Trzy po trzy: Ludzie Renesansu! Ludzie Renesansu wszędzie!

5 miesięcy temu

Jako politolog zwykłem nad tym ubolewać, ale powszechna opinia głosi, iż w Polsce każdy – niejako z racji urodzenia nad Wisłą – jest politologiem. Wszyscy znamy się na polityce, a w okolicznościach biesiadnych nasze ekspertyzy zyskują na wadze – po północy powstają istne werbalne traktaty o państwie, władzy czy moralności, przy których Kant, Locke czy choćby Machiavelli mogą się schować. Ani ukończenie długoletnich studiów i przeczytanie kilkuset książek, ani wieloletnie doświadczenie w służbie publicznej nie dają w oczach nikogo w kraju żadnej przewagi w rozeznaniu politycznym nad jakimkolwiek z Polaków.

Podczas gdy ja, politolog ale nie polityk, trochę się tym uber-besserwisserstwem martwię, to polityków musi ono dotykać do żywego. Pewnie trudno się wykonuje zawód, co do którego powszechnie uznano, iż wykonywać go może każdy wzięty prosto spod osiedlowego sklepu z piwem. Hołownia? Phi, Zdzisiu po piątym browcu ma lepsze gadane. Kaczyński? E tam, teściowa rodzinę skuteczniej rozstawią po kątach niż on partię. Tusk? Łee, szwagier ma w Niemczech nie gorsze znajomości. I tak dalej.

W tych okolicznościach, tak po ludzku, rozumiem, dlaczego politycy chcą sprowadzić inne zawody do tego samego położenia. Przykładowo Władysław Kosiniak-Kamysz (formalny lekarz) uznał się za czołowego historyka ze specjalizacją w muzealnictwie. Gdy autorzy oryginalnej koncepcji Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, profesorowie historii z niemałym dorobkiem, wrócili do instytucji i postanowili przywrócić wystawie jej pierwotną treść, zmienioną przez pisowskich nominatów pod narrację prawicy, WKK wszedł z nimi w spór merytoryczny. Jako nie gorszy przecież od nich historyk, uznał „usuwanie” rotmistrza Pileckiego, rodziny Ulmów czy o. Kolbego z wystawy stałej za skandal i począł bronić pisowskich zmian niczym niepodległości. Jako wybitny znawca dziejów XX w. mógł z pełnym przekonaniem ocenić, iż uwypuklanie tych postaci na pewno nie zniekształca ocen historycznych takich wątków epoki, jak bilans działań tzw. żołnierzy wyklętych, postawa polskich warstw ludowych wobec Holokaustu czy międzywojenny antysemityzm w polskim Kościele katolickim.

W tym samym mniej więcej czasie Marcin Horała (formalny politolog i prawnik) wkręcił Paulinę Matysiak (formalną polonistkę i filozofkę) w inwestowanie i zarządzanie dużym biznesem. Solorz-Żak myśli, iż jest z niego jakiś gieroj? Niech no tylko poczeka. Para młodych polityków ma szeroko zakrojone plany, obejmujące inwestycje w pasażerski transport międzynarodowy, energetykę jądrową, porty i logistykę. A wszystko to tylko dla idei, jako iż wstręt do sektora prywatnego mocno zespaja ich i ich partie, choćby gdy prawie wszystko inne je dzieli.

Może nieco za daleko w tym entuzjazmie poszedł Jarosław Kaczyński (formalne słońce narodu). W szczycie sukcesów i dominacji jego reżimu postanowił zawstydzić wszystkich aktywistów społeczeństwa obywatelskiego i został wręcz ultymatywnym whistleblowerem. Gdy do jego uszu dotarły niepokojące wieści o nieprawidłowościach przy wydatkowaniu publicznych środków z tzw. funduszu sprawiedliwości, nie wahał się ani chwili i zawiadomił prokuratora. Ale nie byle jakiego prokuratora, tylko od razu uderzył do prokuratora generalnego! Wykazał się wielką odwagą i wiarą. Odwagą, bo mógł się obawiać, iż prokurator generalny o sprawie wie… aż za dużo. Wiarą, bo musiał przecież wierzyć w praworządny charakter zbudowanego przez siebie systemu, skoro uznał, iż prokurator generalny przeprowadzi śledztwo przeciwko samemu sobie. Taki profesjonalizm tylko za czasów PiS!

Kiedyś wszyscy będziemy więc ludźmi Renesansu. Każdy będzie ekspertem nie tylko w polityce, ale we wszystkich dziedzinach wiedzy. Najpewniej nastąpi to w realiach domu wariatów.

Idź do oryginalnego materiału