Tuleya się śmieje, Nawrocki oburza. W tym śmiechu więcej powagi niż przemówieniach prezydenta

4 godzin temu
Zdjęcie: Nawrocki


Ironia sędziego Igora Tulei znów wywołała oburzenie na prawicy, ale to nie żart był skandalem – tylko reakcja prezydenta Karola Nawrockiego, który za wszelką cenę próbuje zatrzymać reformy przywracające praworządność. W Polsce, gdzie władza przez cały czas myli majestat z nietykalnością, śmiech stał się najskuteczniejszym sposobem mówienia prawdy.

Sędzia Igor Tuleya znów stał się bohaterem prawicowych nagłówków. „Skandaliczne kpiny”, „głupawe obrażanie prezydenta”, „atak na głowę państwa” – grzmią portale związane z dawnym obozem władzy. A przecież Tuleya nie zrobił nic więcej, jak tylko użył ironii, by wytknąć prezydentowi Karolowi Nawrockiemu polityczną hipokryzję. Bo kiedy Nawrocki mówi o „obronie konstytucji”, trudno nie zauważyć, iż broni nie prawa, ale struktur, które przez lata służyły politycznym interesom.

„Może łatwiej sobie zwizualizować, ile na przykład snusa, jaką górę, można kupić za 3 miliardy złotych. Więc mogę tylko apelować do lokatora pałacu prezydenckiego, żeby jednak szukał kompromisu z panem ministrem Żurkiem” – powiedział Tuleya w TVP Info.
I to wystarczyło, by w medialnej maszynce PiS znów ruszył alarm.

Tuleya od dawna jest dla prawicy wrogiem idealnym – niezależny, bezkompromisowy, odważny w słowie. Dla części opinii publicznej jest symbolem sądów wolnych od polityki, dla obozu Nawrockiego – uosobieniem „kasty”. Tymczasem jego słowa nie były atakiem na urząd prezydenta, ale na jego sposób sprawowania.

Bo Nawrocki, wybrany głównie dzięki wsparciu środowisk post-pisowskich, zachowuje się tak, jakby jego rola polegała nie na łączeniu instytucji państwa, ale na blokowaniu każdej reformy, która mogłaby naprawić szkody po poprzednim systemie. Gdy minister sprawiedliwości Waldemar Żurek przygotowuje ustawę porządkującą status tzw. „neo-sędziów”, prezydent mówi o „bezprawiu”. Gdy rząd próbuje przywrócić losowanie składów sędziowskich – prezydent wzywa sędziów do „ignorowania zarządzeń władzy”. To nie troska o konstytucję, ale obrona dawnych nominacji, które dziś są przedmiotem międzynarodowych wątpliwości.

Podczas wręczania nominacji sędziowskich Nawrocki oświadczył: – „Nie wyrażę zgody na to, aby dzielić sędziów na ‘neo’ i ‘paleo’. Proszę was o wierną służbę Rzeczpospolitej Polskiej.” Brzmi szlachetnie, dopóki nie przypomnimy sobie, iż sam był częścią systemu, który to rozróżnienie stworzył. Bo przecież „neo-sędziowie” nie spadli z nieba – zostali powołani w procedurach podporządkowanych politycznie Krajowej Radzie Sądownictwa.

Gdy dziś prezydent nawołuje do „ignorowania bezprawnych zarządzeń”, mówi dokładnie tym samym językiem, który przez lata słyszeliśmy od Zbigniewa Ziobry i jego współpracowników. To język podważania władzy sądów, odwracania znaczeń, przerzucania odpowiedzialności na tych, którzy próbują posprzątać bałagan.

Tuleya nie po raz pierwszy używa ironii wobec władzy. I dobrze. W kraju, gdzie powagę państwa myli się z zadęciem, a konstytucję z partyjnym statutem, ironia jest czasem jedynym skutecznym językiem. Kiedy mówi o „snusie za 3 miliardy”, nie chodzi o kpiny z urzędu, ale o pokazanie absurdu, w jakim tkwimy. Prezydent zamiast szukać kompromisu – szuka winnych.

Nie jest winą sędziego Tulei, iż przypomina, iż kompromis to nie słabość, ale fundament demokracji. A to właśnie kompromisu dziś Polsce najbardziej brakuje.

Gdy politycy obozu Nawrockiego pytają: „Czy takie wypowiedzi budują autorytet urzędu sędziego?”, warto odpowiedzieć pytaniem: a czy prezydent, który instruuje sędziów, jak mają orzekać, buduje autorytet wymiaru sprawiedliwości?

Tuleya przynajmniej mówi wprost i na własne ryzyko. Nawrocki używa języka, który ma przypominać, iż władza powinna być zawsze po jednej stronie – tej „prawdziwej”, „narodowej”. Ale taka władza nie buduje autorytetu państwa. Ona go zużywa.

Ironia Tulei to nie kpina z Polski, ale z politycznej obłudy. W kraju, gdzie prezydent poucza sędziów, a ci, którzy łamali prawo, wciąż pouczają o konstytucji, ktoś musi mówić prawdę wprost – choćby jeżeli robi to z uśmiechem.

Bo prawdziwy autorytet sędziego nie rodzi się z klękania przed władzą, tylko z odwagi, by się jej sprzeciwić. Igor Tuleya ma tę odwagę. Karol Nawrocki – tylko mikrofon i teleprompter.

Idź do oryginalnego materiału