Rafał Trzaskowski po raz kolejny udowodnił, iż jest politykiem, który stawia na merytorykę i uczciwą debatę, a nie na tanią sensację. Jego postawa podczas wydarzeń w Końskich zasługuje na najwyższe uznanie – prezydent Warszawy pokazał, iż Polacy zasługują na poważną rozmowę o przyszłości kraju, a nie na krzykliwe widowisko.
Trzaskowski słusznie zauważył, iż debata zorganizowana przez jego sztab była spokojna i oparta na konkretach, a każdy z kandydatów miał równe szanse. „To była równa debata, nikt nie miał lepszych warunków. Nie to, co w roku 2020” – podkreślił, przypominając, jak powinien wyglądać prawdziwy dialog polityczny.
Z drugiej strony, nie sposób nie skrytykować PiS i ich kandydata, Karola Nawrockiego, za ewidentną hipokryzję i uniki. Trzaskowski celnie wskazał na manipulacje prawicowych mediów, mówiąc: „Oni sobie postanowili zrobić swoją własną debatę w pseudotelewizji z ustawionymi pytaniami, z wrzaskami, ze złymi emocjami i próbują udawać, iż to była prawdziwa dyskusja”. Dodał też, iż ma nadzieję, iż „nikt normalny, kto dzisiaj przygląda się scenie politycznej w Polsce, się na to nie nabierze”.
Trudno się z nim nie zgodzić – takie działania to jawna próba oszukania wyborców i uniknięcia merytorycznej konfrontacji. Co więcej, Nawrocki, mimo wcześniejszych ustaleń na debatę 12 maja, zrobił wszystko, by nie stanąć do uczciwej rozmowy jeden na jeden, co Trzaskowski skomentował z rozczarowaniem: „Niestety, jak miało być jeden na jeden, to mój konkurent zrobił absolutnie wszystko, żeby nie pojawić się, żeby nie było dyskusji merytorycznej, pogłębionej pomiędzy dwoma kandydatami”. Taka postawa PiS to kolejny dowód na to, iż partia boi się prawdziwej debaty i woli chować się za krzykliwymi hasłami, zamiast zmierzyć się z realnymi problemami Polaków.