Trzaskowski "przegrał prezydenturę na własne życzenie". Fragment książki "Duduś. Prezydent we mgle"

3 miesięcy temu
Zdjęcie: Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl


- Kurski zaproponował bez konsultacji ze sztabem, iż będzie debata w Końskich: Duda kontra Trzaskowski. Ustalili to z Kaczyńskim. Pamiętam, jaki był w***w na Kurskiego, chociaż Kaczyński był oczywiście zachwycony, iż Kurski realizuje genialny pomysł debaty w Końskich, bo na pewno Trzaskowski spęka i nie przyjedzie. Na szczęście dla Dudy faktycznie nie przyjechał - powiedział w rozmowie z Jackiem Gądkiem, autorem książki "Duduś. Prezydent we mgle", jeden ze sztabowców.
Poniższy fragment pochodzi z książki pt. "Duduś. Prezydent we mgle. Kulisy Pałacu Andrzeja Dudy" autorstwa Jacka Gądka, która ukaże się 26 marca nakładem wydawnictwa Ringier Axel Springer Polska.


REKLAMA


Człowiek z otoczenia pałacu: - W kampanii prezydenckiej 2020 roku były dwa sztaby. Jeden na Nowogrodzkiej, którego szefem był Joachim Brudziński. A drugi w pałacu prezydenckim - w nim rządził Marcin Mastalerek.
Sztabowiec Andrzeja Dudy: - Brudziński siedział sporo w Parlamencie Europejskim. Po pierwszej turze wyborów Agata Duda spotkała Joachima Brudzińskiego. I pyta go: "Joachim, a to ty nie w Brukseli?!".
Zaufany współpracownik: - To było tuż po nieodbytych wyborach kopertowych. Jeden z ludzi ze sztabu, który zajmował się trochę badaniami i z którym Duda się trochę znał, przyszedł do pałacu. Był kompletnie załamany. Andrzej musiał go wręcz cucić w sekretariacie. Siedział i mówił tak: "Andrzej, idzie wielka fala, już jest po wszystkim, już nie ma ciebie, nie ma nas, koniec". Mówił tak, bo na Nowogrodzkiej byli przekonani o nadciągającej porażce.
Sztabowiec: - Po wygranej Andrzej ze sceny dziękował jako pierwszemu Mastalerkowi, bo to on w pewnym momencie zaczął robić kampanię Dudzie, a nie sztab na Nowogrodzkiej.


Człowiek prezydenta: - Duda miał swoją kartę rodziny, a Trzaskowski kartę LGBT+. To podpaliło Polskę i wznieciło falę poparcia dla Dudy. Po co Trzaskowski bez sensu podpisywał tę kartę LGBT+, skoro potem choćby jej nie realizował?
Zaufany współpracownik: - 4 czerwca Mateusz Morawiecki niespodziewanie ogłosił, iż chce, aby już zaraz Sejm udzielił mu wotum zaufania. To wotum było utrzymywane w największej tajemnicy: wiedzieli tylko Duda, Morawiecki, Kaczyński, Mastalerek, Kolarski, Spychalski i jeszcze Dworczyk, który pisał wniosek o to wotum. Rafał Trzaskowski robił tego dnia w Gdańsku swój duży event.
Człowiek prezydenta: - Sztab na Nowogrodzkiej wymyślił, żeby Duda robił tego dnia zakupy na targu gdzieś na Mazowszu. Spychalski pojechał na Nowogrodzką do sztabu PiS. Powiedział, iż jednak kasujemy ten wyjazd na targowiska, bo Duda będzie miał wtedy urlop. Brudziński zaczął szaleć, jak to usłyszał. A jak się tego 4 czerwca zebrał sztab PiS, to Brudziński zaczął od wyzwisk pod adresem Spychalskiego: "Co ty sobie wyobrażasz! Wy sobie urlopiki robicie". No i przeklinał, a potrafi siarczyście. W tym momencie w mediach gruchnęła wiadomość, iż prezydent jedzie do Sejmu, bo będzie głosowanie nad wotum zaufania dla rządu Morawieckiego. Wtedy odzywa się Błażej Spychalski: "Przepraszam cię, Joachim, ale Jarosław prosił, żeby nikomu nie mówić".
Człowiek prezydenta: - Szef sztabu nie był poinformowany o wotum, bo ten sztab PiS już nie miał znaczenia w kampanii.


Człowiek z kręgu pałacu: - Bez Mastalerka nie byłoby reelekcji w 2020 roku. On miał pomysły na kampanię, jak na przykład podpisanie karty rodziny, którą subtelnie poszczuł na osoby LGBT.
Sztabowiec prezydenta: - W kampanii najbliżsi doradcy mają utrzymywać kandydata w jak najlepszej formie psychicznej, humorze. Rozluźniać go, budować jego pewność siebie, a jak trzeba, to opier***ić. I Mastalerek taką rolę też pełnił.
Sztabowiec: - Jacek Kurski zaproponował bez konsultacji ze sztabem, iż będzie debata w Końskich: Duda kontra Trzaskowski. Ustalili to z Kaczyńskim. Pamiętam, jaki był w***w na Kurskiego, chociaż Kaczyński był oczywiście zachwycony, iż Kurski realizuje genialny pomysł debaty w Końskich, bo na pewno Trzaskowski spęka i nie przyjedzie. Na szczęście dla Dudy faktycznie nie przyjechał.
Zaufany człowiek Andrzeja Dudy: - Przecież gdyby tylko Trzaskowski przyjechał do tych Końskich, to byłby dzisiaj prezydentem. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Gość przegrał prezydenturę na własne życzenie.


Doradca: - Duda wielokrotnie nam mówił: "Mnie nie interesuje, jak pracuje sztab - ja po prostu wykonuję to, co sztab wymyślił". On chce dostawać od sztabu konkrety i to robić. No i dostał ze sztabu informację, iż będzie debata w Końskich. Mówiliśmy Dudzie: "Andrzej, jak Trzaskowski się tu pojawi, to już wygra". A Duda na to: "Ja do siebie nie mam żadnych pretensji, ja robię wszystko, co mogę, a skoro sztab tak zdecydował, to niech tak będzie".
Zaufany człowiek z kręgu prezydenta: - Liczyliśmy się poważnie z tym, iż Trzaskowski przyjedzie do Końskich. Już samą jego obecność potraktowalibyśmy jako jego sukces. Nie musiałby nic mówić. Już samo przybycie mogłoby odwrócić losy kampanii. Na sztabie wyborczym PiS, pamiętam to dobrze, ktoś powiedział tak: Trzaskowski mógłby przyjechać,uśmiechnąć się, powiedzieć kilka banalnych słów do kamery i już to byłby jego sukces.
Sztabowiec: - W trakcie kampanii przychodził analityk z cyferkami w tabelach. Ale debata w Końskich to już była sama końcówka i nie było choćby czasu, żeby to przeanalizować na liczbach. Kierowaliśmy się intuicją. A ona mówiła, iż przez Końskie mógł się zmienić wynik wyborów.
Sztabowiec: - Wiedza, czy Trzaskowski fizycznie pozostało w stanie zdążyć do Końskich, była wtedy bardzo istotna. Sztab musiał to śledzić.


Sztabowiec: - Ponoć aż trzy ekipy TVP ciągle jeździły za Trzaskowskim.
Człowiek zaangażowany w kampanię: - Prezes TVP Jacek Kurski ciągle był na łączach z Samuelem Pereirą i reporterami. W takim potocznym znaczeniu można powiedzieć, iż byli przedstawicielami terenowymi sztabu. Z drugiej strony to za nami jeździli dziennikarze TVN. Można więc też powiedzieć, iż częścią sztabu Trzaskowskiego był TVN. To były takie rozmowy Kurskiego z nimi: "Jak tam sytuacja?". "Dojeżdżamy do Leszna, Trzaskowski za chwilę będzie miał tu spotkanie". W którymś momencie już było wiadomo, iż choćby śmigłowcem by nie zdołał zdążyć do Końskich. A tego się obawialiśmy. Ale on się bał. My też się strasznie baliśmy, iż jednak przyjedzie i będzie mówił: "Panie Duda, dlaczego ułaskawiłeś pedofila?".


Zobacz wideo 50 twarzy Andrzeja Dudy sezon drugi! Reakcje Prezydenta na przemówienie Tuska w Sejmie


Sztabowiec: - Sprawa ułaskawienia pedofila mogła wysadzić w powietrze końcówkę kampanii i wygraną Andrzeja Dudy w tych wyborach.
Człowiek prezydenta: - Z dzisiejszej perspektywy, przy tym, jak traktuje prezydenta ekipa premiera Tuska, zarzut o skorzystaniu przez prezydenta Dudę z prawa łaski wobec osoby skazanej za pedofilię to był tak zwany pikuś.


Sztabowiec: - Wtedy to ułaskawienie było przyjęte przez sztab z zaskoczeniem i niedowierzaniem.
Bliski współpracownik: - Ale sprawa tego ułaskawienia była czysta. Zasadą prezydenta było to, iż o łasce ktoś może myśleć tylko wtedy, gdy pokrzywdzeni są za ułaskawieniem. W tej sprawie były dwie pokrzywdzone i obie prosiły o ułaskawienie.
Człowiek z Kancelarii Prezydenta: - Minister Paweł Mucha odpowiadał za nadzór nad biurem ułaskawień i za przyniesienie tego wniosku prezydentowi. Duda znał tę sprawę i dopytywał o nią. Ale moment na ułaskawienie był wybrany fatalnie - dość krótko przed wyborami. Ktoś na sztabie powiedział wtedy, iż sprawy ułaskawień powinny być w czasie kampanii zamknięte w szafie.
Minister: - Prezydent Duda przez całą pierwszą kadencję ułaskawił dosłownie kilkadziesiąt osób. Przy innych prezydentach to jest naprawdę niewiele. Wychodził z założenia, iż może ułaskawić kogoś dopiero wtedy, kiedy nastąpi przebaczenie. Jak nie ma przebaczenia, to nie ma tematu łaski. I gdy zachodzą jakieś specjalne przesłanki. Prezydent sam czyta i analizuje akta sprawy, wielokrotnie do nich wraca. Nie ma takiej możliwości, żeby coś zostało - kolokwialnie mówiąc - podłożone, a prezydent coś bezwiednie podpisuje. Proces analizy trwał, a panie z rodziny tego mężczyzny skierowały list do prezydenta. Co do zasady w ogóle się nie ogłasza tego, iż prezydent kogoś ułaskawił. Tu dochodzimy do sedna sprawy: skąd dziennikarze się dowiedzieli, iż Duda ułaskawił tego człowieka? W newralgicznym momencie kampanii informacja o tym trafiła do mediów - najpierw do "Rzeczpospolitej". Musiała tam trafić z Kancelarii Prezydenta.


Współpracownik prezydenta: - Gdyby dziennikarze nie dostawali informacji bokiem, to nic by nie pisali. Tak ten system działa. Politycy w ten sposób budują sobie relacje z dziennikarzami. To też jest taki rodzaj biznesu: coś za coś. I tutaj tak to działało. Ktoś nadzoruje ważne biuro, więc ma dostęp do tych wszystkich informacji i staje się przekaźnikiem tych informacji do mediów. W sprawie tego pedofila nikt nikogo nie złapał za rękę. Natomiast inaczej się nie da. Chyba iż wychodzi pan z założenia, iż któryś z urzędników, pracujących w biurze od wielu, wielu lat, to zrobił.
Minister: - A dlaczego ktoś z ludzi prezydenta miałby sabotować kampanię swojego szefa? Może ktoś tu nie miał świadomości, iż to będzie miało aż tak duży ciężar gatunkowy? Może było tak, iż chciał się pochwalić jakąś wiedzą?
Współpracownik prezydenta: - Informacja mogła wyjść z Ministerstwa Sprawiedliwości, bo ono też uczestniczy w procesach ułaskawieniowych, a Zbigniew Ziobro najchętniej utopiłby prezydenta w łyżce wody.
Człowiek bliski kampanii prezydenta: - Tego dnia, gdy wypłynęła w mediach informacja o ułaskawieniu pedofila, rano sztab naciskał na Pawła Muchę, żeby jak najszybciej wyszedł na konferencję prasową i spróbował uciąć sprawę. Taka zapadła decyzja. Kłopot w tym, iż Mucha przekazał sztabowi: wyjdę na konferencję, ale pod warunkiem, iż sam prezydent mi powie, iż mam to zrobić.


Sztabowiec: - Prezydent był zajęty innymi kampanijnymi rzeczami - ciągle miał spotkania w terenie. Nie miał czasu, żeby zadzwonić do swojego ministra, by go poprosić o zabranie głosu w sprawie tego ułaskawienia.
Współpracownik prezydenta: - Duda zadzwonił do Muchy, ale ileś godzin później. Kiedy się dowiedział, iż Mucha tego zażądał, strasznie się wnerwił. Andrzej zadzwonił i go potwornie zrugał. Efekt był taki, iż odbyła się konferencja Muchy przed pałacem prezydenckim. Ale to już było za późno. Rozlało się. Wszyscy zaczęli o tym mówić i pisać w mediach, iż prezydent okazał łaskę pedofilowi. Nie udało się uciąć sprawy.
Minister: - Wystarczyło, żeby Trzaskowski przyjechał do Końskich i ciągle pytał: "Prezydencie, dlaczego ułaskawiłeś pedofila?!". Ale nie przyjechał i tylko dzięki temu wyszliśmy cali z najostrzejszego zakrętu całej tej kampanii.
Idź do oryginalnego materiału