Tu nie ma dylematów. Są ludzie – z Hanną Machińską rozmawia Magdalena M. Baran

1 tydzień temu

Magdalena M. Baran: Prawa człowieka to opowieści o ludziach, o losach ludzkich, o złu, jakie może człowieka spotkać, ale też o dobru, którego drugi człowiek może od nas doświadczyć. Twoja praca, codzienność, to właśnie praca z ludźmi. Z indywidualnymi historiami, jakie stoją za każdym z nich, a jednocześnie z całym bagażem, jaki niosą ze sobą – z wojną, zagrożeniem życia, z niesprawiedliwością, w rozdzieleniem od najbliższych, z torturami, z wykluczeniem… De facto z każdą postacią zła, jaką możemy sobie wyobrazić, a przed którą ludzie uciekają. Prawa człowieka są zapisane na twarzach tych ludzi, na Twarzy Drugiego. Właśnie o te twarze, o ich obecność w twoim życiu, w kontekście migracji i dzisiejszych dylematów, chcę cię zapytać.

Hanna Machińska: To zaangażowanie związane z uczestniczeniem w historiach innych ludzi wyniosłam z mojej aktywności i pracy biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Przez te lata spotkałam dziesiątki osób, tak wiele rodzin, które ukształtowały moje spojrzenie na migrację, zupełnie inne od tego, jakie oficjalnie jest prezentowane w przekazach publicznych, w informacjach i komunikatach, jakie płyną ze strony przedstawicieli rządu. W moim spojrzeniu i doświadczeniu liczy się przede wszystkim pomoc, którą okazywaliśmy tym najbardziej nieszczęsnym osobom, dotkniętym wojnami i konfliktami, kobietom, które były gwałcone, rodzinom znajdującym się w straszliwych sytuacjach. Nie trzeba choćby było wielkiej wiedzy, ponieważ widzieliśmy ludzi tak straszliwie okaleczonych, ludzi na granicy, ale również tych, którzy znaleźli się w ośrodkach strzeżonych. Podejmowaliśmy działania, żeby poprawić ich los, żeby usprawnić procedurę występowania o ochronę międzynarodową. Wydawało mi się, iż to, z czym mamy do czynienia, a co jest strasznie nieludzkie, to na przykład stłamszenie 700 mężczyzn w ośrodku w Wędrzynie, o którym w styczniu 2022 wprost stwierdzono, iż nie spełnia podstawowych gwarancji przeciwdziałania nieludzkiemu i poniżającemu traktowaniu osób pozbawionych wolności czy – inne przykłady – umieszczenie ciężko chorych kobiet na którymś piętrze w ośrodku strzeżonym adekwatnie bez pomocy lekarskiej, czy wreszcie lokowanie dzieci w ośrodkach strzeżonych. Z dzisiejszej perspektywy powiedziałabym, iż te przypadki były dramatyczne, ale sposób postępowania funkcjonariuszy, choć też nie spełniał wszystkich standardów, był dużo bardziej adekwatny od tego, co z czym mamy do czynienia dzisiaj. Mam na myśli jednowymiarowy obraz migracji, a szczególnie sytuacji przy granicy polsko-białoruskiej, gdzie migrantów wskazuje się jednoznacznie jako osoby, które szturmują mur. Nie twierdzę, iż taki przypadków nie ma, a jedynie, iż brakuje obiektywnego obrazu, tego momentu, gdzie premier mógłby powiedzieć społeczeństwu o różnych sytuacjach, zarówno tych stanowiących zagrożenie dla bezpieczeństwa, ale także o tych dramatycznych, kiedy mamy do czynienia z rodziną, z siedmiorgiem dzieci albo z rodzinami wywodzącymi się z różnych państw opresji. Bo kiedy z Afganistanu, w którym władzę ponownie przejęli religijni radykałowie, ucieka kobieta z dziećmi, to wiemy, iż chce się ratować. Wtedy naszym obowiązkiem, obowiązkiem naszego państwa jest udzielenie jej ochrony międzynarodowej. Rzecz w tym, iż takiego przekazu nie widzę. Co więcej, poprzez różne instrumenty, które obecna władza przejęła po PiS-ie – pushbacki, wywózki – aż po nowe narzędzia, a mianowicie ewenement na skalę europejską, jakim jest wyłączenie odpowiedzialności za bezprawne użycie broni czy w wreszcie zawieszenie prawa do azylu, niebezpiecznie oddalamy się od standardów praw człowieka. I tak, oddalamy się od wzięcia pod uwagę tych indywidualnych ludzkich historii, o które pytasz.

Migracja nie jest rzeczą nową. Zygmunt Bauman przypominał, iż ludzie, iż „obcy uciekający przed bestialstwem wojny, przed barbarzyństwem, przed tym, na co naraża ich życie w głodzie, bez perspektyw zawsze pukali do naszych drzwi”. Ba, przez lata to myśmy pukali do różnych drzwi… Pokolenia moich pradziadków pukały do drzwi Zachodu, wystarczy spojrzeć na skalę migracji, która wydarza się przed Wielką Wojną, a która oznaczała poszukiwanie lepszego życia. Inny przykład to polscy migranci w Iranie podczas II wojny światowej, prawie 120 tysięcy ludzi i nie mówimy tylko o żołnierzach. Czy wreszcie migracja za żelazną kurtynę – a wtedy uciekali i ci, którzy chronili się przed prześladowaniami, ale też ci, co chcieli „życia na Zachodzie”. Trzeba powtarzać, iż migracja to nie jest zjawisko nowe, ale też iż zmienia i będzie zmieniało swój charakter. Do dawnych powodów dołączyły nowe, jak choćby przypadek uchodźców klimatycznych, ludzi uciekających z miejsc, gdzie naprawdę nie da się żyć. Chętnie wyjeżdżamy na wakacje do Tunezji, a wystarczy spojrzeć, co dzieje się na tamtejszych granicach, albo stanąć w miejscu, z którego wypływają łodzie na Lampaduzę… I tu rodzi się chyba to, co raport Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego określa jako istniejący w Polsce „wybiórczy liberalizm”, gdy walczymy o prawa kobiet, ale od migrantów odwracamy gremialnie oczy…

Faktycznie, zapomnieliśmy tu o sporych fragmentach również naszej własnej historii, tych, które dla jednostek – jak dla dzisiejszych uciekinierów – były trudne, a ze względu na otwartość innych państw, na respektowanie prawa, dla wielu stały się początkiem naszego lepszego życia. Migracja była i będzie, pytanie tylko, jak o niej opowiadamy. W Polsce niestety nastąpił proces budowania coraz mocniejszej antymigranckiej propagandy, która ze szczebli najwyższych schodziła i przez cały czas schodzi w dół, sięgając całego społeczeństwa. Pamiętamy haniebne słowa prezesa PiS. Władza budowała obraz grozy, której przyczyną mieli być migranci, a wśród nich w przeważającej liczbie uchodźcy. Wielokrotnie przypominaliśmy słynne konferencje prasowe, organizowane przez przedstawicieli władzy pisowskiej, gdzie wszelkie wypowiedzi, począwszy od prezydenta, przez kolejnych ministrów czy posłów, budowały nieufność, poczucie zagrożenia, de facto szczuły na ludzi. Opowiadano o nadchodzącej rzekomo eskalacji przemocy. Ludzie zaczęli się bać, słysząc, iż przez granicę przechodzą terroryści, którzy stanowią zagrożenie dla Polski.

Tymczasem, przez pushbacki, często choćby nie wiemy, kto próbował się do Polski dostać. Więcej znamy tych dramatycznych przypadków, osób, które mimo starania się o należną im ochronę międzynarodową, były bestialsko wyrzucane. Pamiętam przypadek rodziny, która na oficjalnym przejściu granicznym była wyrzucana trzydzieści razy. Pojechałam tam, do Brześcia, jeszcze jako zastępczyni rzecznika, ale w celach absolutnie prywatnych. Spotkałam się tam z rodzinami czeczeńskimi. To było jakieś horrendum, kiedy matka z piątką dzieci, w tym z dwójką niepełnosprawnych chłopców, była wyrzucana na przejściu w Terespolu. Ten proces odrzucania migrantów był już wcześniej, ale nasilił się przez osiem lat rządów PiS-u. To, co się wydarzyło, a co było już absolutnym koszmarem, to oczywiście schyłek tej władzy, gdy antyimigrancka i antyludzka propaganda przyjęły niesłychanie brutalne rozmiary, czego skutki widzimy do dziś. Doświadczyłam tego podczas spotkania z licealistami w Gdańsku, którzy powiedzieli mi, iż granice muszą być absolutnie strzeżone, a migranci stanowią zagrożenie dla nas, Polaków. Natomiast migranci trudno, niech wracają tam, skąd przyszli. A gdzie pierwiastek humanitarny, gdzie wymiar prawnoczłowieczy – pytam. To byli uczniowie dobrych liceów, wydaje się, iż powinni być światli, otwarci, rozumiejący. Tymczasem oni prezentowali jeden pogląd, bo zostali nasyceni tą bestialską propagandą. Ta narracja jest wielopoziomowo szkodliwa, bo z jednej strony dotyka bezpośrednio migrantów, a z drugiej sprawia, iż ludzie boją się, a słyszą na przykład, iż doszło do jakiegoś przestępstwa i winnym okazał się migrant, to od razu tworzy się obraz prezentujący nie pojedynczego człowieka, który faktycznie może być zły, ale całej grupy, stanowiącej jakoby dla nas w Polsce i w innych państwach UE, zagrożenie.

Chyba zapomnieliśmy jak szkodliwe są takie uogólnienia. Pamiętasz te okropne dowcipy, w których doradzano Niemcowi, iż jeżeli zginie mu samochód, to powinien go poszukać w Polsce? Sprawa innego kalibru, ale mechanizm podobny, podobnie stygmatyzujący i prowadzący do tworzenia krzywdzących stereotypów. Wszędzie wśród masy ludzi przyzwoitych zdarzają się przestępcy czy pospolici dranie. I popatrz, rząd Zjednoczonej Prawicy chętni chwalił się swoimi religijnymi powiązaniami, uroczystości państwowe zaczynał od mszy, wzmacniał sojusz tronu z ołtarzem. Ale jak przyszło mówić o podstawowych wartościach… to już niekoniecznie. Z godnością drugiego człowieka, z wymogami humanitaryzmu – z których tak byli dumni – ostatecznie kilka mieli wspólnego. Wychowałam się Kancie i Levinasie, na niemożności traktowania drugiego człowieka jako narzędzie czy środek do celu, na widzeniu Drugiego w jego biedzie i niemocy. A tymczasem ludzie stali się narzędziami wojny. I choć wojna hybrydowa jest faktem i musimy znaleźć skuteczny sposób, by sobie z nią radzić, to nie oznacza ona z automatu, iż inny człowiek, ten obcy, musi być wrogiem. Dzisiejszy rząd o tym aspekcie zdaje się zapominać. Popatrz też, jak różne są nasze reakcje na odmienne postacie wojny…

Dotknęłaś kwestii wojny, i to jest bardzo istotne. Wystarczy wspomnieć początek wojny w Ukrainie i to, jak potrafiliśmy się w tym okresie natychmiast mobilizować. Jaką empatię, jakie wsparcie wykazywaliśmy ludziom uciekającym przed wojną, ratującym swoje życie. Drugiego dnia wojny byłam na granicy i na dworcu w Przemyślu i patrzyłam na tych fantastycznych funkcjonariuszy Straży Granicznej. Podziwiałam ich zachowanie. I zadawałam im pytanie, dlaczego wy możecie się tak zachowywać, a wasi koledzy na odcinku polsko-białoruskim zachowują się bestialsko. Nie było żadnej konkretnej odpowiedzi. Mówili tylko: „Jest nam wstyd”. Widzieliśmy ten bezmiar na granicy polsko-ukraińskiej i rozpacz tych ludzi. Co się wówczas wydarzyło? Społeczeństwo zdało egzamin nadmiarowo. Gdyby nie udział nasz, różnych osób indywidualnych, całych rodzin, grup przyjaciół, to cały system by się zapadł. Państwo było nieobecne, a i w późniejszym okresie nie dałoby sobie rady.

Państwo nie miało pomysłu, jak sobie z tym radzić. Zabrakło szybkiego reagowania, koordynacji, dobrych pomysłów, a czasem po prostu myślenia. Myślę, iż właśnie tamta bezradność wobec wydarzenia wojny, jest tym, co powinno napawać lękiem. choćby jeżeli z empatycznymi czy „bojowymi” zrywami doskonale radzimy sobie sami, to potrzebujemy państwa. Na to się umówiliśmy. A ono było nieobecne.

Radziliśmy sobie na inne sposoby. Pamiętam moment, gdy był straszny chaos na dworcu zachodnim w Warszawie i prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski, wezwał na pomoc Adę Porowską. Powiedział: Zrób porządek, zorganizuj pomoc. I oczywiście ona zrobiła to perfekcyjnie. To była forma współpracy samorządu i organizacji pozarządowych, podczas gdy politycy partii wówczas rządzącej byli totalnie zagubieni. To był czas potwornie trudny, a jednocześnie wydobywał z ludzi to, co najlepsze. Jednak po miesiącach wzmożenia opada entuzjazm, następuje zmęczenie materiału. To naturalne. Ale też władze miały swój udział w tym procesie zniechęcania. Bo o ile rzuca się pomysł, iż należy odebrać 800 plus tym ukraińskim rodzinom, które nie pracują, to fałszuje się zjawisko, bo takie osoby to promil. Oni pracują i chcą pracować, są odpowiedzialni za około 1,5% polskiego PKB,
dostarczając do naszego budżetu 15 miliardów złotych, a 800 plus to są tylko 2 miliardy złotych. Oczywiście to bardzo chwytliwe, populistyczne. Tymczasem ci, którzy pracują, ratują budżet. Gdyby na przykład oni wszyscy wyjechali, to jak by wyglądały usługi? Jak wyglądałaby nasza przedsiębiorczość? Co byśmy z tym zrobili? Nie można rzucać w przestrzeń publiczną nieuzasadnionych, krzywdzących, a ostatecznie wręcz szkodliwych haseł. Szkodliwych dla naszej przedsiębiorczości, ale też relacji, jakie moglibyśmy zbudować.

Pomysły tego rodzaju są oczywiście wygodne dla wszelkiej maści populistów i zwykłych nienawistników. Prowadzą też do wytwarzania i gruntowania negatywnego wizerunku przybyszów. W dalszej perspektywie stereotypy budują mury, a nie mosty. I znów wracamy do figury obcego, który od państwa oczekuje, ale nic mu od siebie nie daje. A to bzdura, budowanie jakiejś piramidy potencjalnych podejrzeń. Z drugiej strony o migracji rozmawiamy też od innej strony, znacznie poważniej. Obie pamiętamy moment ogłaszania polskiej strategii migracyjnej, w październiku ubiegłego roku. To po jej przedstawieniu dyskutowaliśmy o niej na Igrzyskach Wolności. Donald Tusk zapewniał wówczas, iż nowe procedury mają na celu zapobieganie zagrożeniu wynikającemu z wojny hybrydowej, a jednocześnie obiecywał zatroszczyć się o humanitarny wymiar sytuacji na polskiej granicy. Rzecz w tym, iż zamiast humanitaryzmu „wydarzyło się” coś absolutnie przeciwnego. Polska właśnie przyjęła drakońskie prawo zawieszania prawa do azylu. Na kolejnych etapach działań legislacyjnych ustawa ta spotykała się z otwartą krytyką. Druzgocąca była dla niej opinia Biura Legislacyjnego Senatu, mamy też negatywną opinię UNHCR, głosy sprzeciwu organizacji pozarządowych. Ustawa zostaje przyjęta, podpisuje ją Prezydent, natychmiast wchodzi w życie, część rodaków reaguje entuzjastycznie… Tylko iż granica to nie tylko wojna. Mamy na przykład Kurdów, mamy Jazydów, ludzi, który życie w ich ojczyznach jest naprawdę zagrożone. Mamy również tych ludzi, którzy – świadomie bądź nieświadomie – są wykorzystywani jako narzędzie, jako broń w wojnie hybrydowej. Nie rozmawiając z nimi, nie przeglądając dokumentów, w wielu przypadkach nie poddając ich przesłuchaniu nie wiemy nic ani o ich biedzie, ani o potencjalnym zagrożeniu.

Ustawa, a adekwatnie zmiany w ustawie o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium RP, zakładająca zawieszenie prawa do azylu w jakimś stopniu była już zapowiedziana właśnie we wspomnianej przez ciebie strategii. Już sama strategia została przez nas totalnie skrytykowana, bo jest ona antyeuropejska, absolutnie antyeuropejska. kilka osób zwróciło uwagę na to, iż jest w niej powiedziane, iż wyroki trybunałów europejskich nie idą w parze z polityką migracyjną. Czy to znaczy, iż odrzucimy orzeczenia trybunałów europejskich? Po drugie, strategia jest w istocie antyimigracyjną, bo zakłada, iż na przykład odrzucamy pakt o migracji i azylu. A przecież składa się z określonych aktów prawnych, w tym konkretnych rozporządzeń. Prawda jest taka, iż jak jesteśmy w Unii, to musimy wykonywać prawo UE, jeżeli odmówimy podstawowemu obowiązkowi wdrażania prawa, czekają nas kary finansowe.

Nie tak dawno gremialnie protestowaliśmy w obronie demokracji, dopominaliśmy się wprowadzania w życie wyroków europejskich trybunałów, gdy chodziło na przykład o praworządność w Polsce. Nie możemy pozwolić sobie na podwójne standardy. Tymczasem dzisiaj słyszymy, iż nie będziemy stosowali rozporządzeń Parlamentu Europejskiego i Rady, wchodzących w zakres nowego podejścia Unii Europejskiej, zawartego w Pakcie w sprawie Migracji i Azylu. Z całą mocą należy podkreślić, iż wdrożenie Paktu jest naszym obowiązkiem. A przyjęcie zmian do ustawy powodującej zawieszenie prawa do azylu idzie absolutnie w poprzek tego, co ustaliła Unia Europejska.

I cały problem polega na tym, iż zawieszamy prawo do azylu, bez adekwatnych procedur. A przecież w regulacjach prawnych UE, składających się na Pakt migracyjny przewidziano bardzo konkretne procedury. Tymczasem o ludzkim losie będzie decydował funkcjonariusz, strażnik graniczny. Pytanie, w jaki sposób będzie on oceniał, czy kobieta jest na przykład w drugim czy trzecim miesiącu ciąży, jak sprawdzi, czy ktoś jest w stanie zdrowia kwalifikującym go do określonej przez ustawę „grupy wrażliwej”, jak zweryfikuje wiek nastolatka?

I dalej: jak sprawdzi czy dany człowiek ucieka przed wojną, czy może jest groźnym przestępcą? Czy ucieka, bo jest prześladowany ze względu na wyznawaną religię, czy grożą mu tortury albo śmierć? A może jest w rozpaczy i szuka lepszego życia? Patrzę czasem na moich studentów. Są wśród nich Ukraińcy, Białorusini, Gruzini, Azerowie, ale też młodzi ludzie z Afganistanu, Konga, Iranu, Syrii czy Chin. Za każdym z nich stoi historia, którą zechcieli mi opowiedzieć. I strasznie jest myśleć, iż gdyby przekraczali granicę w inny sposób, to z tymi historiami najpewniej zostaliby… w lesie. Jakie kompetencje ma dziś strażnik, aby oceniać, czy człowiek jest zagrożony czy nie?

Z reguły nie ma żadnych.

Inna rzecz, iż przeraża mnie już sama arbitralność takiej procedury, w której tle jest potencjalna korupcjogenność.

Absolutnie, bo proszę zwróć uwagę, iż w tych zmianach do ustawy jest przepis mówiący, iż o ile uchodźca jest osobą, wobec której zachodzą okoliczności, które w ocenie organu Straży Granicznej jednoznacznie świadczą o tym, iż jest ona zagrożona rzeczywistym ryzykiem doznania poważnej krzywdy w państwie, z którego przybywa, wówczas może złożyć wniosek o ochronę międzynarodową. Wymienionych jest zresztą kilka grup wrażliwych, np. małoletni bez opieki, kobiety w ciąży etc. o ile trafimy na dobrego empatycznego funkcjonariusza, to mamy szczęście… Problem w tym, jak skonstruowano to prawo, dopuszczając możliwość takich arbitralnych rozstrzygnięć. Taki brak jasnych procedur faktycznie może być korupcjogenny, a jednocześnie wprost naraża życie i zdrowie tych ludzi. Bo nie możemy liczyć na to, iż na Białorusi ktokolwiek potraktuje ich humanitarnie. To nie jest ich „pierwszy kraj bezpieczny”. Warto też dodać jeden element, iż traktowanie migrantów przez
polską straż graniczną pozostawia wiele do życzenia. Pisał o tym w swoim raporcie z 2022 roku Felipe González Morales, specjalny sprawozdawca ONZ ds. praw migrantów. Wskazywał między innymi o używaniu siły przez polskich funkcjonariuszy granicznych. Są na to liczne świadectwa, materiały zdjęciowe etc. Tymczasem przemoc w każdej formie jest niedopuszczalna, podobnie jak używanie siły wobec migrantów. My mówimy „migrantów”, ale te osoby, które przedostają się na teren Polski, to często są uchodźcy, osoby, które mają w sobie zakodowane przekonanie, iż uciekają przed niebezpieczeństwem. Tu nie ma formalnej podstawy do sprawdzenia, czy jesteś uchodźcą, a więc czy mówimy o osobach przebywających poza swoim krajem pochodzenia z powodu obawy przed prześladowaniem, z powodu konfliktu czy np. przemocy, które wymagają ochrony międzynarodowej. W tej ustawie rozminęły się wartości. Nadano priorytet przekazowi politycznemu, pomijając fundamentalne zasady państwa opartego na praworządności i poszanowaniu praw człowieka Wynikiem działania państwa powinno być tworzenie prawa i jego przestrzeganie z pełnym poszanowaniem polskiej Konstytucji i prawa międzynarodowego.

Tymczasem… jakoś „się zapomniał” art. 56 naszej własnej Konstytucji, podobnie art. 18 i 19 Konwencji genewskiej dotyczącej statusu uchodźców, podobnie z zapisani Europejskiej Karty Praw Podstawowych czy Europejskiej Deklaracji Praw Człowieka… Konwencja mówi wprost o „uzasadnionej obawie dotyczącej prześladowania z powodu rasy, religii, narodowości, przynależności do określonej grupy społecznej lub z powodu przekonań politycznych” oraz o „niedopuszczalności dyskryminacji”. Mówi o ludziach, którzy mają prawo uciekać, a którym cywilizowany świat zobowiązał się pomóc. Jasne, Konwencja pochodzi z roku 1951, powstawała w warunkach powojennych. Ale przez cały czas deklarujemy przywiązanie do tamtych wartości, co więcej jest to prawo żywe, niejako wzbogacane przez zmiany następujące w świecie. Bo ludzie wciąż pukają do naszych drzwi…

Tak, pytanie dotyczące złamania prawa zadałam na platformie X senatorom. Niektórzy spośród nich są wykładowcami na polskich uniwersytetach. Czy będą mogli stanąć przed studentami i uczciwie, bez wahania powiedzieć, iż ta ustawa o zawieszeniu prawa do azylu nie łamie żadnych standardów ani prawa międzynarodowego? Zadałam to pytanie na platformie X, ale nie doczekałam się odpowiedzi. Chciałam się zapytać, jak można? Jak można rozumieć to, co mówił pan minister Duszczyk, iż prawo międzynarodowe jest przestarzałe, iż trzeba zmienić prawo międzynarodowe?

Po pierwsze zarówno Konwencja genewska i przyjmowana w tym samym czasie Europejska Konwencja Praw Człowieka to są tak zwane instrumenty, które określa się jako living instruments, czyli instrumenty żywe, które interpretuje się w świetle współczesnych wyzwań. Sądy dostosowują interpretacje do współczesnych realiów. W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy przyjmowano Europejską Konwencję, nie było w niej przepisu dotyczącego zagrożenia z powodu zanieczyszczeń środowiska, a dziś w tym zakresie mamy ponad 400 orzeczeń Europejskiego Trybunału. Nie było przepisu dotyczącego ochrony w związku ze zmianami klimatycznymi, a dziś mamy pierwszy istotny wyrok w sprawie zmian klimatu. To prawo jest żywe, a trybunały na jego podstawie wydają wyroki dotyczące palących problemów dzisiejszego świata. Trudno więc zgodzić się, iż konwencje są przestarzałe.

Już niedługo, w maju, przewodnictwo w Komitecie Ministrów Rady Europy obejmuje Malta. Słyszymy zapowiedzi dotyczące potrzeby podjęcia prac nad reformą europejskiego systemu ochrony praw człowieka. Należy to czytać: Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Pojawiają się głosy dotyczące gotowości dołączenia się do ewentualnej debaty na temat reformy wśród innych państw. Poczekajmy na oficjalne stanowisko Malty. Czy zapowiedź polityków, iż potrzebna jest reforma instrumentów międzynarodowych stanie się faktem? Warto przypomnieć Deklarację z Reykiawiku, wieńczącą IV Szczyt Rady Europy w maju 2023 r., która podkreśla najważniejsze znaczenie systemu konwencyjnego Rady Europy dla ochrony praw człowieka.

Dziś, polski rząd w swoim przekazie zdaje się zapominać, iż mówiąc o migracjach, zarówno Rada Europy, jak i Unia Europejska odnoszą się do kwestii praw człowieka i humanitaryzmu. O tym polscy politycy nie mówią. Tymczasem nie ulega wątpliwości, iż „nasze” zawieszenie prawa do azylu, które jest „czasowe” i wprowadzane przez Radę Ministrów na drodze rozporządzenia narusza Konstytucję, Konwencję Genewską, Kartę Praw Podstawowych, Europejską Konwencję Praw Człowieka, ale także Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady 2024/1359, które stanowi część Paktu o Migracji i Azylu, (Rozporządzenie wejdzie w życie od 1 lipca 2026 r). Nie można jednak nie dostrzec naruszenia istniejącej dyrektywy 2013/32, która nie przewiduje takiej formy zawieszenia prawa do azylu. Wszyscy eksperci zajmujący się prawem międzynarodowym oraz organizacje pozarządowe poddały projektowane zmiany krytyce, a Biuro Legislacyjne Senatu uznało, iż zawieszenie prawa do azylu jako forma rozwiązania kryzysu migracyjnego budzi zastrzeżenia natury konstytucyjnej oraz narusza zobowiązania międzynarodowe. Również Komisarz Praw Człowieka Rady Europy wskazał na poważne konsekwencje przyjęcia zmian do ustawy, naruszających Europejską Konwencję Praw Człowieka. jeżeli ustawa zostanie zaskarżona, to oczywiście sąd będzie mógł ocenić zarówno ustawę, jak i przyjęte na jej podstawie rozporządzenie Rady Ministrów. Warto raz jeszcze podkreślić, iż wokół ustawy pojawił się zmasowany krytycyzm wypowiedziany przez ekspertów organizacji pozarządowych. Problemem okazuje się prawo. Wskazywaliśmy niejednokrotnie nielegalność stosowanych pushbacków, czyli wywózek, mówiliśmy, iż mur na granicy nie oznacza granicy terytorium Polski, bo jest pewien pas za murem, który jest również częścią terytorium naszego kraju. Liczne orzeczenia sądów administracyjnych wskazywały również na nielegalność pushbacków i naruszenia zasady non refoulement. Niestety widzę, iż w tej kwestii postępuje dramatyczny radykalizm. Prawo przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. To jest głęboki, powiedziałabym, spór z kolejnym rządem. Chcemy wspierać go na drodze demokratycznej, w odbudowywaniu rządów prawa. Jednak nie ma naszej zgody na drastyczne łamanie prawa w kwestiach migracyjnych i tak złe traktowanie uchodźców. Nie kwestionujemy potrzeby, wręcz konieczności dbania o bezpieczeństwo, ale należy robić to we adekwatny sposób. Bezpieczeństwo nie wyklucza człowieczeństwa.

Problem bezpieczeństwa jest głębszy, Zajmując się wojną, mam świadomość tego, jak wygląda jej hybrydowe oblicze. Myślę, iż u nas ciągle brakuje tej wiedzy i zrozumienia. Brakuje nam edukacji na ten temat. Z mojego punktu widzenia projekt Tarczy Wschód jest świetnym pomysłem. Tyle iż w założeniu oprócz siły odstraszania/obrony i siły sojuszu, ma on jeszcze trzeci filar, a mianowicie odporność społeczną. I tu mi rzeczywistość zgrzyta, bo prowadzenie narracji o tym, iż każdy migrant jest potencjalnym zagrożeniem nijak tej odporności nie buduje. Potrzebujemy faktów, informacji, wiedzy, a nie nasycania przekazów lękiem. Stąd też pytanie właśnie trochę o możliwy balans pomiędzy bezpieczeństwem, które musimy zapewnić, a humanitaryzmem, człowieczeństwem każdego człowieka, traktowaniem drugiego jako celu a nie narzędzia, czyli naszymi prawami i naszą etyką, z których jesteśmy tacy dumni.

Myślę, iż inaczej rozumiemy, przynajmniej w tym fragmencie, problem bezpieczeństwa. Dla mnie wprowadzanie tych regulacji prawnych oznacza niebezpieczeństwo. Czujemy taki przekaz, iż oto wyrzucamy ludzi, ale nie wiemy, kogo wyrzucamy poza naszą granicę, to będzie dokładnie w przypadku zawieszenia prawa do azylu. Kiedy nie ma żadnej procedury, kiedy te osoby są po prostu wyrzucane, a nie można wykluczyć, iż wśród tych, którzy chcą się przedostać, mogą być ludzie mający do spełnienia określone, wrogie cele, prawda? Ścisła procedura i ocena sytuacji każdej osoby, a zatem dokładne weryfikacja, w ostatecznym rozrachunku wzmacniałaby nasze bezpieczeństwo. Wiedzielibyśmy, kto jest kim. Regulacja wprowadzająca zawieszenie prawa do azylu odbiera nam tą możliwość.

Nie daje też nam dużych szans na zmianę paradygmatu. Znowu, na kolejnym poziomie nie tylko straszy, ale też dzieli społeczeństwo. I to podział, z etycznego punktu widzenia, choćby głębszy niż wiele wcześniejszych, czysto ideologicznych sporów. Biorąc pod uwagę tempo różnorakich następujących na świecie zmian – począwszy od tych klimatycznych, przez zmianę scenariusza globalizacyjnego, aż po znaną z naszego podwórka lukę demograficzną – nie można pozwolić sobie na kolejny „rozdział” antagonizującej narracji.

Zmiana postaw Polaków jest nam potrzebna. Niestety łatwo jest ją zniszczyć, odbudować trudno. To będzie ogromnie trudny, długotrwały proces, ponieważ organizacje pozarządowe i aktywiści najzwyczajniej sami nie dadzą rady, szczególnie, iż i oni mają przeciw sobie aparat państwowy. Popatrz na Proces Piątki – która zaimponowała mi swoją postawą – gdzie akt oskarżenia przypomina mi lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku. Komisarz Praw Człowieka w ostatnim wystąpieniu w sprawie polskiej przytoczył tę sprawę przed Europejskim Trybunałem. Takich postępowań jest więcej. Co gorsza, angażuje się w nie aparat państwa, co absolutnie nie powinno mieć miejsca. Mam na myśli sprawę pani psycholog, która nie powinna zasiadać na ławie oskarżonych, tylko móc dalej udzielać pomocy, wspierać migrantów. Pytanie do prokuratorów prowadzących podobne sprawy brzmi: Jak wy możecie dopuszczać do takiej sytuacji? Jak możecie tak niszczyć ludzi, którzy de facto wam pomagają? Mielibyśmy więcej zgonów na granicy, gdyby nie pomoc, którą udzielają ci ludzie, których traktujecie w sposób niegodny, niemal jak terrorystów.

Muszę powiedzieć, iż problem szukania drogi rozwiązywania kryzysu humanitarnego na granicy polsko-białoruskiej naprawdę wymaga mnóstwa pracy. Bez wsparcia organizacji pozarządowych, świata aktywistycznego wielu problemów nie rozwiążemy. Dobrze stałoby się, gdyby ogromna praca aktywistów została adekwatnie doceniona. Tymczasem mamy do czynienia z wieloma przykładami szykan, postępowań sądowych wobec ludzi głęboko zaangażowanych w niesieniu pomocy. Tracimy więc wielki kapitał społeczny. Gdy po ośmiu latach rządów Zjednoczonej Prawicy przychodziła zmiana, wyobrażaliśmy sobie, iż to Polska będzie tym liderem w Unii Europejskiej w sprawach dotyczących przestrzegania praw człowieka. Tymczasem w kwestiach dotyczących migracji i azylu niestety dokonaliśmy dramatycznego zwrotu.


Dr Hanna Machińska – jest prawniczką i działaczką społeczną z dorobkiem w zakresie wdrażania europejskich standardów prawnych do prawa polskiego, w tym w dziedzinie ochrony praw człowieka i prawa antydyskryminacyjnego. Zawsze była też zaangażowana w walkę z dyskryminacją, ksenofobią i nietolerancją. Autorka wielu publikacji z zakresu ochrony praw człowieka, m.in. „Aksjologia w UE a Europejska Konwencja Praw Człowieka”, „Ochrona praw podstawowych w Unii Europejskiej”, „Idea Europy” (red.), „Polska i Rada Europy”, „Niepełnosprawni na rynku pracy”. Pracuje na Uniwersytecie Warszawskim na stanowisku docenta.

W latach 1991-2002 pracowała w Centrum Europejskim UW, a w latach 2002-2010 pełniła funkcję dyrektora Biura Informacji Rady Europy, a od 2011 r. do 3 marca 2017 r. była dyrektorką Biura Rady Europy. W czasie akcesji Polski do Unii Europejskiej (w latach 2002-2004) pracowała jako ekspertka w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej (UKIE). Była też członkinią Rady ds. Edukacji Europejskiej przy Ministrze Edukacji (2003), ekspertką w Komitecie Doradczym ds. Prawa Europejskiego przy Ministrze Sprawiedliwości (2008-2010), członkinią Doradczego Komitetu Prawnego przy Ministrze Spraw Zagranicznych (2011-2016).W latach 2017-2022 była Zastępczynią Rzecznika Praw Obywatelskich. W 2023 r. została ekspertką w Senacie RP.

W latach 1991-2017 organizowała szkolenia sędziów i prokuratorów w zakresie stosowania Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, a w latach 2000-2006 polsko-holenderskie studia podyplomowe dla administracji publicznej w zakresie prawa europejskiego. W latach 1992-2010 była redaktorką naczelną Biuletynu Biura Rady Europy. Od 26 września 2017 r. do 31 grudnia 2022 r. Zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich.

Została odznaczona m.in. przez Rzecznika Praw Obywatelskich, Ministra Spraw Zagranicznych, Ministra Edukacji, Prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej, Sekretarza Generalnego Rady Europy oraz Prezydenta Austrii. Otrzymała nagrodą specjalną Press Club Polska, nagrodę im. Biskupa Tadeusza Pieronka In Veritate, nagrodę Newsweeka im. Teresy Torańskiej oraz nagrodą Fundacji im. Henryka Wujca.

W 2022 otrzymała tytuł doktora honoris causa Wydziału Prawa Uniwersytetu w Zurychu. W czerwcu 2023 została Człowiekiem Roku Gazety Wyborczej. W grudniu 2023 otrzymała nagrodę w dziedzinie ochrony praw człowieka i rządów prawa, przyznaną przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Niemiec oraz Ministerstwo Spraw Europejskich i Zagranicznych Francji, zaś w roku 2024 nagrodę Fundacji Erazma i Anny Jerzmanowskich. Jest członkinią Rady Fundacji Helsińskiej i Fundacji Batorego oraz Funduszu Obywatelskiego im. Ludwiki i Henryka Wujców.

Idź do oryginalnego materiału