TRZY PO TRZY: Mój Kapitanie…!

3 dni temu

Chciałbym, chciałbym wierzyć, mój Kapitanie! Chciałbym wierzyć, iż moi rodacy tak naprawdę nie wybrali gangusa na prezydenta, a tylko przez oszustwo obejmie on najwyższy urząd. Kapitanie, jakże chciałbym uwierzyć ci, iż w rzeczywistości to tak zacny człowiek jak Rafał Trzaskowski dostał więcej głosów, ale potem padł ofiarą mrocznego spisku, tajemnej struktury, pajęczej sieci złożonej z tysięcy nieuczciwych manipulatorów, sprzysiężonych, aby ukraść mu zwycięstwo.

Kapitanie, o wiele łatwiej byłoby ci uwierzyć. Owszem, ból w związku z tak straszną niesprawiedliwością, wydarciem należytej nagrody, odebranej przyszłości Polski jako kraju zachodnich i europejskich standardów byłby dogłębny i wprawiający niemal w obsesję. Ale byłby niczym w porównaniu ze świadomością, iż – Kapitanie – przegraliśmy to i przegraliśmy to z kimś takim.

Gdy samolot z uwielbianym przez tamtych prezydentem, w akcie granicznej głupoty, podjął próbę lądowania w gęstej mgle, uderzył skrzydłem w drzewo, obrócił się do góry nogami i dachował w smoleńskiej glebie zabijając wszystkich ludzi na pokładzie, to ich kapitan przekonał tamtych, iż to nie był wypadek, tylko spisek i zamach. To ukoiło ich ból, przemieniając go w gorącą nienawiść. Odwróciło ich uwagę od żałoby, rozpamiętywania i kulenia się w sobie, a zwróciło energię ku walce o pełnię władzy w kraju, między innym w celu dokonania stosownych zemst. Kapitanie, rozumiem więc twój zamysł! Wiem, iż widzisz, iż taki motor jest i nam potrzebny, jeżeli nie chcemy oddać wszystkiego tamtym za dwa lata.

Ale Kapitanie, pozwól iż w drodze wyjątku sięgnę po tę legendarną „pogardę”. Nasi to są z grubsza ci „z dużych ośrodków, z wyższym wykształceniem”. Jakże mamy więc uwierzyć, Kapitanie, iż w tysiącu czy choćby pięciu tysiącach komisji dokonano systemowych fałszerstw wyborczych, skoro w każdej z nich zasiadało po kilku przedstawicieli naszych? Kapitanie, czy oni przyłączyli się do spisku? Utracili oczy i uszy w kluczowych momentach? Okazali się masowo głupcami? Na wszystkich z nich były haki? Uznali, iż rzekomy sutener na czele państwa to będą niezłe jaja i odkryli w sobie dryg do groteski? Kapitanie, jeżeli przekonamy część naszych, iż ten system wyborczy nie działa, iż nie potrafimy kontrolować tego, co tamci robią przy wyborach, to nasi przestaną głosować i już nigdy żadnych wyborów nie wygramy. Jak pogrążę się w depresji. ale ty, o mój Kapitanie, chyba pójdziesz siedzieć!

Będę bezczelny, Kapitanie… Obawiam się, iż sam popadłeś w bezradność nocą z 1 na 2 czerwca. Że rzuciłeś ręcznikiem o matę ringu. Że wiara twoja okazała się krucha. Kapitanie, czy ty już nie wierzysz w swoją sprawczość? Czy uznałeś, iż mit o wyborczym fałszerstwie jest ostatnią deską ratunku dla ciebie i dla nas? Czy perspektywy przyniesienia owoców przez prace rządu w kolejnych dwóch latach są tak nikłe? Konflikt z umierającymi i zanikającymi „przystawkami” koalicyjnymi tak nabrzmiały, iż wszystko utknie w tym zwarciu? Weto nowego prezydenta pozbawi wszelkich ministrów i posłów woli pracy, pisania projektów ustaw, wysiłków i wstawania rano z łóżek? Kapitanie, jeżeli tak jest, to co ja mam o tym myśleć? Może my i jesteśmy tymi cywilizowanymi, ale może też i my po prostu nie umiemy rządzić? Albo inaczej, Kapitanie, może ty już nie umiesz? Bo „nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”? Bo „sequel nigdy nie dorównuje oryginałowi”? Bo jest rok 2025, a ty żyjesz może nie w latach 90., ale jesteś gdzieś na etapie walki z kryzysem zadłużenia lat 2012-13? Może stałeś się Noriakim Kasai polskiej polityki, Kapitanie?

Chciałbym wierzyć, Kapitanie, ale nie wierzę. Przegraliśmy to, choć nie mieliśmy prawa przegrać. Dwa lata poszły jak krew w piach, a przerwa w sprawowaniu przez nich władzy może się dla nich okazać cennym etapem ich projektu budowania autorytarnej Polski, zamiast obiecanym przez ciebie krokiem wstecz ku demokracji liberalnej. Kapitanie, stoisz nad gruzami swojej spuścizny.

Idź do oryginalnego materiału