzy na wskazania jakości powietrza i chodzą z dziećmi na place zabaw czy biegają po parku tuż przy zatłoczonych ulicach. Cały czas trzeba edukować nie tylko dzieci, ale także dorosłych, w tym seniorów. Ta świadomość musi rosnąć wielotorowo.
Powrót do korzeni
Jak można edukować klimatycznie seniorów i włączać ich w prośrodowiskowe inicjatywy?
Starsi ludzie niejednokrotnie są bardziej zaangażowani w sprawy ochrony klimatu i choćby bardziej je rozumieją. Jest im po prostu żal własnych dzieci oraz wnuków. Widzą też, iż częste chorowanie to skutek złej jakości powietrza. Potrafią się nad tym problemem zatrzymać, pochylić. Wbrew pozorom seniorzy są naprawdę bardzo niedocenioną grupą. To członkowie klubów seniora, kół gospodyń wiejskich. Mają czas i chcą się czuć potrzebni, co można wykorzystać i zaangażować ich w działania związane z ochroną klimatu czy czystego powietrza.
Myślę, iż takie kluby czy uniwersytety trzeciego wieku to są miejsca, gdzie można świetnie edukować proklimatycznie. Prawda jest taka, iż to, co babcia czasem szepnie wnuczce, w inny sposób, niż mama, lepiej dociera. Jestem za edukacją wielopokoleniową, na różnych ścieżkach. Popieram też pokazywanie poprzez różnorodne działania takich inicjatyw jak ograniczanie konsumpcji, recykling. To też jest część walki o środowisko, a dobrze się sprawdza w kręgach kobiecych. Proste sposoby na ograniczenie swojego śladu węglowego w życiu codziennym również jest takim tematem, który można im przekazywać. Te osoby często chciałyby działać, ale zwyczajnie nie wiedzą jak.
Rozwiązań nie brakuje
Seniorzy to kolejna grupa docelowa.
Mówi się, iż część ekologicznych nawyków jest pozostałością po latach 70-tych i wcześniejszych, kiedy nie było tyle plastiku i aż takiego zaśmiecenia ropopochodnymi materiałami. Wtedy ludzie naprawdę żyli bardziej ekologicznie. Teraz można do tego powrócić, tylko nadać temu jeszcze świadomość.
Nadać świadomość na przykład tworząc?
Ja mam swoją pasję, będącą też buntem przeciwko szybkiej modzie, nadprodukcji ubrań, konsumpcjonizmowi i zaśmiecaniu świata. Biorę stare, zużyte t-shirty, takie, które mają dziurę lub plamę nie dającą się wywabić i przerabiam je na kolorowe dywaniki. Uwielbiam tworzyć z kolorowych paseczków coś nowego, użytecznego.
Nie sprzedaję tych tęczowych dywaników, ale wystawiam na aukcje charytatywne i przy okazji nazywam je i opisuję problem, którego ta nazwa dotyczy. W tym roku utkałam wiele dywaników pod hasłem „Stop wojnom” „Pokój i miłość”, ale też i „Czyste powietrze”, a w zeszłym roku o nazwie „Odra” opisując problem katastrofy ekologicznej Odry. To może też być przerabianie starych firanek i szycie z nich wielorazowych woreczków na zakupy zamiast używania plastikowych zrywek. Szyję też wielorazowe zmywaki do naczyń lub np. zabawki i posłania dla zwierząt.
Taka praca nadaje się też dla seniorek, pamiętających czasy wykorzystywania każdego kawałka materiału w nowy sposób, ale teraz nie z braku dostępności materiałów czy ubóstwa, ale w poszanowaniu dla zasobów Ziemi i ograniczeniu zakupu nowych rzeczy. Recykling daje wielką satysfakcję.
Kontakty z kobietami są bardzo ważne, bo głównie od nich zależy sposób prowadzenia gospodarstwa domowego.
Do przodu pomimo trudności
Właśnie Pani jest przykładem osoby, która prężnie działa dla środowiska i społeczeństw.
Czy prężnie – nie wiem, ale działam. Chciałabym mieć więcej czasu w działania na rzecz ochrony klimatu Ziemi, mieć wpływ na zmiany systemowe. Ważne są dla mnie też te drobne działania lokalne, bliżej ludzi np. zarażanie pasją do recyklingu. Jestem jednak jeszcze mocno aktywna zawodowo, prowadzę własną firmę, zajmuję się domem, dziećmi i psami. Jak wiele kobiet łączę pracę zarobkową z życiem rodzinnym i pasjami, a jak ciągle kilka w Polsce jeszcze z aktywizmem klimatycznym.
W tym też duży udział NGO-sów oraz społeczników.
Mam nadzieję, iż Ministerstwo Klimatu i Środowiska będzie miało budżet zasilony unijnymi środkami, które będzie można przeznaczyć na konkretne działania przeciw zmianie klimatu. Te środki przydałyby się również wielu organizacjom pozarządowym, robiącym przecież świetną robotę. My jako Rodzice dla Klimatu robimy większość rzeczy wolontaryjnie, co ogranicza nasze możliwości działań. Za godziny spędzone na aktywizmie nikt nam nie płaci. Za dojazdy, noclegi na szkoleniach czy spotkania płacimy z własnej kieszeni, a dla wielu jest to wykluczające. Mimo tych trudności działamy z nadzieją na powstrzymanie zmiany klimatu dla dobra naszych ukochanych dzieci i przyszłych pokoleń.
–
Zdjęcie tytułowe: archiwum prywatne M. Dziedzickiej